- Ty uważasz się za dobrą matkę? A widziałaś z czym on wczoraj przyszedł do mnie?- Logan uderzył pięścią w stół.- Czy ty widziałaś jego twarz? Trzy dni mnie nie ma, a ty wracasz do picia!
- Gówniarz mnie zdenerwował!- wrzasnęła Mayra.- Jakbyś chciał wiedzieć nie radzę sobie z nim odkąd od nas odszedłeś!- wyżaliła się z płaczem.
- Tak? A tym twoim nowym gachem umiałaś się zająć? I Dave musiał to oglądać... Jesteś zwykłą szmatą! Jeszcze się dziwisz? Zabieram mojego syna do siebie...
- To jest nasz syn!- przypomniała.
- Jeszcze...
- Wystarczy.- przeszkodził im pan David.- Logan, nie wiedziałem, że można z ciebie wydobyć taką agresję. Mayra, dobra konsekwencja w postawie. Nie pogubiłaś się jak ostatnio. Widzę progres, więc dostaniecie po piątce. Owacje!- klasa zaczęła klaskać. Torrensel zasiadł do biurka i wstawił oceny do dziennika.- Myślę, że zrobimy sobie jeszcze jedne ćwiczenia pod koniec miesiąca i będę w stanie wystawić wam ocenę semestralną.
- A na jaki temat?- spytał Kendall.
- Nad tym się jeszcze zastanowię, ale zależy mi na waszym zaskoczeniu.- jego uśmiech przestraszył wszystkich. Znając jego, to mogło być cokolwiek, a nawet coś nadzwyczajnego, ekstremalnie abstrakcyjnego. W tym momencie zadzwonił dzwonek. Uczniowie zaczęli opuszczać klasę. Kiedy Kendall ogarnął się ze swoimi rzeczami, do sali weszła Katelyn.
- Dzień dobry. Chciałam przynieść usprawiedliwienie...- zorientowała się, że Schmidt stoi niedaleko niej. Udała, że go nie widzi. Sam Kendall opuścił wzrok i posłusznie wyszedł na korytarz.
- Pojawiła się w szkole.- podszedł do niego Logan.
- To nie znaczy, że wraca.- próbował odpowiedzieć normalnym tonem.- Tydzień jej nie było.
- Tydzień to nie jest dużo. Zresztą możesz ją zapytać.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Zostaw mnie samego, ok?- następnie wyminął go i poszedł przed siebie.
David przyjął usprawiedliwienie od Tarver, a następnie pożegnał ją ciepłym uśmiechem. Spojrzał na swój zegarek i szybko spakował swoje rzeczy do torby. Zamknął klasę i poszedł w stronę gabinetu. Z daleka widział już te znajome mu drzwi jednak coś innego bardziej przykuło jego uwagę. Na krzesełku obok siedziała Lydia. Był pewny, że to ona, Przyspieszył kroku z ciekawości co ona tu robi. Z każdym kolejnym, szybszym krokiem, jego oczy robiły się coraz większe. Kobieta wstała i ścisnęła nerwowo swoją drogą torebkę. Stał naprzeciw niej nic nie mówiąc. Był zaskoczony, ale i szczęśliwy, bo jej wyraz twarzy nie przypominał tego samego jak cztery dni temu kiedy był w jej mieszkaniu.
- Sekretarka powiedziała, że mogę cię tu znaleźć.- powiedziała.- Możemy porozmawiać?
- T-tak, już otwieram.- motał się ze znalezieniem kluczy. Mimo, że minutę temu jeszcze wkładał je do bocznej kieszeni, teraz nie pamiętał gdzie są. Lydia widząc jego zdenerwowanie, sama bardziej się zestresowała.- Wejdź.- wpuścił ją do środka i szybko zamknął za nimi drzwi.- Usiądź.
- Miałam do ciebie dzwonić, ale stwierdziłam, że lepiej będzie wyjaśnić wszystko na osobności.
- Nie wiedziałem, że jest co wyjaśniać.- oparł się o biurko.- Ale szczerze mówiąc zaskoczyłaś mnie swoją obecnością. Nie było chwili, abym o tobie nie myślał, a najgorsze było powstrzymywanie się zadzwonienia... żebym chociaż wiedział czy zmieniłaś zdanie czy nadal mam cierpieć...
- Myślałam, ale najpierw chciałabym cię przeprosić. Zachowałam się niedojrzale. I nie mówię tylko o tym, że wyrzuciłam cię za drzwi, ale chodzi mi też o te siedemnaście lat temu. Powinnam ci powiedzieć od początku, a tak... nie wiem czemu to wtedy zrobiłam. Czemu dałam ci nadzieję wiedząc, że mój narzeczony czeka na mnie w domu.
- Bo może podświadomie chciałaś mnie...
- Nie mogłam wtedy rzucić wszystkiego i zostać z tobą. Nie byłam na to gotowa. Ja go kochałam.
- A mnie nie kochałaś?
- Też kochałam. Zresztą...
- Co się stało to się nie odstanie. Może ja zbyt bardzo naciskałem. Po co mam ciągle przypominać ci o przeszłości. O rzeczach, których nie chcesz pamiętać.- westchnął.
- Ale ja chcę pamiętać i będę pamiętać.- aż wstała z krzesła.- Wiesz dlaczego?
- Nie. Już nie.
- Bo... to jest jedyne miłe wspomnienie o tobie jakie mam. I mimo szczęśliwego małżeństwa, ja wciąż pamiętałam o tobie. Może nie myślałam o tym dniami i nocami, ale będąc daleko od domu, sama... dzień przed sesją, pijąc czekoladę nocą i spoglądając w gwieździste niebo miałam w głowie taką myśl o następnym dniu. O tym, że będę pracować, a wokół będą kręcić się statyści i za każdym razem przed sesją myślałam o pierwszym statyście jakiego poznałam.- David patrzył przez ten czas głęboko w jej oczy.- Miałam przygotowane jeszcze tyle rzeczy jakie chciałabym ci powiedzieć, ale jak tak patrzysz na mnie, to nie mogę sobie przypomnieć.
- Nie musisz.- pokręcił głową.
- To chociaż powiem jedno. Twój liścik przypomniał mi to wszystko z zupełnie innej perspektywy i... myślałam nad tym przez ten cały czas.
- I do jakiego wniosku doszłaś?
- Że... powinnam dać ci szansę. Powinniśmy spróbować. Pytanie czy nadal ci na tym zależy.
- Zawsze zależało!- przytulił ją mocno do siebie.- Zawsze...
Logan spędzał przerwę z May. Oboje siedzieli na ławce i trzymali się dyskretnie za ręce. Po drugiej stronie podwórka znajdowało się niewielkie boisko. Zazwyczaj Brian grał tam w kosza ze swoją paczką, ale od jego występu w baletowych rajtuzach, gra z zupełnie innymi kolegami z drużyny, którzy nadal walczą o jego względy. Sądzą, że pewnie szuka zastępców. Nie zależało mu na nim samym, a raczej na rzeczach jakie mogą na tym zyskać. Jednak Brian już od dawna postanowił z tym skończyć. Przez boisko nagle przebiegła Jenny i z uśmiechem na twarzy tylko pomachała blondynowi. Widać, że gdzieś się spieszyła.
- Jak myślisz? Jenny i Brian bardzo się lubią?
- Hmm... z tego co wiem to nawet.- wzruszyła ramionami.- Wiesz... są dwie grupy na ostatnim roku. Tak jak my chodzimy razem na zajęcia to oni chodzą razem. Słyszałam, że na ich wspólnej improwizacji to nawet się całowali.
- Oni?- zdziwił się.
- Ale to tylko w końcu gra. Zresztą nie obchodzi mnie ani on ani ona. Ale wiesz kto mnie obchodzi? Ty.- pocałowała go w policzek.
- A drugi policzek?- dziewczyna uśmiechnęła się i dała mu całusa w drugi policzek.- Tylko żeby nie poczuł się zazdrosny.- następnie wstała.- Ja muszę już iść. Obiecałam Ash załatwić pewną sprawę. Widzimy się po szkole?
- No jasne.
- Pa!- pomachała mu i odeszła.
Becker oglądając tę całą sytuację, oddal piłkę kolegom i szybkim krokiem podszedł do kolegi. Jego spojrzenie było zaniepokojone.
- Siema.- przywitał się.
- Siema. Co tam?
- Spoko. Czyli to prawda. Jesteście razem.
- No tak wyszło. Dobrze nam ze sobą. Wiem, że to dziwna sytuacja, bo ona była twoją dziewczyną, ale mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza.- żył taką nadzieją.
- No właśnie przeszkadza, ale nie w tym sensie żebym był zły czy zazdrosny.
- To o co ci chodzi?- uniósł brwi.
- Jako kumpel dam ci dobrą radę, ok? Byłem z nią. Znam ją bardzo dobrze. Lepiej niż myślisz. Wiem o niej sporo rzeczy z kilku źródeł. Dlatego musiałem z nią zerwać. Nie dlatego, że chciałem ją wykorzystać, choć taki był początkowy zamiar. Ja się zmieniłem. Ale wiedz, że to nie jest uczciwa dziewczyna. Nie wchodź w to głębiej, bo możesz się poparzyć.
- A niby jakie to są poufne rzeczy?- spytał z lekkim zirytowaniem.
- Nie mogę ci powiedzieć.
- Wiesz... jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Ja poznałem prawdziwą May. Nie tę, którą grała przed tobą, bo wiem, że nie była sobą długi czas. Znam to, bo sam taki byłem, ale czuję, że to dobra dziewczyna, która zagubiła się po drodze.
- Logan, oprzytomnij!- pchnął go delikatnie w ramię.- Gdybyś otworzył oczy to byś wiedział, że...
- Hej!- przerwał mu.- A to nie jest przypadkiem tak, że Jenny poprosiła cię, abyś mnie do niej zniechęcił? Wiem, że one się nienawidzą.
- Wiesz co?! Sam na to wpadłem! A jeśli chcesz wiedzieć to Jenny akurat chce dla ciebie dobrze.
- Gadaliście sobie razem o mnie?- zdenerwował się.- A może ona jest teraz twoim nowym celem, co?
- Kurwa, stary wyluzuj.- wstał zszokowany.- Nic z tego co insynuujesz nie jest prawdą. Jedyne co łączy mnie z Jen, i tego oboje nie ukrywamy, jest nienawiść do Mayry Ackerman.
- Podobno nienawiść to jednej osoby tworzy super przyjaźń.- zironizował.
- Wiesz co? Daruj sobie.- machnął ręką.- Ale żeby potem nie było jak się wyda cała prawda.- odwrócił się i wrócił na boisko.
James tego dnia musiał zmierzyć się z jeszcze jedną rzeczą. Ostatnią i najgorszą rzeczą do zrobienia była konfrontacja z panią Bazyliszek. Tak nazywał James nauczycielkę od tańca. Nic w tym dziwnego. On czuł, że ona się na nim wyżywa jak i cała reszta grupy. Gdyby nie pomoc Lucasa czy Ash, to nie wie co by się z nim stało. Oni pomagali mu we wszystkich przygotowaniach do testów i zaliczeń. Ledwo wiązał koniec z końcem na ich zajęciach. Zapukał do jej gabinetu i czekał na odzew.
- Proszę wejść.- powiedziała.
- Dzień dobry.
- No proszę kto nas odwiedził.- oparła się o wygodnie o fotel.- O wszystko cię podejrzewałam, ale wagary z moich lekcji? Tego jeszcze nikt się nie odważył.
- A skąd pani wie? A może mam usprawiedliwienie?- podszedł do biurka.
- Gdybym nie miała za oknem pewnych widoków to bym nie wiedziała, ale widziałam cię opuszczającego teren szkoły razem z Samanthą Davis.- James nie wiedział co jej powiedzieć. Chciał jej wcisnąć kit o sytuacji losowej, ale teraz nie ma szans.- Usiądź.
- Przepraszam.- powiedział po chwili.
- Za co?
- Za to, że sobie olałem pani lekcje. Tym bardziej, że moja sytuacja tutaj jest do bani. Mimo, że staram się jak mogę, to i tak jest pani w stanie...- urwał. Nie powinien się jej żalić. Obawiał się, że jeszcze to wykorzysta.
- Dokończ. O co ci chodzi.
- O nic. To nie ważne.
- Ważne. Jeśli masz jakiś problem to lepiej o nim porozmawiać. W końcu jestem pedagogiem.
- Ale bez konsekwencji?- upewnił się.
- Bez.- odpowiedziała bez zastanowienia.
- Chodzi o to, że jeden głupi błąd kosztował mnie tyle cierpienia. Nie wiem czy pani pamięta pierwszą lekcję i te buty bez białej podeszwy. Od tamtej pory uwzięła się pani na mnie i stosowała nie fair zasady. Naprawdę uwielbiałem tańczyć, ale czując ciśnienie jakie pani na mnie naciska, przestaję to lubić. Odsuwa mnie pani od moich marzeń. Sprawia pani, że czuję się mniej pewny swoich umiejętności. Spędziłem tyle czasu, żeby panią zadowolić biorąc korki od swoich równieśników, a pani wciąż nie potrafiła tego docenić i dokładała więcej i więcej. Zdzierałem sobie stopy i upadałem wiele razy choć dla jednej dobrej opinii na mój temat, a zawsze było źle. Dlatego niechętnie chodzi mi się na pani zajęcia i gdyby nie było za późno, to zrezygnowałbym. Choć obiecałem sobie, że wytrwam... Wygrała pani. Chce mnie pani uziemić?- pani Hemingway nieprzyjemnie słuchało się jego słów. Widziała wyraz jego twarzy. To jaki strach go ogarnia i jak jest mu przykro. Poczuła się dziwnie głupio.
- Na początek... cieszę się, że miałeś odwagę powiedzieć co ci przeszkadza. Po drugie... to nie jest tak, że ja się wyżywam. No... może tak to wyglądać z twojej strony. Ja po prostu mam swoje zasady nauczania. Widząc cię na pierwszych zajęciach wiedziałam, że doświadczeniem odstajesz od reszty i że potrzebujesz dużo pracy, więcej niż inni. Chciałam w przyspieszonym kursie nauczyć cię w ten semestr tyle ile ich uczyłam przez dwa lata. Pragnęłam wręcz tego żebyś ich dogonił, a może był nawet i lepszy. Ja wiem, że jestem surowa. Nie daję pochwał, bo dla mnie pochwały rozpuszczają i tylko ludzie osiadują na laurach, choć może dawać to więcej motywacji. Ale jeśli ja widzę, że ktoś się uparcie nie poddaje i dąży do celu to wiem, że jest warty mojej uwagi, bo nie uważam, James, że na nic cię nie stać. Stać cię na bardzo dużo.
- Serio?
- Tak. I nie zależy mi na tym żeby cię uziemić. To dla mnie jako nauczyciel też jest porażką, bo znaczy, że nie potrafiłam cię niczego nauczyć. Myślisz tak?
- No porównując z początkiem to umiem teraz bardzo dużo. W małym palcu mam nawet teorię.
- Maslow, Maslow...- westchnęła delikatnie się uśmiechając. James nie mógł uwierzyć w to zjawisko. Pierwszy raz widział jak jej kąciki idą ku górze.- Czekałam aż mi coś udowodnisz. - sięgnęła do szuflady.- I mam twoją pracę. Wiesz na ile zaliczyłeś?
- Nie...
- Miałeś dziewięćdziesiąt trzy procent. To bardzo dużo. Z takim postępem nie mam innego wyboru jak wystawić ci ocenę bardzo dobrą na semestr. I zrobię to teraz, ale nikomu ani słowa.- widział jak przed nim stawia ocenę obok jego nazwiska.- Nie chcę tu zaraz kolejki uczniów, która też chce szybciej dostać ocenę. A jeśli ci tak bardzo zależało na moim dobrym słowie to jest mi bardzo miło. Jesteś bardzo dobrym tancerzem.
- Jeny, dziękuję.- przejechał ręką po gardle. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Nawet przestał do niej mieć żal.
- Czy wiesz, że z taką oceną na semestr mogę cię przepuścić do egzaminu końcowego w czerwcu?
- Nie myślałem, że będę mieć taką ocenę.
- To teraz już wiesz, ale nie wolno ci odpuścić. Musisz nadal się starać, bo stracisz moje zaufanie. Możesz już z pewnością dopracowywać swój układ.
- Dziękuję. Tylko, że jest problem.
- Jaki?
- Nie chcę tańczyć w parze. Chcę działać solo.
- Czy wiesz, że będzie ci trudniej?- spytała.- Nie podoba ci się współpraca z Ashley? Dobrze się dogadywaliście.
- Już nie. Czasy się zmieniają. Czy nie ma w takim razie jeszcze kogoś kto potrzebuje pary?
- Jest taka osoba...- spojrzała na niego.- Tylko, że jest kontuzjowana i jej egzamin stoi pod znakiem zapytania.
- Sam?- nauczycielka przytaknęła.- Mówiła mi, że raczej nie...
- To może postaraj się ją przekonać. Ja znam jej sytuację bliżej, bo sama z nią nie raz rozmawiałam. Jeśli mówi ci, że nie jest w stanie tańczyć, bo tak powiedzieli lekarze, to robi to dla swojego bezpieczeństwa, nie zdrowia. Gdyby tak było, nie przyłapałbym jej na tańcach wieczorową porą.
- Dlaczego mi to pani mówi?
- Żebyś coś z tym zrobił. Szkoda by było nie zobaczyć was tam razem. Mielibyście całą komisję w garści. Prospekcje na przyszłość. Po prostu wszystko czego byście chcieli. Porozmawiaj z nią. Niech nie marnuje talentu.
- Dobrze. Zobaczę co w mojej mocy.
Kendall czekał na Logana na korytarzu. Byli już po ostatnich zajęciach, lecz Logan musiał zostać dłużej u pani Benson. Ich mentorka miała za zasady konsultować się z każdym uczniem na osobności. Zbliżał się koniec semestru, więc chciała wszystko powyjaśniać. Po chwili na korytarzu zjawiła się Katelyn. Kendall najpierw jej się przyjrzał dyskretnie, a następnie opuścił wzrok. Dziewczyna widząc jego zakłopotanie, zawahała się. Jednak postanowiła do niego podejść.
- Czy tak już będzie zawsze, że będziemy udawać, że się nie znamy?- spytała.
- Raczej nie chciałbym...
- To nie rób tego.
- A ty?
- Też przestanę.- dosiadła się.- Myślisz, że nad czym zastanawiałam się cały ten czas? Miałam go bardzo dużo. To nie jest twoja wina i nie chcę żebyś uważał, że ja tak myślę. Nie nienawidzę cię. Po prostu... jest w tobie teraz coś co mnie...jakby... No coś co sprawia, że muszę trzymać cię na dystans. Ale to nie jest tak, że tak zostanie zawsze. Potrzebuję czasu.
- Jak chcesz to dam ci go tyle ile będziesz potrzebowała. Ja też nie chcę rezygnować ze znajomości z tobą. Jestem tylko ciekaw jak twój ojczym to przetrawi.
- Będzie jakoś musiał.- wbiła wzrok w drzwi od sali.- Ale pewne jest, że zostaję w szkole. Nie wiem jak, ale gdy dowiedziała się o tym jego matka, to potrafiła postawić na swoje. Ta kobieta ratuje mi życie.- uśmiechnęła się. Kendall też chciał, ale się powstrzymał. Przypomniał sobie słowa Sam i domyślał się, że to jest jej sprawka.
- Długo trzymał cię pod kluczem?
- Jeśli myślisz, że tylko z tego powodu to nie. O dziwo, podobno "martwi się".
- To znaczy?
- To ty w ogóle oglądasz telewizję?- była zszokowana, że blondyn nic o tym nie wie.- Dwa dni temu zgwałcono w okolicy dziewczynę z gimnazjum. Na szczęście żyje, ale tego drania nie znaleziono.
- Że też są tacy ludzie na ziemi.- powiedział z obrzydzeniem.- Ale to miło, że on się troszczy co jest serio zaskakujące.
- Może i tak, ale nawet nie wiesz jak bardzo się boję.
- Nie bój się. Nie pozwolę, aby stała ci się krzywda.
~~~~~~~~~~~~~~~~~
~ Hej. Coraz ciężej to idzie, wiecie? Pisanie bez zapasu jest stresujące. Dziś kończyłam dopiero, ale mam nadzieje, że coś się tam wam spodoba ;)
- No porównując z początkiem to umiem teraz bardzo dużo. W małym palcu mam nawet teorię.
- Maslow, Maslow...- westchnęła delikatnie się uśmiechając. James nie mógł uwierzyć w to zjawisko. Pierwszy raz widział jak jej kąciki idą ku górze.- Czekałam aż mi coś udowodnisz. - sięgnęła do szuflady.- I mam twoją pracę. Wiesz na ile zaliczyłeś?
- Nie...
- Miałeś dziewięćdziesiąt trzy procent. To bardzo dużo. Z takim postępem nie mam innego wyboru jak wystawić ci ocenę bardzo dobrą na semestr. I zrobię to teraz, ale nikomu ani słowa.- widział jak przed nim stawia ocenę obok jego nazwiska.- Nie chcę tu zaraz kolejki uczniów, która też chce szybciej dostać ocenę. A jeśli ci tak bardzo zależało na moim dobrym słowie to jest mi bardzo miło. Jesteś bardzo dobrym tancerzem.
- Jeny, dziękuję.- przejechał ręką po gardle. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Nawet przestał do niej mieć żal.
- Czy wiesz, że z taką oceną na semestr mogę cię przepuścić do egzaminu końcowego w czerwcu?
- Nie myślałem, że będę mieć taką ocenę.
- To teraz już wiesz, ale nie wolno ci odpuścić. Musisz nadal się starać, bo stracisz moje zaufanie. Możesz już z pewnością dopracowywać swój układ.
- Dziękuję. Tylko, że jest problem.
- Jaki?
- Nie chcę tańczyć w parze. Chcę działać solo.
- Czy wiesz, że będzie ci trudniej?- spytała.- Nie podoba ci się współpraca z Ashley? Dobrze się dogadywaliście.
- Już nie. Czasy się zmieniają. Czy nie ma w takim razie jeszcze kogoś kto potrzebuje pary?
- Jest taka osoba...- spojrzała na niego.- Tylko, że jest kontuzjowana i jej egzamin stoi pod znakiem zapytania.
- Sam?- nauczycielka przytaknęła.- Mówiła mi, że raczej nie...
- To może postaraj się ją przekonać. Ja znam jej sytuację bliżej, bo sama z nią nie raz rozmawiałam. Jeśli mówi ci, że nie jest w stanie tańczyć, bo tak powiedzieli lekarze, to robi to dla swojego bezpieczeństwa, nie zdrowia. Gdyby tak było, nie przyłapałbym jej na tańcach wieczorową porą.
- Dlaczego mi to pani mówi?
- Żebyś coś z tym zrobił. Szkoda by było nie zobaczyć was tam razem. Mielibyście całą komisję w garści. Prospekcje na przyszłość. Po prostu wszystko czego byście chcieli. Porozmawiaj z nią. Niech nie marnuje talentu.
- Dobrze. Zobaczę co w mojej mocy.
Kendall czekał na Logana na korytarzu. Byli już po ostatnich zajęciach, lecz Logan musiał zostać dłużej u pani Benson. Ich mentorka miała za zasady konsultować się z każdym uczniem na osobności. Zbliżał się koniec semestru, więc chciała wszystko powyjaśniać. Po chwili na korytarzu zjawiła się Katelyn. Kendall najpierw jej się przyjrzał dyskretnie, a następnie opuścił wzrok. Dziewczyna widząc jego zakłopotanie, zawahała się. Jednak postanowiła do niego podejść.
- Czy tak już będzie zawsze, że będziemy udawać, że się nie znamy?- spytała.
- Raczej nie chciałbym...
- To nie rób tego.
- A ty?
- Też przestanę.- dosiadła się.- Myślisz, że nad czym zastanawiałam się cały ten czas? Miałam go bardzo dużo. To nie jest twoja wina i nie chcę żebyś uważał, że ja tak myślę. Nie nienawidzę cię. Po prostu... jest w tobie teraz coś co mnie...jakby... No coś co sprawia, że muszę trzymać cię na dystans. Ale to nie jest tak, że tak zostanie zawsze. Potrzebuję czasu.
- Jak chcesz to dam ci go tyle ile będziesz potrzebowała. Ja też nie chcę rezygnować ze znajomości z tobą. Jestem tylko ciekaw jak twój ojczym to przetrawi.
- Będzie jakoś musiał.- wbiła wzrok w drzwi od sali.- Ale pewne jest, że zostaję w szkole. Nie wiem jak, ale gdy dowiedziała się o tym jego matka, to potrafiła postawić na swoje. Ta kobieta ratuje mi życie.- uśmiechnęła się. Kendall też chciał, ale się powstrzymał. Przypomniał sobie słowa Sam i domyślał się, że to jest jej sprawka.
- Długo trzymał cię pod kluczem?
- Jeśli myślisz, że tylko z tego powodu to nie. O dziwo, podobno "martwi się".
- To znaczy?
- To ty w ogóle oglądasz telewizję?- była zszokowana, że blondyn nic o tym nie wie.- Dwa dni temu zgwałcono w okolicy dziewczynę z gimnazjum. Na szczęście żyje, ale tego drania nie znaleziono.
- Że też są tacy ludzie na ziemi.- powiedział z obrzydzeniem.- Ale to miło, że on się troszczy co jest serio zaskakujące.
- Może i tak, ale nawet nie wiesz jak bardzo się boję.
- Nie bój się. Nie pozwolę, aby stała ci się krzywda.
~~~~~~~~~~~~~~~~~
~ Hej. Coraz ciężej to idzie, wiecie? Pisanie bez zapasu jest stresujące. Dziś kończyłam dopiero, ale mam nadzieje, że coś się tam wam spodoba ;)
No Lidzia zaskoczyła. Chce mu dac szansę? Podoba mi sir to. Tzn.. Z jednej str bo z drugiej szkoda takiego kogoś jak David dla niej.. No ale.. Może ona sir zmieni?
OdpowiedzUsuńKat wypuszczona z lochu? Ten fiut sir o nią martwil?! Serio?! Pewnie po prostu nie chciał żeby zaciazyla i miałby kolejnego pasozyta pod swym dachem...
Podoba mi się ze pogadala szczerze z Kendem. Przynajmniej wie na czym stoi.
Loganowi znowu jebie na mózg.. On jest jakis popierdolony. Srrio. Co kobieta może zrobić z człowiekiem...
Szczera rozmowa Jamesa z Bensonowa też spoko. Na dobre mu to wyszło. Ona chciała tylko jego dobra.. 5na semestr? Genialnie! :)
James z Sam w parze na egzaminie końcowym? Coś pięknego :) niech ją tylko namowi..
Bensonowa powiedziała ze Sam nie chce brać udziału ze względu na bezpieczeństwo q nir zdrowie? To.mnie utwierdza w przekonaniu ze ten jej wypadek nir był wypadkiem...
May z Ash pewnie znowu knuja przeciwko Sam... Szlag by je :/
Jen z Brianem? Tego się nie spodziewalem :D
Super rozdział! Docen ze komciam na tel. To katorga!
Doceniam. Ja na przykład robię to cały czas. 90 % komów pisałam z tel. Ale masz ode mnie order ;)
UsuńLogan jest ostry, trzeba przyznać. Brawo. Potrafi walczyć o swoje. Kendall i Logan są... jak bracia. Uwielbiam takie relacje. Dzisiaj oglądałam stare Wolf Watch na YouTube. Tam Jill Wagner powiedziała coś w stylu: „Są ze mną dwaj bracia od innej matki”. I wtedy Tyler i Dylan się uściskali. Jeszcze są wywiady. Dlatego nie oglądam ich od razu, tylko w okresie oczekiwania. Wracajmy do tematu. Ta baba wraca do związku? No co za szok! Tego się nie spodziewałam! Zaplanowałaś to z premedytacją! Ale moment z zamykaniem i otwieraniem klasy mi się podobał!
OdpowiedzUsuńZ reszty jakoś niewiele zrozumiałam. Musiałam przeczytać dwa razy. I tak wiele to nie dało. Chyba było coś o Brianie. Nie pamiętam, trudno powiedzieć. I Jenny. A relacja May i Ashley wciąż mi się nie podoba. Notka świetna. Czekam na nn! Pozdrawiam!
Logan jest ostry, trzeba przyznać. Brawo. Potrafi walczyć o swoje. Kendall i Logan są... jak bracia. Uwielbiam takie relacje. Dzisiaj oglądałam stare Wolf Watch na YouTube. Tam Jill Wagner powiedziała coś w stylu: „Są ze mną dwaj bracia od innej matki”. I wtedy Tyler i Dylan się uściskali. Jeszcze są wywiady. Dlatego nie oglądam ich od razu, tylko w okresie oczekiwania. Wracajmy do tematu. Ta baba wraca do związku? No co za szok! Tego się nie spodziewałam! Zaplanowałaś to z premedytacją! Ale moment z zamykaniem i otwieraniem klasy mi się podobał!
OdpowiedzUsuńZ reszty jakoś niewiele zrozumiałam. Musiałam przeczytać dwa razy. I tak wiele to nie dało. Chyba było coś o Brianie. Nie pamiętam, trudno powiedzieć. I Jenny. A relacja May i Ashley wciąż mi się nie podoba. Notka świetna. Czekam na nn! Pozdrawiam!
Klepne sb na jutro ;)
OdpowiedzUsuńOooo Logan jaki stanowczy..mam nadzieję, że posłucha Briana i bedzie taki kiedy się dowie jaka naprawde jest Mayra.
UsuńNo Lidzia chce dać Davidowi szanse :D zobaczymy co z tego wyjdzie ;)
Jezus czy Hemmingway była miła dla Jamesa czy mi się wydawało? :O brawo dla niego, bo zdał na 5! I teraz przekonać Sam do denszenia, a potem związek *-*
Kendall z Kate dla nich jest jeszcze nadzieja :))
Supcio i czekam na nn :)
Gratulacje dla Jamesa za ocenę, jednak Hemingway nie taka zła.. Życzę powodzenia na egzaminie, no i oby się z Sam udało. Powodzenia też dla Kendalla i Katelyn, niech się im udaję. Oraz dużo szczęścia dla Logana i gratulacje za odwagę. Rozdział świetny!
OdpowiedzUsuńNiestety musze lecieć. Ale super rozdział
OdpowiedzUsuń