poniedziałek, 4 stycznia 2016

~ 57 ~ Problemy z przeszłości dziś mogą być jedynym rozwiązaniem.

Przez ostatnie tygodnie Katelyn ma uczucie, że żyje w fantastycznym świecie przepełnionym fikcją oraz sytuacjami, które w normalnym życiu nie mają miejsca. Otóż jej prawny opiekun, John Carter, po latach niesprawiedliwych rządów oraz bezpodstawnych ocen, znalazł chyba swoje serce gdzieś na krańcu ciemnej i lodowej krainy pokrytej szronem. Mężczyzna stał się dla niej milszy. Nie obarcza jej już szeregiem zadań domowych, który w tym miejscu stał się jej dzienną rutyną, Zaczął traktować ją naprawdę jak członka rodziny i nagle zaczął rozumieć potrzeby nastoletnich dziewczyn. Nie mniej jednak stał się taki jak Lydia dla swoich dzieci( co już nie ma miejsca), czyli nadopiekuńczy. W zamian za dobre zachowanie jakim ją raczył, musiał wiedzieć zawsze w jakie miejsce się udaje i z kim, i nawet nie przeszkadzało mu to, że czasem był to i Kendall Schmidt! Oczywiście Katelyn nie kryła przed nim takich informacji, chociaż do dzisiaj nie może uwierzyć w to, co się dzieje.
- Kate, gotuję obiad i zabrakło soli. Czy skoczyłabyś do sklepu obok?- odwrócił głowę w jej stronę, ale nadal stojąc na kuchennym stanowisku. Jeszcze niedawno to pytanie byłoby rozkazem typu Kate, idź po sól, a potem ugotujesz obiad. Dziewczyna wzięła pieniądze i wyszła do sklepu. Oczywiście nie
obyło się bez jego zerkania w okno i tego dziwnego uśmiechu, który raczej ją niepokoił niż cieszył.
- Świat zwariował...- westchnęła mówiąc do siebie.
Przekroczyła próg sklepu i od razu ruszyła na dział z przyprawami. Nie rozglądając się uważnie, stanęła w kolejce do kasy, która dziś wyjątkowo się dłużyła, gdyż staruszka stojąca przed nią miała dylemat, które ciasteczka kupić. Sama sprzedawczyni próbowała już ze wszystkich sił wykazać się swoją cierpliwością. To dało blondynce czas na głębsze rozejrzenie. Usłyszała ten znajomy dzwonek informujący o nowym kliencie. Dziewczyna ostrożnie zlustrowała go wzrokiem od góry od dołu. Ten chód, ta sylwetka i... te pół twarzy przykryte bejsbolówką. A co więcej, te blond włosy, które znów nie potrafiło okiełznać jego okrycie głowy. Szybko odwróciła głowę i po chwili zapłaciła za sól. Trzymając ją przy sobie, wyszła nerwowo ze sklepu dając szybszego kroku w stronę domu.
- Czekaj!- zawołał ją. Kat chciała biec dalej, ale nie wiedziała czemu się zatrzymała. Stała na środku swojej ulicy a w zasięgu jej wzroku znajdował się jej dom. Zewsząd mnóstwo kręcących się sąsiadów. Nie widziała zagrożenia, ale bała się, bo nie wiedziała kim on jest. Mimo, że się odwróciła, nadal nie widziała jego oczu. Mężczyzna podszedł do niej dość blisko, że aż wstrzymała powietrze.- Cześć. Może mnie nie znasz i się boisz, ale musimy porozmawiać. Jak dobrze, że w końcu udało mi się ciebie złapać.- odparł z ulgą.- Masz czas dzisiaj żeby spotkać się w parkowej kawiarence? Tak o siedemnastej? Musimy się koniecznie spotkać, proszę...
- Przepraszam, ale kim pan jest?
- Kate!- nagle usłyszała za sobą głos Cartera, który biegł w jej stronę. Nie zorientowała się gdy tajemniczy gość po prostu zniknął. Carter przerażony a jednocześnie zły zalał ją lawiną pytań.- Kto to był? Nic ci nie zrobił? Rozmawiałaś z nim? Mówił ci coś?
- Nie wiem kto to... nie zdążyłam w sumie prawie się odezwać do niego.
- Katelyn, nie możesz rozmawiać z nieznajomymi. To może być niebezpieczny człowiek. Może chcieć ci zrobić krzywdę.
- Ale gwałciciel już siedzi w więzieniu...
- Otóż to, że mógł mieć kolegę. Może ty jesteś jego kolejnym celem? Skoro kręci się i interesuję tobą od dwóch miesięcy...- w tym momencie zorientował się, że się zagalopował i zamilkł. Wymijającym spojrzeniem spuścił głowę.- Chodź już do domu. Dziewczyna z wrażenia rozchyliła usta. Chciała się już go zapytać skąd on wie, że to on dwa miesiące temu też ją wypatrywał skoro nie chciał w to początkowo uwierzyć?


Po trzech dniach Carlos został wypisany ze szpitala. Nadal nie czuł się najlepiej, ale był zdolny do samodzielnego poruszania się i funkcjonowania. Zalecono mu odpoczynek, picie dwóch litrów wody dziennie i odstawienie tego co zażywał. Oczywiście lekarze musieli zawiadomić policję, ponieważ chodziło o narkotyki. Carlos zeznał, że znalazł je pod ławką w parku i skorzystał z darmowej okazji. Myślał, że będzie miał poważne problemy dopóki nie okazało się, że policja już poszukuje jednego dilera narkotyków i policja już nie raz znalazła narkotyki w różnych miejscach pozostawione dla swoich klientów. Jednak ta informacja i tak musiała sięgnąć Gustavo, który od razu przyjechał do chłopaków. Gustavo i czwórka przyjaciół usiadła w salonie gdzie panowała spięta atmosfera.
- Chłopaki, co się z wami stało?- zaczął.- Jeszcze nie rozpoczęliście kariery, a już pakujecie się w kłopoty? Czy może ja nie wiem o wszystkim? Może macie mi więcej do powiedzenia?
- Nie, nie mamy.- odpowiedział Kendall w imieniu wszystkich. [O wiele więcej się wydarzyło, ale po co on musi o tym wiedzieć?]
- Carlos? Po co to zrobiłeś?
- Nie wiem, ok?-był rozdrażniony tym zajściem.- Nie męczcie mnie już. Powiedziałem wszystko. Jest mi głupio. Już nigdy tego dziadostwa nie tknę. Obiecuję.
- Wiesz jakie musiałem uruchomić kontakty człowieku? Masz szczęście, że zrobiłeś z siebie większego durnia niż ogólnie jesteś, bo znając ciebie to nie chce mi się wierzyć, że dla zabawy się zaćpałeś znalezionymi używkami i zabrałeś je na imprezę. I od kiedy ty pijesz? Co się wami stało? Jesteście zupełnie inni. Nie jesteście już tymi chłopakami co osiem miesięcy temu. A zostało naprawdę niewiele. Chcecie to zaprzepaścić?
- Prawda... zmieniliśmy się.- przyznał Logan.- Możesz uważać, że na gorsze, ale... ja na przykład, nie wiem jak inni, czuję się lepszym człowiekiem.
- Ja też.- dodał James.
- I ja. Nawet wyleczyłem się z bezsenności.- dopowiedział Kendall. Wszyscy spojrzeli na Carlosa jakby czekali na coś.
- Ja też czuję się lepszym człowiekiem. Pomimo ostatniego incydentu, ale każdy ma prawo zboczyć. Każdy ma prawo na błąd, prawda?
- Tak, dlatego ci wybaczam.- powiedział Gustavo.- Postaram się, aby nikt z zarządu, a tym bardziej Griffin, nie dowiedział się o tym, ok? Zostały wam dwa miesiące. Musicie być pewni tego czego chcecie. Ja muszę jeszcze dziś być w Los Angeles.- wstał- Jakbyście mieli jakiś problem to wiecie, że możecie dzwonić, choć nie wiem czemu jeszcze tego wcześniej nie robiliście. Czasami nie możecie polegać tylko na sobie. Tyle chciałem powiedzieć w tym temacie. Do zobaczenia w czerwcu jeśli nadal jesteście pewni.- wyszedł.
- Chłopaki, musimy poważnie pogadać.- stwierdził Kendall.- I to będzie jedna z najważniejszych rozmów jakie dotąd mieliśmy.- wszyscy przyznali mu rację.- Ani ja ani wy nie wiedzieliśmy, że sytuacja wymknie się ta spod kontroli. Ta kariera zupełnie stoczyła na najdalszy tor przez ten czas. Pojawiły się inne priorytety.
- Może zabrzmię egoistycznie, ale co mi się dziwić. Moja dziewczyna umiera.- powiedział James.- Nie widzę dla siebie perspektyw w tym miejscu jeśli nie ma jej być przy moim boku. Będę musiał z tym żyć, ale nie tutaj. Myślę, że Los Angeles by mi bardzo pomogło. Bardzo ją kocham, ale nie potrafiłbym tu zostać po tym wszystkim.
- Wiemy jak ci ciężko.- wsparł go Logan.- I nikt nie ma żalu do ciebie. To zupełnie normalne. Bardzo to przeżywasz. Lepiej się na to przyszykować niż dostać cios z zaskoczenia. Choć to boli krócej, nie ciągnie się cholerstwo w nieskończoność. Jeśli chodzi o mnie... San Diego pozwoliło mi się pozbyć tego co męczyło mnie w przeszłości. W sumie ja... nie wiem co czuć, co myśleć. Z Mayrą wszystko skończone. Chyba nic mnie tu nie trzyma po tej szkole. Chciałbym zrobić karierę Przecież to było nasze wspólne marzenie.
- A co z Jenny?- spytał Kendall.
- A co z nią miałoby być nie tak?- wzruszył ramionami Logan.
- Nie jest dla ciebie ważna?
- Jenny to moja przyjaciółka. Możemy raz na jakiś czas się odwiedzać. Nie widzę przeszkód. To nie jest daleko.
- Ale chyba zdajesz sobie sprawę, że będziesz miał mnóstwo pracy i nie będziesz miał czasu na boczne wyjazdy czy... coś innego.
- Sądzisz, że przyjaźń z nią mi przeszkodzi w zdobyciu marzeń?
- Nie, ale...- zawahał się.- Jenny jest lepsza od Mayry.
- Co mi sugerujesz?
- Wiesz... jak się was tak obserwuje to... no... pasujecie do siebie. Ty pewnie nie widzisz tego jak ona na ciebie patrzy.
- Kendall, za dużo miłości wokół ciebie chyba jest.- Logan zmarszczył brwi.- Nie wydaje mi się. Jenny... to moja przyjaciółka i nic więcej.
- A gdyby ci powiedziała, że cię kocha to... zmieniłbyś zdanie?- dalej drążył temat, a Logan robił się coraz bardziej rozgrzany.
- O co ci chodzi, co?- podniósł się.
- A co ty taki nerwowy się zrobiłeś?
- James w przyszłości chce stąd wyjechać, ja też... może czujesz się samotny, co? Może chcesz tu zostać dla Katelyn, bo między wami nadal iskrzy, co? I potajemnie chcesz nas namówić na zmianę zdania? No powiedz nam Kendall.- założył ręce.- Czy ty nadal chcesz z nami tworzyć ten zespół?- zapadła cisza.- Kendall?
- Chcę! Ok? Ale nie teraz. Jestem rozerwany. Nie będę wam kłamał. Wolałbym żebyście też dali sobie czas. Między nami nadal coś jest. Jeśli ja stąd wyjadę, to jej nie odzyskam, a ja ją kocham. Ponad życie. Ale nie chcę żebyśmy my się rozrywali. I to nie jest tak, że chcę was tu siłą trzymać. Nie chcę was namawiać do robienia złych rzeczy, a tych dobrych. Ja po prostu widzę was jako parę. Jamesa rozumiem, a Carlos to... ja bym go pierwszego wysłał do LA, choć ciężko mi o tym mówić, ale też myślę o was, nie tylko o sobie i też przez to jestem rozerwany.
- Czemu mnie?- spytał Carlos, który do tej pory było tylko słuchaczem.
- Carlos, no przyznaj, że związek z Douleur jest toksyczny. Ona doprowadziła cię do kompletnego wyniszczenia. Czy ty pamiętasz siebie zanim ją poznałeś? Gdzie jest ten żywiołowy Carlito? Ten dowcipniś, który lubi być w centrum uwagi? Zrobiłeś się spokojny, prawie cię nie ma, prawie w ogóle cię nie słychać. jakby uszło z ciebie życie. Ty mizerniejesz kiedy ona rośnie w siłę.
- Wcale nie! Ona mnie zmieniła na lepsze. Zawsze chcieliście żebym był normalniejszy.
- Ale nie tak.
- Ja dzięki niej poznałem po prostu jej postrzeganie świata. Ona nauczyła mnie wielu rzeczy. Czuję się przy niej bardziej doceniony, dowartościowany. Prawda, że nie raz myślałem żeby to zakończyć, ale wciąż do niej wracam, bo nie mogę odejść.
- Narkotyki w porównaniu do niej to podróbka.- stwierdził Logan.- Ty nie potrafisz się od niej już uwolnić.
- Bo może nie chcę. Jeśli ja odjadę to ją zniszczy. Jestem jedyną osobą, która może jej pomóc. Bo wiem, że mogę. Ona staje się dzięki mnie lepszym człowiekiem.
- A ty stałeś się gorszym.- dodał James.
- Wy nic nie rozumiecie! Nie zostawię jej, a jak coś to pojedzie najwyżej z nami do tego LA jeśli będzie taka potrzeba.
- Carlos, z tego nic nie będzie. Czemu tak się upierasz?
- Powierzyła mi swój największy sekret. Ufa mi. Jak nikomu innemu. Sprowadziłbym ją na dno. Nie chcę mieć jej na sumieniu. Jak ty i James chcecie w wakacje wracać tam, to mogę zostać z Kendallem. Życzę powodzenia.
- Jezu, tu nie chodzi o to, że na siłę chcemy was tam ciągnąć!- zdenerwował się Henderson.- Odpowiedzcie mi tylko na jedno pytanie. Czemu my się w to wszystko pakowaliśmy? Powiedzcie, że się nie opłacało.
- W LA  czy w dziewczyny?
- W dziewczyny.
- Opłacało się, Logan.- odpowiedział blondyn.- Mimo złych sytuacji, czy zdajesz sobie sprawę ile byś stracił?
- To co robimy?- James już dawno się zgubił.- Nie ruszę się bez was, chłopaki. Razem albo w ogóle. Nie będę może szczęśliwy tutaj, ale tam też bez was tym bardziej nie będę. Zresztą gdzie wy, tam i ja dam sobie radę.
- Ja też bez was się nigdzie nie wybiorę.- odrzekł Logan już spokojniejszy.
- Poradzimy sobie.- powiedział Kendall.- Poczekajmy z tym wszystkim. Nie spieszmy się. Zostały dwa miesiące. Jeszcze wiele może się zmienić. Na razie to zostawmy. Nic z tym nie zrobimy.


Lucas miał dziś tak fantastyczny dzień, że zaczął sprzątać całe mieszkanie. Czuł wewnętrzną ochotę, aby to zrobić. Włączył playlistę dawno niesłuchanej Nicole Schezinger i złapał za ścierkę do kurzu. Sprzątanie w towarzystwie tego głosu wprowadziło go w stan radości jakiego nie czuł już jakiś czas. Nagle do mieszkania wparowała Jenny. Nie ściągając butów pobiegła na górę zostawiając za sobą grudki ziemi. Wkurzyłby się gdyby nie fakt, że jego siostra płakała. To mu nie umknęło. Wyłączył muzykę, rzucił ścierkę w kąt i poszedł za nią. Zapukał i nie czekając na odzew pozwolił sobie wejść. Jenny leżała brzuchem na łóżku a jej twarz maskowana była przez poduszkę. Lucas westchnął i podszedł do siostry siadając obok.
- Jens? Czemu płaczesz?
- Żałuję, że kogoś usłyszałam...- powiedziała nie ruszając się z miejsca.
- Kogo?
- Logana... i resztę.
- Chcesz o tym porozmawiać?- spytał. Czekał cierpliwie na jej reakcję. Wiedział, ze w takich momentach nie należy pospieszać. Dziewczyna po chwili podniosła się i usiadła po turecku patrząc zaczerwienionymi oczami na brata.
- Wiedziałam, że nadejdzie taki czas, że będzie musiał wyjechać tak jak cała reszta. Ale nie miałam pojęcia, że do tego czasu tak się do niego przywiążę. To mój przyjaciel i chcę jego dobra, ale nie chcę żeby wyjeżdżał, bo...- zamilkła na chwilę.- Ale on chce. Dla niego to nie jest problem, ale ja wiem jak to będzie wyglądać. Będzie dobrze przez miesiąc, może dwa, a potem to wszystko zacznie sypać się w drobny mak.
- A mogę zadać ci pytanie? Tylko odpowiedz szczerze.- przytaknęła.- Nie czujesz do niego tylko przyjaźni, prawda? Znam cię. Nie ukryjesz tego przede mną nawet gdybyś chciała.
- No i co z tego skoro on mnie nie kocha? Po co w takim razie mam mu o tym mówić? Żeby zniszczyć naszą przyjaźń?
- Może nie wiesz co on naprawdę czuje.
- Ja wiem i to wystarczy. Gdyby chciał to już by dawno ze mną był. Nie wiem już czy chcę o tym gadać.- otarła łzy.- Muszę to zaakceptować, że to nasze ostatnie dwa miesiące razem. Co ja mam zrobić? Nie chcę żeby wyjechał...
- To mu to powiedz.
- Ale wtedy będzie jeszcze gorzej. Chciałabym, ale z drugiej strony...
- Będziesz się z tym męczyć. Taki niewdzięczny jest już friendzone. A jeśli znajdzie sobie kogoś, to będzie bardziej boleć. Tak samo jak z Mayrą.
- Wiem. No wiem.- jęknęła.- Jestem taka samolubna. Chcę go tu przywiązać a tam czeka na niego świetlana przyszłość. Może powinnam pozwolić mu odejść?
- Musisz już sama podjąć tę decyzję.
- To będzie ciężkie...
- Wiem, Jenny. Wiem.- następnie przytulił siostrę.


Katelyn wciąż myślała o tym mężczyźnie, którego spotkała pod sklepem. Carter po tym zdarzeniu chodził nerwowy po mieszkaniu i nie mógł znaleźć sobie miejsca. Długo się wahała, ale postanowiła wymknąć się z domu kiedy był w łazience. Opatuliła się beżowym sweterkiem i poszła w kierunku parku. Uznała, że będzie bezpieczna póki będzie wśród ludzi. Przecież chciał spotkać się z nią w kawiarni w parku. Nie będzie nic piła i nic jadła. Miała oczy szeroko otwarte, choć niepewnie weszła do środka. Tajemniczy pan siedział już w środku a sam jego wygląd trochę ją uspokoił. Ubrany był dość elegancko, w drogie jeansy i schludną, idealnie wyprasowaną koszulę. Ta wstrętna czapka zniknęła z jego głowy. Przez całą drogę od drzwi do stolika nie mogła oderwać wzroku od jego twarzy, która była jej dziwnie znajoma. Mężczyzna uśmiechnął się ciepło i zapraszająco.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę.- wyglądał na zdenerwowanego.- bardzo zależy mi na tym żebyś się mnie nie bała, bo uwierz mi, boję się bardziej niż ty.- uśmiechnął się nerwowo.- Jak chcesz to możesz wyciągnąć telefon i zadzwonić do koleżanki jeśli czujesz taką potrzebę.
- Obędzie się bez tego. To... powie mi pan w końcu kim pan jest?
- Gdzie moje nerwy? Tfu, maniery znaczy.- poprawił się.- Nerwy mnie zjadły.- Nazywam się Tonny. I chciałabym od razu powiedzieć, że zależy mi na tym, abyśmy się zrozumieli. Może chcesz się napić herbaty?
- Nie, dziękuję. Nie mam wiele czasu. Ktoś może się zorientować, że mnie nie ma i...- [..będę miała kłopoty.]
- John, tak? Powiedz mi... jaki on jest? Jak ci się z nim mieszka? Czy dobrze cię wychowuje? Dba o ciebie?- Katelyn nic nie odpowiedziała. Była zdziwiona, że go znał. Carter nic jej o tym nie mówił. Chociaż wtedy wyglądał jakby go nie znał.
- Nie rozumiem...
- Dobra.Chciałem po prostu uniknąć powiedzenia ci tego prosto z mostu, bo...to może być dla ciebie szok. ale... ja jestem twoim biologicznym ojcem.
- Słucham?!
- Nazywam się Tonny Nickolson, tu mój dowód osobisty na wszelki wypadek...- pokazał jej.-  Byłem z twoją mamą Susan za czasów licealnych.- podsunął jej stare zdjęcie, na którym była jej mama tuląca się do szczupłego blondyna z kwadratowymi wtedy okularami. Zdjęcie zostało zrobione na tle Ramifard School of Arts. tej samej szkoły, do której teraz uczęszcza. W tle dostrzegła swoją dzisiejszą mentorkę, panią Benson.- Nie wiem co mówiła ci o mnie Sue kiedy żyła...
- Że zostawiłeś nas zanim się urodziłam.
- I niestety to prawda i żałuję tego do tej pory. Kiedyś byłem zupełnie inny i chyba możliwość zrobienia kariery była dla mnie czymś ważniejszym. Jak niedługo czasu zajęło mi zorientowanie się, że tak nie jest, ale wtedy było już za późno. Zerwała ze mną kontakt, wyprowadziła się, zmieniła numer, nikt nie potrafił mi powiedzieć gdzie ona jest. Zupełnie jakby w ogóle jej nie było. Dałem sobie więc spokój i nieszczęśliwy pogrążyłem się w karierze. Jednak śmierć Susan już do mnie doszła, drogą pantoflową, przez starych znajomych. Byłem w szoku. Pomyślałem o tobie, że musisz być z tym sama. Poczułem chęć spotkania się z tobą, ale nie potrafiłem cię odnaleźć przez tyle lat, a próbowałem. Nikt nie umiał mi pomóc i byłem z tym sam. Szukałem po domach dziecka dopóki nie dowiedziałem się, że Susan wyszła za mąż. Trochę mi ulżyło... ale nadal szukałem. Jeśli mi nie wierzysz, to mam więcej dowodów. Jak chcesz, zrobimy badania, cokolwiek...
- Chciałabym żeby to była prawda.- wciąż była w szoku. ale wiadomość o prawdziwym ojcu podnosiła ją na duchu, że może uwolnić się od Cartera. Nawet jeśli miała żal do Tonny'ego, była w stanie go lepiej poznać.
- Bo jest.- ożywił się.- A jeśli chcesz to popytaj właśnie Marylin Benson, która wtedy była naszą wspólną znajomą.
- Jak mnie znalazłeś?
- Zostałem zaproszony na bal zimowy, bo w tym roku wypada siedemdziesięciolecie szkoły. Zostałem zaproszony jako absolwent. Odwiedziłem wcześniej szkołę i moją koleżankę. Powspominaliśmy stare czasy. Pokazała mi kroniki i.. wtedy... natrafiłem na twój rocznik. Przykułaś moją uwagę, bo jesteś do niej taka podobna... no i te nazwisko. Kiedy upewniłem się, że jesteś córką Susan, nie miałem wątpliwości. Straciłem ochotę na balowanie. Obmyślałem plan jak cię spotkać. Chciałem to zrobić jakoś dyskretnie, ale spanikowałem.
- Widziałam cię.
- Wiem. Przepraszam jeśli się przestraszyłaś.
- A jak poznałeś mojego ojczyma?- spytała wciągnięta w historię, która układała się w logiczną całość.
- Pierwszy raz właśnie dwa miesiące temu. To było moje drugie podejście i pewnie też mnie widziałaś. Próbowałem też później tego samego dnia, ale nie było cię w domu. On był. Powiedziałem mu prawdę kim jestem i... nie chciałbym pamiętać tego spojrzenia. Zagroził mi, że jak zbliżę się do ciebie, to mnie zniszczy. Dostałem falę pogróżek. Przecież pracuję w policji. Potrafił mi wyliczyć tuzin bezpodstawnych oskarżeń, na przykład napastowanie, wtargnięcie na prywatną posesję i... no cała masa. Odszedłem, ale nie leniłem się przez ten czas próbując coś na niego znaleźć.
- To dla tego jest dla mnie taki miły... Tylko dlaczego mu zależy na tym, abym była po jego stronie skoro on wcale mnie tam nie chce.
- Co ty mówisz? Źle ci z nim?
- Źle to za mało. To był istny koszmar.- złapała się za głowę.- Nie chcę o tym teraz mówić, bo nie chcę się rozklejać. Ja go po prostu nienawidzę i to ze wzajemnością.
- A to dziwne, bo nie powinien...
- O czym mówisz?
- Przez dwa miesiące własnego śledztwa wpadło mi w ręce kilka rzeczy. Katelyn, pewnie wiesz, że twoja mama miała na swoim koncie spory majątek, który odziedziczyłaś...
- Co?- ściągnęła brwi.- Nie wiedziałam.
- Widać robi z tego tajemnicę. I o to mu chodzi. Nie chce cię wychowywać, ale czy tego chce czy nie, dopóki jesteś niepełnoletnia, ma prawo dysponować twoimi pieniędzmi jako prawowity opiekun. Oczywiście wszystko jest udokumentowane. Sam dla siebie nie może nic wziąć, ale czy wiesz, że ten dom, w którym mieszkacie jest z tych pieniędzy? On jest w pełni twój. Znaczy będzie gdy osiągniesz pełnoletność.
- A-ale gdyby mi nigdy o tym nie powiedział?
- Może byś się dowiedziała w inny sposób. Kto wie? Prawo spadkowe. Jednak wedle życzenia Susan, testament miał być odczytany w twoje osiemnaste urodziny. Dostałabyś kontrolę nad majątkiem, ale John kupił ten dom tłumacząc się, że ty potrzebujesz tego domu, dlatego dostał zgodę na dostanie pieniędzy.
- Nie wierzę, że był z moją mamą dla pieniędzy. Wydawało mi się, że ją kocha...
- Nie wiem. Może i tak było, ale... taka jest prawda, Katelyn.- zapadła cisza.- Słuchaj... Jest mi strasznie przykro, że musieliśmy się spotkać w takich okolicznościach. Przepraszam, że pojawiłem się w twoim życiu tak późno. Mam nadzieję, że dasz mi szansę żebyśmy poznali się bliżej. Chcę ci to wszystko wynagrodzić, choć wiem, że będzie ciężko. Nie wiem czy wiesz, ale mam firmę w Australii. Trochę minąłem się z przeznaczeniem.- uśmiechnął się.- Dobrze mi się tam żyje. Mam piękny, duży dom i... po prostu chciałbym, abyśmy zamieszkali kiedyś razem. Kiedy tylko będziesz na to gotowa. Pomogę ci ze wszystkim. Chciałbym na wakacje, po zakończeniu edukacji w szkole, zabrać swoją córkę ze sobą do Canberry... na stałe. Chcę zapewnić ci dom jakiego nie miałaś okazji mieć zapewnionego.
- Ja... nie wiem co powiedzieć.
- Może za wcześnie ci to powiedziałem, ale mamy jeszcze trochę czasu żebyś mogła podjąć decyzję. Tu mieszkam tymczasowo.- podał jej adres hotelu.- Pod spodem jest mój numer telefonu.- Dzwoń do mnie i odwiedzaj kiedy będziesz tylko tego chciała. Chciałbym przez te ostatnie dwa miesiące twojej nauki, spędzić z tobą jak najwięcej czasu.
- Ja też bym chciała.- odpowiedziała nadal wstrząśnięta.
- To będziemy w kontakcie. Teraz będę musiał lecieć na videorozmowę. Mam konferencję. Zanim jednak wyjdę, chcę dać ci to.- dał jej papierowy pakunek.- Nigdy nie potrafiłem tego wyrzucić. Za dużo pięknych wspomnień. Do zobaczenia.
- Dziękuję i ... do zobaczenia.- poczekała aż wyjdzie a wtedy otworzyła paczkę. Były tam stare zdjęcia z młodości jej mamy. Na niektórych była sama, a na niektórych właśnie z Tonnym. Widziała w nim swoje podobieństwo. Na przykład ten uśmiech i choćby ten identyczny kolor włosów. Czuła, że to musi być on. Nie widziała powodów, dla których miałoby być inaczej.


Kiedy wracała na Sorrensen Drive, wiedziała, że czeka ją ciężka rozmowa z Carterem. Nie chciała jednak poruszać tego tematu dzisiaj. Nie była na to gotowa. Jednak była zbyt podekscytowana żeby nikomu o tym nie powiedzieć. Skorzystała z okazji, że Kendall mieszka naprzeciwko niej. Zapukała do ich domu.
- Otwarte!- zawołał Logan. Dziewczyna weszła i od razu rzuciło jej się w oczy zgromadzenie. Dawno nie widziała całej czwórki siedzących w salonie. Miny mieli co najmniej grobowe.
- Cześć, Kat.- Ożywił się zielonooki.- Coś się stało? Wyglądasz tak...
- Chcę ci o czymś powiedzieć. A w sumie... możecie wszyscy posłuchać.- zdjęła buty i usiadła między Carlosem a Jamesem.- Kendall, pamiętasz tego dziwnego typa, o którym ci mówiłam?
- Pamiętam. I co? Widziałaś go? Coś ci zrobił?- przestraszył się.
- Wprost przeciwnie. Nie wiem od czego zacząć.- schowała uśmiech za dłońmi, a następnie wzięła głęboki oddech. Wcześniej była kłębkiem nerwów, ale teraz jej radość wydawała się za chwilę eksplodować.- Spotkałam się z nim. Ma na imię Tonny i...
- To pewnie jakiś pedofil.- wtrącił Logan.
- Jaki pedofil? To mój biologiczny ojciec. Mam dowody. To naprawdę on. Jesteśmy nawet do siebie podobni. On chce mnie odzyskać.
- I ty się tak po prostu na to zgodziłaś? On cię zranił.- powiedział Kendall.
- Jestem mu to w stanie wybaczyć. A najbardziej to mnie zranił wiesz kto. Może faktycznie za bardzo się nastawiam na początek, ale myśl, że mogę mieć normalny dom jest najszczęśliwszą rzeczą jaką mnie spotkała. Życie z Nim to męczarnie. Mogę się od tego uwolnić. Mamy czas żeby się poznać, a potem kto wie... chciałabym z nim zamieszkać, ale fakt, Chciałabym go poznać bliżej, bo jak na razie jest dla mnie obcym człowiekiem. Wiem, może i jestem głupia, ale to moja szansa.
- Jeśli to serio dobry człowiek i tego chcesz to życzę ci powodzenia.- Kendall podszedł do dziewczyny kiedy reszta siedziała cicho.- A kiedy miałabyś z nim zamieszkać?
- Po zakończeniu szkoły, czyli za dwa miesiące.
- Daleko to? Gdzieś w centrum San Diego?-spytał, a dziewczyna posmutniała.- Gdzie?
- Canberra... To...
- ... w Australii, wiem.- dokończył przybity.- To... trochę daleko.
- Wiem. To trudne. Dlatego chciałam ci powiedzieć wcześniej. Nie podjęłam jeszcze pewnej decyzji, ale.. bardzo bym chciała. Jak myślisz, jak powinnam to rozpatrzyć? Co byś mi doradził?- przyjaciele wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami i przenieśli wzrok na Kendalla. Blondyn stał teraz na rozstaju dróg. [ Boże... nie chcę żeby wyjeżdżała, ale wtedy będzie się męczyła z Carterem, a nie chcę jej nieszczęścia. Jeśli powiem jej żeby jechała, to nie wypali. Kendall, powiedz sobie wprost co jest dla ciebie najważniejsze. Kochasz ją! Kochasz ją! Jak nikogo innego!]
- Będzie dla ciebie jak najlepiej jeśli zaczniesz nowe życie ze swoją rodziną w Australii. Zasługujesz na to żeby być szczęśliwa.- dziewczyna miała już coś powiedzieć kiedy zadzwonił jej telefon. Po wyrazie jej miny było wiadomo, że chodzi o ojczyma.
- Czeka mnie trudna rozmowa. Bajka mydlana pęknie i On znów wróci do bycia potworem. Przepraszam, Kendall. Pogadamy innym razem. Cześć chłopaki.- Kendall otworzył jej drzwi, a następnie uderzył czołem w ścianę.
- Tak mi przykro, Kend.- powiedział Logan.
- Wcale nie.- odburknął i poszedł do swojej sypialni.





~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

~ Witam. Rozdział wyszedł dość długi. Mam nadzieję, że Was zaciekawił. Był trochę pogmatwany, ale myślę, że daliście radę wszystko zczaić. To już przedostatni rozdział. Za tydzień koniec. Liczę na Wasze komentarze. Chyba należy się tak na te ostatnie czasy ;)
~ Czy chłopaki wyjadą po zakończeniu liceum czy zostaną w San Diego? Czy Jenny i Logan będą razem? Co postanowi Katelyn? Piszcie ;)



7 komentarzy:

  1. o żesz kurwa jebana mać! Tego to sie nie spodziewałem. Ten blonadasek obserwujący Kat miał być ojcem Kenda a nie jej! Wrobiłaś mnie! Przez ten cały czas myślałem że mam rację i nie słuchałem Cię gdy mówiłaś że jej nie mam a teraz już wiem że nie miałem. Ale wiesz co? Nie jestem zawiedziony. To jest genialne! Wszystko jest tak genialnie przemyślane że aż brak mi słów. Po prostu geniusz!
    a wiec majątek któym dysponuje Carter należy do Kat? A to brudna świnia.. Normalnie... Udusić skurwiela to mało... Grr...
    Cieżka rozmowa? Stanie się potworem? To mu sie nie opłaci. Myślę że już pozostanie taki sztucznie miły.
    Ta rozmowa chłopaków... Naprawdę strasznie się zmienili. Logan sie tak wkurzył gdy Kend mu mówił o miłości do Jenny. To przecież jasne że Kend ma prawdę :D I gdyby nie ten wybuch Logana to końcówka rozdziału nie musiałaby tak wyglądać.. Teraz biedny Kendall myśli że Logan i James cieszą że z tego że Kat chce jechać do Australii.. Wgl to tego jest tak duzo że aż nie wiem o czym pisać. Nie wiem co mam pisać. Jestem pod ogromnym wrażeniem. MÓJ ULUBIONY ROZDZIAŁ!!!!
    I jeszcze ta Jenny.. Fakt nie powinna tego słyszeć.. Ale myślałem że jest mądra.. z tego wybuchu Logana powinna wywnioskować to i owo... Chociaż.. Jak juz usłyszała tą gadkę o byciu przyjaciółmi i wgl to pewnie się od razu rozbeczała i uciekła. Typowa baba. No jak słowo daję :D
    Teraz Jenny pewnie zrobi to co Kend w stosunku do Jo i bd kazała Loganowi jechać... Te wszystkie drogi naprawdę prowadzą donikąd. Jak sie nie obrócisz to i tak dupę zawsze masz z tyłu...
    Ajjjjjjjj! Tak bardzo chce kolejnego rozdziału i rozwiania wsyztskich wątpliwości ale kuźwa końca nie chcę i już sam nie wiem czego chcę! Grrr... To ciężkie. Aż się łezka w oku kręci.
    Jeszcze pasuje tu powiedzieć o Carlosie. Rzeczywiście jak tak na to popatrzeć to chłopaki mają rację że zmienił sie na gorsze ale on tez ma rację że bez niego Dolar spadnie jeszcze niżej niż była. Ona wysysa z niego całą energię... Nieświadomie ale tak sie dzieje.. Może kiedyś nastąpi jakaś równowaga?
    Rozdział nieziemski. PEREŁKA! Doskonały w każdym calu. Chylę czoła przed mistrzynią. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz. Czasem nie masz racji. Jeśli myślisz, że to perełka to poczekaj na ostatni ;)

      Usuń
  2. To było dla mnie zaskoczenie. Rozmowę chłopaków nazywam w domyśle „osobistą konfrontacją”, ale sama dobrze nie wiem, czy spodoba Ci się to wyrażenie. Wyjaśnili sobie kilka rzeczy, ale cały czas mam świadomość, że to przedostatnia notka. I dosłownie wszystko wiedzie do rozwidlenia dróg. Jakby ta szkoła była tylko etapem życiowym, który za te dwa miesiące ma się zakończyć. Zaskoczyła mnie reakcja Jenny, ale byłam też z niej bardzo zadowolona. Dla niej to się teraz kończy. A szkoda, że nie widzi z Loganem przyszłości.
    Kendall i Kate, czyli związek, któremu szczerze kibicuję. Ale teraz... tragedia. Bo z San Diego do Los Angeles nie jest tak znowu daleko. No dobra, jest daleko, ale nie tak daleko jak do Australii (pozdrawiamy wszystkie kangurki), co jest zupełnie innym kontynentem.
    Tajemniczy mężczyzna. Nawet nie podejrzewałam, że to może być jej ojciec. Byłam przekonana, że to jest ojciec, ale... Kendalla. Ojciec Kendalla, który potrącił mamę Kate i teraz chce pogadać z jej córką. Jakoś ją przeprosić, powiedzieć, że jest mu przykro, czy coś. Ale nie. To jest jej ojciec, który chce o nią zawalczyć. Fajnie to zrobiłaś i dlatego punkt dla Ciebie.
    Notka świetna! Czekam na nn! Pozdrawiam! Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podoba mi się osobista konfrontacja ;) Z tym ojcem Kendalla to pewnie Chris zaraził

      Usuń
  3. Przeczytałam w nocy i jeszcze poprzedni zaległy i... wow wowo i jeszczw raz wow :) Tyle się działo, że mój mózg wydawał się zaraz eksplodować. Chris jak zawsze dał do myślenia i nie tylko mi chyba namieszał w głowie, bo zazwyczaj dobrze strzela. Ja też sądziłam, że to ojciec Kenda może, ale nie tylko on przecie ma blond włosy. Mamy na tej samej ulicy jescze jedną blondyneczkę. Tonny będzie o niebo lepszym ojcem niż Carter. Choć Carter to nawet nim nie był i nie będzie. Ale Australia? To wszystko tak się pięknie układa. Wątki się uzupelniają. Kendall i Jenny mogą podać sobie ręcę bo onoje są w tej samej sytuacji. Nikt z nich nie bd chciał na siłę trzymać drugiej połówki skoro może być szczęsliwsza gdzie indziej. A może i nie? Został jeszcze Carlos. Douleur raczej tero go nie wystawi skoro wyjawiła mu swe imię KTÓREGO TY NAM NIE ZDRADZIŁAŚ! tak się nie robi. Ja chcę poznać prawdę. Fantastyczny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest świetny
    Mega i w ogóle
    Szkoda
    Czekam xo

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest cudo! *-*
    Nie napisze wiecej, bo padam, tu szkoła, tu ksiądz po koledzie, mam dość -,-
    Super, idealne i nie wiem co dodać :D
    Czekam na nn ;)

    OdpowiedzUsuń

# INFO DOTYCZĄCE KOMENTOWANIA:
1. Czytasz? Zostaw po sobie ślad. Komentarz = uśmiech na mojej twarzy.
2. Tylko STALI CZYTELNICY mogą informować mnie pod postem o swoich
nowych rozdziałach. Nie traktuję tego jak SPAM tylko informację.
3. W innym przypadku jest to SPAM, a od tego jest specjalna zakładka
"Blogowy Ask".