Po zajęciach Katelyn po cichu wymknęła się ze szkoły. Nie chciała wracać znów do domu z Kendallem. Bała się. Nie wiedziała kiedy może nadejść taki moment, że jej ojczym przyłapie go przed Jego domem. I tak było jej ciężko. Nie dość, że musiała zerwać z Kendallem oraz udawać, że nic się nie dzieje to jeszcze ostatnio On zabronił blondynowi zbliżać się do Jego posesji. Jego posesji... Była do tego przyzwyczajona. Ona sama nie czuje się jakby należała do tego domu. Nic nie trzyma ją tam prócz tego, że ma zapewnione ( tylko i wyłącznie z "dobroci" serca Cartera. Serca, którego nie ma.) warunki i bezpieczeństwo. Z tym bezpieczeństwem też by polemizowała. Nie zmienia to faktu, że Kendalla i ją muszą wiązać tylko przyjacielskie stosunki, bo inaczej będzie musiała pożegnać się z Ramifard School of Arts. Jedynym
marzeniu możliwym do spełnienia, które trzyma ją jeszcze przy życiu i dzięki któremu myśli, że jej życie ma jeszcze jakąś wartość. Wkrótce znalazła się na przed pięknie zdobionymi drzwiami, do których szybko zapukała. Otworzyła jej ta sympatyczna kobieta. Pani Davis była uosobieniem dobra panującego na tym świecie. W niej Katelyn czuła wsparcie niedawno po tym jak straciła matkę.
- Wejdź, Katelyn.- uśmiechnęła się kobieta zapraszająco.- Weź ten talerz ciastek. Właśnie piekłam i miałam zanieść Sam do pokoju.
- Oczywiście.- przejęła talerz i pokierowała się do sypialni przyjaciółki.- Cześć, Sam.- przywitała się w progu jej drzwi. Siedziała tyłem do niej jednak jej twarz odbijała się w lustrze. Zawitał tam subtelny uśmiech. Nie ruszyła się za to z miejsca. Kontynuowała przeczesywanie włosów rękoma. Katelyn odłożyła ciastka na komodę i podeszła do niej. Stanęła za jej plecami i przejęła jej włosy. Czuła w dotyku, że są bardziej suche i łamliwe niż wtedy kiedy brała je ostatnim razem. Spojrzała na jej nogę.- Widzę, że zdjęli ci już gips.
- Tak.- odpowiedziała.- Mogę już normalnie chodzić.
- A taniec?
- Niestety.- posmutniała.- Muszę się wstrzymać. Tylko do kiedy...
- Jeszcze zatańczysz.- pocieszyła ją.
- Mam taką nadzieję.- pojawił się płomyczek nadziei w jej oczach. Kat zawsze ją podziwiała za to, że nawet w ciężkich sytuacjach znajdywała jakieś światełko, które dawało jej motywację, nadzieję i siłę.- Tylko wiesz, że teraz to nie jest mój największy problem.
- Może uczeszę ci włosy?- zmieniła temat. Złapała za szczotkę. Przeczesała kilka razy. Udawała, że nie widzi coraz większej liczby pojawiających się włosów na szczotce, które tworzyły się już w małe kłębki.
- Strasznie wypadają, prawda?- zadała pytanie retoryczne. Tarver zamilkła. Sam widząc jej reakcję, podniosłą się i podeszła do okna.- Mam dość twojej reakcji. Czy nie możesz o tym zapomnieć?
- A myślisz, że jest to takie łatwe?
- Bardzo by mi to pomogło.- zapadła krótka cisza. Sam dostrzegła odbicie swojej bladej twarzy w szybie.- Kocham swoich rodziców, ale ostatnio zaczynam ich nienawidzić. Ty wiesz jak to jest być ptakiem uwięzionym w klatce. Mimo, że masz czym oddychać, dusisz się. Mam taką wielką chęć zrobić choćby jeden krok naprzód i się uwolnić. Wycisnąć wszystkie soki z mojego życia, zasmakować jeszcze raz tego smaku. Siedząc tu i czekając na jedno czuję jak więdnę i mizernieję w oczach. Każdy chce lepiej, ale na mnie działa to gorzej. Czy nikt nie może pojąć, że to co by mi teraz mogło zaszkodzić, pomogłoby najbardziej? Nawet to wszystko się nasila. Brak wolności zabiera mi szybciej zdrowie. A miało to mieć przecież cel odwrotny. - spojrzała na przyjaciółkę.
- Też tak uważam, ale twoja mama mimo, że jest niesamowitą kobietą... Wiem. że cię tu przetrzymuje, ale ona chce dobrze.
- Gdyby chciała dobrze, pozwoliłaby mi wrócić do szkoły.- wyjaśniła.- Gdyby mnie kochała, pozwoliła robić to, co ja kocham. Przyniosła moje ulubione ciastka i myśli, że co to da? Jem już je co drugi dzień.- usiadła.- A jednak mogą się przejeść. Tęsknie za tobą, wiesz? Chcę znowu spędzać z tobą czas tak jak dawniej.- pokręciła głową.- Ależ przymuliłam, co? Gadam o sobie. Powiedz lepiej co tam u ciebie.
- Jest mi ciężko. Szczególnie z Nim pod jednym dachem.
- Tatusiek znowu się do czegoś przypierdala? Ale ostatnio to pobił samego siebie. Myślałam, że grzebanie w twoich śmieciach jest przesadą, ale jednak nie są zbadane jego zdolności. Kochasz nadal Kendalla, prawda?
- Tak. Powiedz mi co mam zrobić? Spotykać się z nim po kryjomu?
- W gimnazjum to się z Mikiem nie powiodło.- przypomniała jej sytuacje sprzed kilku lat.- Według mnie powinnaś z nim poważnie pogadać. I nie rób wielkich oczu!- zobaczyła jej przerażony wyraz twarzy.- Pamiętasz jak wybłagałaś go na kolanach o tę szkołę?
- Nie mogę...
- Ja rozumiem, że ty się go boisz, bo to kompletny psychol, ale niestety... Jeśli mu pokażesz zdecydowanie czego chcesz to powinno się udać. Powalcz o swoje marzenia.- ścisnęła pięść.- Za mnie.
- No dobrze, spróbuję.- przytaknęła.
James wracał później ze szkoły niż jego przyjaciele, ponieważ odbywał najgorszą, według niego, karę za szarpaninę, którą zaczął Brian. Próby do przedstawienia z tańcem baletowym to największa katorga. Wzdrygnął się na samą myśl o obcisłych getrach i spojrzeniach grupy dziewczyn w miejsce gdzie odznaczały się jego genitalia. Myślał, że gdyby ktoś z chłopaków go zobaczył w takim wydaniu, zapadłby się pod ziemię. Gdyby nie to, że Becker podzielił jego los, z pewnością by to wykorzystał.
- O wilku mowa...- mruknął pod nosem gdy zauważył Briana wychodzącego bocznymi drzwiami.
- Co do siebie szepczesz, Maslow?- podszedł.- Nie wiesz, że mówienie do siebie to oznaki choroby psychicznej?
- W takim razie wyjaśnij mi jak to jest ją mieć, bo jako osoba, która się z nią urodziła pewnie masz spore doświadczenie.
- Widzę James, że ci się język wyostrzył.- ściągnął brwi.
- Po imieniu to nie do mnie. Nie chciałbym znienawidzić swojego imienia tylko przez to, że ty je wypowiadasz.
- Wiesz co?- zbliżył się do niego stając twarzą w twarz.- Lepiej nie podskakuj. Możesz być dobry w słówkach, ale to ja mam tu władzę.
- Władzę?- prychnął.- To też mnie rozbawiłeś. Władzę? Serio? Czy w takim razie zacny królewicz przesiadywałby w szkole po godzinach tańcząc na sali teatralnej w czarnych rajtuzach?- zaśmiał mu się w twarz.- Wiesz... było mi tak przykro kiedy te baletnice patrzyły ci się na twarz.- Brian spojrzał na niego z zapytaniem, bo nie widział w tym nic złego.- Ponieważ tutaj to ty nic nie masz.- spojrzał w dół. Miał na myśli krocze. Brian aż kipiał ze złości. Jeszcze chwila, a rzuciłby się na niego.
- Myślisz, że jesteś taki zajebisty?- warknął.- Ja jestem Becker i przynajmniej mam to czego chcę, a jeśli coś chcę to prędzej czy później to samo do mnie przyjdzie. A Ashley będzie moja...- uśmiechnął się perfidnie.
- Nie tkniesz jej chuju!- wycedził przez zęby.
- Jesteś pewien?- założył ręce.- Gdy wyszedłeś, zaprosiłem ją dziś do siebie do domu. Zgodziła się...
- Ty...- James nie mógł się powstrzymać. Ścisnął pięść i przyłożył Brianowi w prawy policzek. Ten pod wpływem uderzenia odchylił się na bok. Szybko wykonał niespodziewany ruch i uderzył Jamesa w brzuch. Jęknął z bólu. Po tym doszło do prawdziwej bójki. Chwilę później ze szkoły wychodziła Ashley. Kiedy zobaczyła tę scenę, wydawałoby się, że jej serce przestało bić. Szybko podbiegła do chłopaków.
- Przestańcie!- wbiegła między nich zadyszana.- Przestańcie! Gdyby dyrektorka tu była... Jak mogliście? Co was opętało?!- zdenerwowała się.
- Jeszcze się policzymy.- Brian wytarł usta z krwi i szybkim krokiem poszedł w drugą stronę. Dziewczyna spojrzała na Jamesa i jego zakrwawiony nos.
- Nic ci nie jest?
- Nie.- burknął.
- Oszalałeś? Czy ty wiesz w co ty się pakujesz? Czy mogę wiedzieć co cię w ogóle do tego podpuściło by się wdawać z nim w bójkę?!
- Tak! - nie wytrzymał już. Pod wpływem złości miał zamiar jej o wszystkim powiedzieć.- O ciebie! Pobiliśmy się o ciebie! Zadowolona? To chciałaś słyszeć? To proszę bardzo! Ja chciałem być dobry. Chciałem cię uchronić. Być twoich cholernym Aniołem Stróżem. Gdzie ty masz oczy kobieto? Do Briana do domu? Żeby się przeleciał i zostawił jak szmatę? Jak Mayrę na przykład? Nikt o tym nie mówi, ale wszyscy wiedzą. Chcesz podzielić serio jej los? Jesteś taka głupia czy tylko udajesz? Co ty chciałaś osiągnąć?!- otarł krew z nosa.
- James...- łzy napłynęły jej do oczu.
- Tak, możesz na mnie nawrzeszczeć. Może mnie trochę poniosło. Taki już jestem, ale taka już jest cena tej prawdy. Serio ustąpię się w cień i będziecie razem szczęśliwi. Bądź nie...
- Nie o to chodzi.- pokręciła głową.- To wszystko nie tak. I jakie spotkanie w domu? On nawet mnie o to nie zapytał.
- Nie?
- Nie! Kłamie! Najwyraźniej wie co cię prowokuje. Nawet gdyby zapytał to bym się nie zgodziła. Nigdy!
- Ale przecież...- James zmarszczył brwi. Było to dla niego niezrozumiałe teraz.
- James ja...- odważyła spojrzeć mu się w oczy.- Ja... cię kocham.
- Co?- zszokowały go jej słowa.
- Udawałam tylko, że interesuje mnie Brian, bo chciałam wzbudzić w tobie zazdrość. Wiem, że Brian jest ostatnią świnią chodzącą po tej szkole i gdy się dowiesz, że się z nim kręcę to może zareagujesz. I zareagowałeś. Zainteresowałeś się mną. I to tylko dlatego, że chciałeś mnie ustrzec przed Brianem. Stałeś się moim przyjacielem, a ja podpuszczałam cię spotkaniami z nimi. Myśląc, że jesteś tym zainteresowany, ja cieszyłam się, bo myślałam, że jesteś zazdrosny i w ten sposób ci na mnie zależy, ale to poszło za daleko. Przepraszam. Mam nadzieję, że mi wybaczysz...
- Zapomnij.- powiedział bez namysłu.- Wszystko zaczęło się od ciebie. Gdyby nie ty, na głowę nie zwaliłby mi się ten pajac i twoja koleżanka. Nie musiałbym robić z siebie debila w twoim przedstawieniu, nie miałbym spotkania z dyrektorką. Żyłbym normalnie i bezstresowo. Przyniosłaś ze sobą więcej kłopotów niż to było wszystko warte. Zresztą po co ja tu się produkuję.- machnął ręką.- Nie chcę żeby wasza trójka zbliżała się na odległość mniejszą niż dziesięć metrów. Za bardzo przekombinowałaś, Ash.- odwrócił się na pięcie. Zdenerwowany, wstrząśnięty i zawiedziony jej zachowaniem wrócił do domu nie przejmując się jej żałosnym płaczem za jego plecami.
marzeniu możliwym do spełnienia, które trzyma ją jeszcze przy życiu i dzięki któremu myśli, że jej życie ma jeszcze jakąś wartość. Wkrótce znalazła się na przed pięknie zdobionymi drzwiami, do których szybko zapukała. Otworzyła jej ta sympatyczna kobieta. Pani Davis była uosobieniem dobra panującego na tym świecie. W niej Katelyn czuła wsparcie niedawno po tym jak straciła matkę.
- Wejdź, Katelyn.- uśmiechnęła się kobieta zapraszająco.- Weź ten talerz ciastek. Właśnie piekłam i miałam zanieść Sam do pokoju.
- Oczywiście.- przejęła talerz i pokierowała się do sypialni przyjaciółki.- Cześć, Sam.- przywitała się w progu jej drzwi. Siedziała tyłem do niej jednak jej twarz odbijała się w lustrze. Zawitał tam subtelny uśmiech. Nie ruszyła się za to z miejsca. Kontynuowała przeczesywanie włosów rękoma. Katelyn odłożyła ciastka na komodę i podeszła do niej. Stanęła za jej plecami i przejęła jej włosy. Czuła w dotyku, że są bardziej suche i łamliwe niż wtedy kiedy brała je ostatnim razem. Spojrzała na jej nogę.- Widzę, że zdjęli ci już gips.
- Tak.- odpowiedziała.- Mogę już normalnie chodzić.
- A taniec?
- Niestety.- posmutniała.- Muszę się wstrzymać. Tylko do kiedy...
- Jeszcze zatańczysz.- pocieszyła ją.
- Mam taką nadzieję.- pojawił się płomyczek nadziei w jej oczach. Kat zawsze ją podziwiała za to, że nawet w ciężkich sytuacjach znajdywała jakieś światełko, które dawało jej motywację, nadzieję i siłę.- Tylko wiesz, że teraz to nie jest mój największy problem.
- Może uczeszę ci włosy?- zmieniła temat. Złapała za szczotkę. Przeczesała kilka razy. Udawała, że nie widzi coraz większej liczby pojawiających się włosów na szczotce, które tworzyły się już w małe kłębki.
- Strasznie wypadają, prawda?- zadała pytanie retoryczne. Tarver zamilkła. Sam widząc jej reakcję, podniosłą się i podeszła do okna.- Mam dość twojej reakcji. Czy nie możesz o tym zapomnieć?
- A myślisz, że jest to takie łatwe?
- Bardzo by mi to pomogło.- zapadła krótka cisza. Sam dostrzegła odbicie swojej bladej twarzy w szybie.- Kocham swoich rodziców, ale ostatnio zaczynam ich nienawidzić. Ty wiesz jak to jest być ptakiem uwięzionym w klatce. Mimo, że masz czym oddychać, dusisz się. Mam taką wielką chęć zrobić choćby jeden krok naprzód i się uwolnić. Wycisnąć wszystkie soki z mojego życia, zasmakować jeszcze raz tego smaku. Siedząc tu i czekając na jedno czuję jak więdnę i mizernieję w oczach. Każdy chce lepiej, ale na mnie działa to gorzej. Czy nikt nie może pojąć, że to co by mi teraz mogło zaszkodzić, pomogłoby najbardziej? Nawet to wszystko się nasila. Brak wolności zabiera mi szybciej zdrowie. A miało to mieć przecież cel odwrotny. - spojrzała na przyjaciółkę.
- Też tak uważam, ale twoja mama mimo, że jest niesamowitą kobietą... Wiem. że cię tu przetrzymuje, ale ona chce dobrze.
- Gdyby chciała dobrze, pozwoliłaby mi wrócić do szkoły.- wyjaśniła.- Gdyby mnie kochała, pozwoliła robić to, co ja kocham. Przyniosła moje ulubione ciastka i myśli, że co to da? Jem już je co drugi dzień.- usiadła.- A jednak mogą się przejeść. Tęsknie za tobą, wiesz? Chcę znowu spędzać z tobą czas tak jak dawniej.- pokręciła głową.- Ależ przymuliłam, co? Gadam o sobie. Powiedz lepiej co tam u ciebie.
- Jest mi ciężko. Szczególnie z Nim pod jednym dachem.
- Tatusiek znowu się do czegoś przypierdala? Ale ostatnio to pobił samego siebie. Myślałam, że grzebanie w twoich śmieciach jest przesadą, ale jednak nie są zbadane jego zdolności. Kochasz nadal Kendalla, prawda?
- Tak. Powiedz mi co mam zrobić? Spotykać się z nim po kryjomu?
- W gimnazjum to się z Mikiem nie powiodło.- przypomniała jej sytuacje sprzed kilku lat.- Według mnie powinnaś z nim poważnie pogadać. I nie rób wielkich oczu!- zobaczyła jej przerażony wyraz twarzy.- Pamiętasz jak wybłagałaś go na kolanach o tę szkołę?
- Nie mogę...
- Ja rozumiem, że ty się go boisz, bo to kompletny psychol, ale niestety... Jeśli mu pokażesz zdecydowanie czego chcesz to powinno się udać. Powalcz o swoje marzenia.- ścisnęła pięść.- Za mnie.
- No dobrze, spróbuję.- przytaknęła.
James wracał później ze szkoły niż jego przyjaciele, ponieważ odbywał najgorszą, według niego, karę za szarpaninę, którą zaczął Brian. Próby do przedstawienia z tańcem baletowym to największa katorga. Wzdrygnął się na samą myśl o obcisłych getrach i spojrzeniach grupy dziewczyn w miejsce gdzie odznaczały się jego genitalia. Myślał, że gdyby ktoś z chłopaków go zobaczył w takim wydaniu, zapadłby się pod ziemię. Gdyby nie to, że Becker podzielił jego los, z pewnością by to wykorzystał.
- O wilku mowa...- mruknął pod nosem gdy zauważył Briana wychodzącego bocznymi drzwiami.
- Co do siebie szepczesz, Maslow?- podszedł.- Nie wiesz, że mówienie do siebie to oznaki choroby psychicznej?
- W takim razie wyjaśnij mi jak to jest ją mieć, bo jako osoba, która się z nią urodziła pewnie masz spore doświadczenie.
- Widzę James, że ci się język wyostrzył.- ściągnął brwi.
- Po imieniu to nie do mnie. Nie chciałbym znienawidzić swojego imienia tylko przez to, że ty je wypowiadasz.
- Wiesz co?- zbliżył się do niego stając twarzą w twarz.- Lepiej nie podskakuj. Możesz być dobry w słówkach, ale to ja mam tu władzę.
- Władzę?- prychnął.- To też mnie rozbawiłeś. Władzę? Serio? Czy w takim razie zacny królewicz przesiadywałby w szkole po godzinach tańcząc na sali teatralnej w czarnych rajtuzach?- zaśmiał mu się w twarz.- Wiesz... było mi tak przykro kiedy te baletnice patrzyły ci się na twarz.- Brian spojrzał na niego z zapytaniem, bo nie widział w tym nic złego.- Ponieważ tutaj to ty nic nie masz.- spojrzał w dół. Miał na myśli krocze. Brian aż kipiał ze złości. Jeszcze chwila, a rzuciłby się na niego.
- Myślisz, że jesteś taki zajebisty?- warknął.- Ja jestem Becker i przynajmniej mam to czego chcę, a jeśli coś chcę to prędzej czy później to samo do mnie przyjdzie. A Ashley będzie moja...- uśmiechnął się perfidnie.
- Nie tkniesz jej chuju!- wycedził przez zęby.
- Jesteś pewien?- założył ręce.- Gdy wyszedłeś, zaprosiłem ją dziś do siebie do domu. Zgodziła się...
- Ty...- James nie mógł się powstrzymać. Ścisnął pięść i przyłożył Brianowi w prawy policzek. Ten pod wpływem uderzenia odchylił się na bok. Szybko wykonał niespodziewany ruch i uderzył Jamesa w brzuch. Jęknął z bólu. Po tym doszło do prawdziwej bójki. Chwilę później ze szkoły wychodziła Ashley. Kiedy zobaczyła tę scenę, wydawałoby się, że jej serce przestało bić. Szybko podbiegła do chłopaków.
- Przestańcie!- wbiegła między nich zadyszana.- Przestańcie! Gdyby dyrektorka tu była... Jak mogliście? Co was opętało?!- zdenerwowała się.
- Jeszcze się policzymy.- Brian wytarł usta z krwi i szybkim krokiem poszedł w drugą stronę. Dziewczyna spojrzała na Jamesa i jego zakrwawiony nos.
- Nic ci nie jest?
- Nie.- burknął.
- Oszalałeś? Czy ty wiesz w co ty się pakujesz? Czy mogę wiedzieć co cię w ogóle do tego podpuściło by się wdawać z nim w bójkę?!
- Tak! - nie wytrzymał już. Pod wpływem złości miał zamiar jej o wszystkim powiedzieć.- O ciebie! Pobiliśmy się o ciebie! Zadowolona? To chciałaś słyszeć? To proszę bardzo! Ja chciałem być dobry. Chciałem cię uchronić. Być twoich cholernym Aniołem Stróżem. Gdzie ty masz oczy kobieto? Do Briana do domu? Żeby się przeleciał i zostawił jak szmatę? Jak Mayrę na przykład? Nikt o tym nie mówi, ale wszyscy wiedzą. Chcesz podzielić serio jej los? Jesteś taka głupia czy tylko udajesz? Co ty chciałaś osiągnąć?!- otarł krew z nosa.
- James...- łzy napłynęły jej do oczu.
- Tak, możesz na mnie nawrzeszczeć. Może mnie trochę poniosło. Taki już jestem, ale taka już jest cena tej prawdy. Serio ustąpię się w cień i będziecie razem szczęśliwi. Bądź nie...
- Nie o to chodzi.- pokręciła głową.- To wszystko nie tak. I jakie spotkanie w domu? On nawet mnie o to nie zapytał.
- Nie?
- Nie! Kłamie! Najwyraźniej wie co cię prowokuje. Nawet gdyby zapytał to bym się nie zgodziła. Nigdy!
- Ale przecież...- James zmarszczył brwi. Było to dla niego niezrozumiałe teraz.
- James ja...- odważyła spojrzeć mu się w oczy.- Ja... cię kocham.
- Co?- zszokowały go jej słowa.
- Udawałam tylko, że interesuje mnie Brian, bo chciałam wzbudzić w tobie zazdrość. Wiem, że Brian jest ostatnią świnią chodzącą po tej szkole i gdy się dowiesz, że się z nim kręcę to może zareagujesz. I zareagowałeś. Zainteresowałeś się mną. I to tylko dlatego, że chciałeś mnie ustrzec przed Brianem. Stałeś się moim przyjacielem, a ja podpuszczałam cię spotkaniami z nimi. Myśląc, że jesteś tym zainteresowany, ja cieszyłam się, bo myślałam, że jesteś zazdrosny i w ten sposób ci na mnie zależy, ale to poszło za daleko. Przepraszam. Mam nadzieję, że mi wybaczysz...
- Zapomnij.- powiedział bez namysłu.- Wszystko zaczęło się od ciebie. Gdyby nie ty, na głowę nie zwaliłby mi się ten pajac i twoja koleżanka. Nie musiałbym robić z siebie debila w twoim przedstawieniu, nie miałbym spotkania z dyrektorką. Żyłbym normalnie i bezstresowo. Przyniosłaś ze sobą więcej kłopotów niż to było wszystko warte. Zresztą po co ja tu się produkuję.- machnął ręką.- Nie chcę żeby wasza trójka zbliżała się na odległość mniejszą niż dziesięć metrów. Za bardzo przekombinowałaś, Ash.- odwrócił się na pięcie. Zdenerwowany, wstrząśnięty i zawiedziony jej zachowaniem wrócił do domu nie przejmując się jej żałosnym płaczem za jego plecami.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~ Witam Was, ale bez entuzjazmu tym razem. Jest mi przykro z powodu spadku "oglądalności". Naprawdę ten blog jest zły? Bo mi się tak nie wydaję. A szkoda, bo będzie robić się coraz ciekawiej. Tym co robicie odbieracie mi motywację do pisania dalszych rozdziałów. Od dwóch tygodni dlatego nie tknęłam się pisania kolejnego rozdziału. Stwierdziłam, że nie ma po co, a tak zawsze znajdowałam na to czas. Jeśli taka dalej pójdzie, streszczę wszystkie wątki i zamknę bloga na rozdziale 50. Jako BloggerMamma, kobieta w blogerowni, władca naszej społeczności muszę być surowa. Wiem...brzmi to jakbym się nabijała... może tylko z tego zdania. Wymierzam Wam jednak karę. Zawieszam tablicę do odwołania, znaczy poprawienia kondycji.
~ Wracając do wątków: Czy rodzice Sam pozwolą córce "wyjść na wolność" po swoich problemach zdrowotnych? Czy Katelyn weźmie się na odwagę i porozmawia z Carterem o Kendallu? Co myślicie teraz o Ashley i czy James dobrze postąpił?
~ Zapraszam na kolejny w poniedziałek
Ash tak nabroiła, że bardziej się chyba nie da. To nie obejdzie się bez dalszych konsekwencji :). Jeżeli Katelyn się tak boi, swojego Ojczyma to niech się wyprowadzi! Najlepiej na kilka dni do Przyjaciółki :d. Może Ojczym zrozumie, że popełnił jakiś błąd, albo jeszcze bardziej ją znienawidzi. Ogladalność jeszcze się podniesie, bądźmy dobrej myśli! Rozdział spokojny i dobry, dobry. Do Poniedziałku! :).
OdpowiedzUsuńBrian to sukinsyn i każdy to wie ale Ash serio przekombinowala. Dovrzr wiedziala jaki jest a i tak narazila na to wszystko Jamesa. Wyznała mu miłość? Jestem ciekaw co teraz zadzieje się w jego głowie. Bd o niej myślał.
OdpowiedzUsuńŁaski pewnie się cieszą ze.mogą ogl choć zarys ich fiutow. Choć Brian nic tam nie ma jak to zauważył james ^^
Biedna Kate.. Może sie uda... Albo stchorzy... Lub tatusiek zakaze jej jakichkolwiek kontaktów z Kendem... Aj... Się okaże.
Super rrozdział i czekam ba kolejny. Może ten spadek to przez zbliżający się koniec roku?? Nie wiem... Szkoda bo blog jest genialny. :)
O wow. Ten rozdział poleciał konkretem. Brian ma małego ha :) Ash... no niewypał z tym jej planem. Ja rozumiem miłość, ale są prostrze sposoby. Katelyn do boju! Dasz radę! Supcio
OdpowiedzUsuńHmm myślę, że Katelyn powinna pogadac serio powaznie i spokojnie z Carterem. Wtedy dopiero może sis coś wyjaśnić :)
OdpowiedzUsuńLol hahhaha mogą podziwiać zarys ich fiutów hahhahaha xD Chris kocham cie :D
Ashley przesadziła i to baaaardzo! No tak sie wkurzyłam, nie dziwie sie ze James jej tak wygarną :/ kurwa mówi mu że go kocha, ale chciała, żeby był o nią zazdrosny, no serio?
A co do Sam chciałabym zobaczyć jak wróci do sql i czy na kogoś poleci haha jak to brzmi wgl? Ona i James lololove <3
Super rozdział i czekam na nn ;)
The Unforgiven
Oj Marluś weź pod uwagę to, że zbliża się rok szkolny. To nie jest dobry czas dla blogów, ale takie są realia. Tak mi się zdaję. Ale co ja tam wiem skoro bloga miałam przez kilka miesięcy.
OdpowiedzUsuńCo do Sam... chcę aby rodzice puścili ją w końcu do szkoły. Może już chodzić. Ona musi poznać resztę. To takie przykre siedzieć w zamknięciu i wcinać co drugi dzien te same ciastka.
Co do Katelyn to fakt. Ona musi w końcu się z Nim zmierzyć. Samo nic z siebie nie przyjdzie. Jeśli chce być z Kendallem to musi o to powalczyć.
Co do Jamesa, to zuch chłop. Dobrze pocisnął Brianowi. Ja to bym chciała zobaczyc Jamesa w samych rajtuzach.
Ta sytuacja z Ash... możliwe. James by pewnie nie zauwazył jej gdyby nie fakt, że Brian i te wszystkie tegesy... Przecież James jak się dowiedzieliśmy ma gdzies te wszystkie laski. Jak mijał salę to żadną się nie zaciekawił. Ona jest sprytna, jednak przekombinowała.
I nie smutaj. Głowa do góry! Zarąbisty rozdział
ej tak sb przypominał że Ash mu wpadła w oko. Na sali gimnastycznej wtedy co były nabory do drużyny... Czyż nie ? :)
UsuńNie do końca wpadła mu w oko. James zapytał sie Lucasa, bo chciał być pewny która z nich to Ash żeby móc wcielić swój plan
Usuńa no taaaak. Pamiętam :) Dobra dziena. Ale on i tak sie zakocha. ONA GO USIDLI :D
UsuńJa to siem odniosem w sprawiem Jamesa na początek. Dobrze, że wjebał Brianowi i nie dał sobą pomiatać. Pokazał psu kto jest panem. Z Ashley również dobrze postąpił :) Bardzo spodobała mi się ta scena, bo na filmach by się zaczęli całować, a tutaj James zostawia Ashley :D Dobrze jej tak, on się martwi, bo ta do ognia idzie, a ona tu udawała! Nie fajnie... Co do Katelyn i Sam... Sam ma raka czy co? Nie wiem.. Ale ma dziewczyna racje! Kate powinna się postawić Carterowi i być z Kendem i będą loffki. Niedziela, a ja komentuję :) Teraz dopiero mi się zachciało.komentować :D
UsuńSuper rozdział i czekam na nn :)
Czemu to tutaj poszło? Tłint rzucił czar!
UsuńEeee? Sam jest po poważnej kontuzji kolana chyba. Jakiś wypadek poważny musiała mieć. Ciekawe wgl jak to się stało.
UsuńA jej rodzice wcale fajni nie są skoro więżą ją w domu. Przecież coś takiego człowieka wykończy
Ale kara... Wooo! Dla mnie w sumie żadna, bo mój komentarz raz trafił na tę sławną tablicę. Po pierwsze James: To na prawdę był Jamie, czy ktoś go uprowadził i zastąpił automatem? Bo na serio... Odniosłam takie wrażenie. Tak chłopakowi (?!?) pojechać? Jestem pod wrażeniem, na prawdę. Kate coraz bardziej mnie niepokoi. Wydaje mi się, że powoli się poddaje, jeśli chodzi o nią i Kendalla. Carlos? Brakowało mi go. Czyżbyś chciała od niego odpocząć? Notka świetna! czekam na nn! Pozdrawiam! I sorry, ze dopiero dzisiaj. Nie wyrobiłam się wczoraj.
OdpowiedzUsuńNie odczuwasz kary to jeszcze coś dodam hahaha :)
UsuńO Carlosie się jeszcze naczytasz. Nie musi być go w każdym rozdziale. Chociaż wiem, że lubicie tu bardzo czytać o Dolosie
Dziś krótko, bo za leniwa jestem .. Niedziela. :D
OdpowiedzUsuńRozdział świetny!
Czekam na nn ! Xx