Po spokojnie spędzonym weekendzie nadszedł czas na poniedziałek. Leniwie przeżyte godziny czas zastąpić pracowitymi. Katelyn oparła głowę na łokciu patrząc się w ścienny zegarek wzrokiem pozbawionym życia. Dobrze, że siedziała w ostatniej ławce ( sama, ponieważ Sam kolejny tydzień nie przychodziła do szkoły ), ponieważ nikt nie musi oglądać jej żałosnego wyrazu twarzy. Chciała cicho jęknąć na znak niezadowolenia, że lekcja dopiero się zaczęła i chce już wrócić do domu, jednak zamiast jęknięcia z jej gardła wydobył się suchy kaszel. Zasłoniła usta dłonią i dość głośno odkaszlnęła. Kendall odwrócił się na chwilę, a następnie spojrzał na nią troskliwie. Na jej bladą od choroby twarz. Katelyn nie była na siebie zła. Nie narzekała też na dokuczający kaszel. O to jej właśnie chodziło. Wiedziała, że to nienormalne, ale była z siebie dumna.
- Już jestem z powrotem.- Pani Benson po pięciu minutach nieobecności wróciła do sali. Usiadła za biurkiem kładąc kołonotatnik z dziennikiem na biurku. Rozejrzała się po całej klasie uważnie. Skończyła na blondynce.- Nie traćmy czasu. Jestem ciekawa waszych dzisiejszych wykonań. Zobaczymy jak przez ten tydzień współpracowaliście. Na początek poproszę Kendalla i Katelyn,
którzy przygotowali...
- Dream on.- dokończył Kendall.
- No to zapraszam was pod tablicę.- powiedziała. Schmidt podniósł się ze swojego miejsca. Logan i reszta chłopaków trzymała za niego kciuki. Posłał Katelyn sztywny uśmiech, a gdy nawiązał kontakt wzrokowy z nauczycielką, przegryzł nerwowo wargę. To był jego pierwszy występ przed klasą. Kendall stanął przed tablicą czekając na podkład muzyczny.
- A Tarver?- spytała zdezorientowana.
- Nie mogę dziś zaśpiewać, proszę pani.- odezwała się wątłym głosem.- Mam chore gardło.
- Tak myślałam...- westchnęła kobieta. Podniosła się i zaczęła spacerować blisko swojego miejsca pracy.- Akurat teraz zachorowałaś. Katelyn...- spojrzała na nią.- Myślisz, że ja nie wiem, że codziennie przychodziłaś do szkoły w mokrych włosach jedząc lody? Mam okno w swoim gabinecie, Tarver. Jednak jeśli myślałaś, że w ten sposób ominie cię ta piosenka to...- już chciała powiedzieć, że uczennica nie miała racji, ale nagle zmieniła zdanie. Przypomniała jej się podobna scena z przeszłości.- ...miałaś rację. Nie musisz śpiewać tej piosenki.- każdy w sali siedział cicho jak mysz pod miotłą. Katelyn nie wiedziała co powiedzieć.- Znalazłam idealne rozwiązanie i może to cię czegoś nauczy.
- O czym pani myśli?- zabrała w końcu głos.
- Kendall, usiądź na miejsce. Ponieważ twoja partnerka się nie wywiązała, a nie możesz niestety zaśpiewać sam, nie zostaniesz oceniony. Jednak gdy nadejdzie koniec semestru i będzie brakować ci oceny, mogę cię zapytać z teorii.- Kendall otępiały wrócił na swoje miejsce.
- Ale to nie jest jego wina.- wtrąciła dziewczyna.
- A kogo?- założyła ręce.- Moja? Muszę być obiektywna.- zapadła cisza. Pani Benson oparła się i kant biurka, a następnie poprawiła swoją spódnicę.- Pytanie do grupy. Czy każdy z was widział gablotę z nagrodami szkolnymi na parterze?- wszyscy przytaknęli.- Kendall, która nagroda ma największą wartość dla naszego sektora? Wiesz?
- Nie...
- Jenny, odpowiedz.
- Golden Opera Award.- odpowiedziała krótko.
- Nie każdy może zdobyć te nagrodę.- kontynuowała Benson.- Trzeba mieć wyjątkowy dar, niepowtarzalny talent, niezwykły głos. Wiecie kto osiemnaście lat temu zasłużył na te specjalne wyróżnienie?- spytała. Wtedy Kendall przypomniał sobie jak Katelyn opowiadała o swojej mamie przy gablotce z nagrodami. Przypomniał sobie, że lubi tam siedzieć i spędzać czas. Ta nagroda należała do Susan, mamy Katelyn.- Pewnie wiecie. O takich wyróżnieniach wie każdy. Z Susan Tarver chodziłam do jednej klasy. Miała cudowną barwę. Była jedyną osobą, która umiała wywołać wzruszenie swoim śpiewem. Wygrała konkurs śpiewając bardzo znaną, ale trudną piosenkę. Katelyn, wiesz jaką?
- Jak mogłabym nie wiedzieć...
- No właśnie. Dlatego mam dla ciebie propozycję. Skoro tak bardzo nie lubisz śpiewać trudnych piosenek przed publicznością to nie musisz. Jednak jeśli zrezygnujesz, na koniec semestru zaśpiewasz piosenkę konkursową swojej mamy.- oczy Katelyn zrobiły się wielkie jak spodki od talerzy.- I będziesz miała to z głowy. Nie musisz odpowiadać natychmiast. Zastanów się nad tym na spokojnie.
- Przepraszam...- blondynka podniosła się i wyszła z klasy.
- Czy powiedziałam coś nie tak?- spytała nauczycielka, ale reszta też nie znała odpowiedzi na to pytanie.
Kiedy zadzwonił dzwonek na przerwę, Kendall wziął się za poszukiwanie przyjaciółki, która nie wróciła do końca lekcji. Pod pachą trzymał jej zeszyt. Od razu pomyślał o tym korytarzu gdzie znajdują się gabloty z nagrodami. Tam zawsze było cicho, nie było zgiełku, nie było hałasu. I trafił w dziesiątkę. Siedziała na parapecie patrząc tępo przed siebie. Chłopak usiadł obok niej.
- Widziałam jej występ na kasecie.- powiedziała nie patrząc na niego.- Kiedy wyszła na scenę, widziałam w niej siebie. Jestem do niej taka podobna... To było widać jaka była spięta na początku. Jak palce jej drżały póki nie dotknęła mikrofonu. Spuściła wzrok i uśmiechnęła się do siebie pokrzepliwie. A kiedy pierwsze nuty rozniosły się po sali... Usłyszałam jej ciepły głos, który topił moje serce. Możesz sobie myśleć kobieta zaśpiewała swoje i tyle. Tego trzeba doświadczyć by zrozumieć. A kiedy dotarła do refrenu, łzy cisnęły mi się do oczu. Nigdy w życiu nie słyszałam czegoś równie pięknego. Była najlepsza, zdecydowanie. Benson chce żebym była taka jak ona, jednak za dużo ode mnie wymaga. Moja mama sięgała wysoko. Ja nigdy nie sięgnę jej poziomu. Zawsze chciałam być tak jak ona, ale jest to niemożliwe... Moim marzeniem jest śpiewać tak żeby rodzić łzy w ludzkich oczach. Tak jak moja mama. Pewnie uznasz, że to głupie.
- Wcale nie. Możesz to osiągnąć, ale nie musisz być koniecznie śpiewaczką operową.
- Możliwe. Nigdy nie będę czuła się tak dobra jak ona, chociaż zawsze próbuję i nie zrezygnuję. Ta szkoła jest dla mnie ważna. Wiesz jak ciężko było mi zawalczyć o to? Ojczym nie zgadzał się na tę szkołę. Jest taka zasada: Jak mi jest źle to jemu jest dobrze. Jak mi jest dobrze, jemu jest źle. Ale po namowach zgodził się jak to on określił: Z dobroci serca. A tak serio to jego matka go przekonała. Jak się o coś kłócimy, grozi mi, że mnie z tej szkoły wypisze.
- Co za debil... Nie wypisze cię. Tylko ci grozi.
- Nie znasz go.- spojrzała mu w oczy.- Jest do tego zdolny.- wychrypiała.- A teraz czuję się winna, bo przeze mnie Benson może cię pytać.
- To nic poważnego.
- A ja zmieniłam zdanie. Zaśpiewam z tobą tę piosenkę za tydzień. Tylko niech wyzdrowieję.
James wyszedł zadowolony z klasy pani Benson po tym jak dostał piątkę za duet z Carlosem. Uznał, że to jedna z najlepszych rzeczy jaka spotkała go w tej szkole, ponieważ ostatnio ma same problemy. Logan nadal się do niego nie odzywa. Kiedy rozmyślał jak się z nim znów zjednać, zauważył Mayrę, która plotkowała sobie z innymi dziewczynami z drużyny. Obok niej stała też Ashley. Gdy Mayra zobaczyła Jamesa, kazała reszcie się rozejść.
- Muszę pobyć sam na sam ze swoim chłopakiem...- usłyszał jej słowa. Dziewczyny rozeszły się każda w swoją stronę. Ashley odwróciła się jeszcze ostatni raz na nich by im się przyjrzeć, a następnie odeszła kręcąc głową.- Cześć James.
- Czy ciebie już kompletnie powaliło?- spytał zdenerwowany.
- Ale o co ci chodzi?
- Raczej tobie o co chodzi? W co ty grasz? Czemu wmawiasz każdemu, że jestem twoim chłopakiem? Masz przestać natychmiast i to odkręcić póki te informacje dotrą do kogoś jeszcze...- pomyślał o Loganie.
- Prawda jest taka, że jesteś mi potrzebny.- podeszła do niego bliżej mówiąc ciszej żeby nikt nie usłyszał.- Od kiedy Brian mnie rzucił, straciłam swój dawny autorytet. Jeszcze niedawno ja rządziłam tą szkołą, a teraz panoszy się tu Brian ze swoimi koleszkami. Wywalił mnie ze grona popularsów. A dzięki tobie założę lepsze VIPowskie grono i razem będziemy nim rządzić. Musisz tylko udawać, że jesteśmy razem. Czy to tak boli? Wiesz ile chłopaków chciałoby ze mną chodzić? No bo...- tutaj się zaśmiała.- Czy mi czegoś brakuje?
- Tak!- wydarł się James zwracając uwagę reszty uczniów.- Piątej klepki!- stuknął się palcem w czoło.- Nie chcę nikogo udawać. Nie chcę oszukiwać. Nie chcę należeć do żadnego grona pajaców, którzy myślą, że są fajni, chociaż nie są! Nie chcę mieć z tobą, ani z Brianem nic wspólnego! Mam dość, że wszystkiego dowiaduję się za plecami. Mam dość twojego byłego. Mam dość chorego rywalizowania. Mam dość twoich nienormalnych pomysłów!- wyliczał na palcach. Reszta uczniów zatrzymała się żeby posłuchać kłótni. Była to dla nich sensacja. Mayra dyskretnie rozejrzała się wokół widząc te spojrzenia. Zgrzytnęła zębami ze złości za to publiczne upokorzenie.- Jeśli uważasz, że robienie z siebie idiotki i udawanie, że jesteśmy parą wzbudzi w Brianie jakieś poczucie winy albo zazdrość, to proszę bardzo!- rozłożył ręce.- Rób to! Nikt ci nie zabroni! Ale nie mieszaj w to mnie! Jasne?!
- Pożałujesz tego.- syknęła ze łzami w oczach i uciekła do damskiej łazienki.
- A wy na co się gapicie?- spytał zły tłumu.- Nie macie nic do roboty?- nie oczekiwał odpowiedzi tylko wyszedł na zewnątrz złapać świeżego powietrza.
Podczas przerwy śniadaniowej przyjaciele zebrali się na stołówce. Jenny jadła z nimi posiłki co drugi dzień. Dziś wypadło, że siedziała przy stoliku z koleżankami. Logan nadal traktował Jamesa jak powietrze. Lucas tylko westchnął. Katelyn nie miała ochoty na jedzenie. Przez jej obolałe gardło nie przeszedłby żaden kęs sałatki. James rozejrzał się po stołówce. Przy stole pod ścianą gdzie zasiadało grono popularsów jedno miejsce od dawna było puste. Brian posłał mu chłodne spojrzenie. Wywrócił oczami i odnalazł wzrokiem stół cheerleaderek. Przy Ashley krzesełko było puste.[ Gdzie ona jest? A może ja trochę przesadziłem? Niepotrzebnie się uniosłem? Mogłem na spokojnie z nią pogadać, a nie robić aferę przy innych ludziach. Teraz rozniosą się plotki, a raczej nowinki, że Mayra jest oszustką. Dobrze zrobiłem? Może czuję ulgę z tego, że jej powiedziałem co myślę, ale oczerniłem ją na oczach pół szkoły. Teraz każdy o tym gada. Pewnie przeze mnie nie pojawi się w szkole przez tydzień...]
- Wiecie, że Douleur ostatnio przyszła do mnie w nocy?- zmienił temat Carlos.
- Cudowny sen, no nie?- zażartował Kendall.
- Ale to prawda!- ściągnął brwi. Zanurzył frytkę w keczupie i włożył ją sobie do ust.- Polubiła mnie.
- Przecież ona nikogo nie lubi.- wtrąciła Katelyn.
- Dopóki nie poznała mnie.- wyszczerzył się.
- Bo masz w sobie ten urok Carlosa Peny.- zironizował Kendall.- A w ogóle to ona coś je? Bo nigdy nie widziałem jej ani na stołówce tutaj ani na stołówce przy kafejce. Przy żadnym stoliku z tymi śmiesznymi czerwonymi parasolami...
- Zamawia sobie kubek kawy i pije ją w szkolnym parku.- wyjaśnił Carlos.- Nigdy nie widziałem jej jak coś je.
- Może jest wampirem?- odezwał się w końcu Logan.
- O! A jednak masz język w ustach.- zwrócił mu uwagę James.- Mógłbyś już przestać się na mnie obrażać. Przecież wiesz, że nic między nami nie było!
- Okłamałeś mnie.
- Nie okłamałem. Okłamuje się wtedy kiedy się mówi nieprawdę, a ja nic nie powiedziałem.
- To też jest okłamanie.- poinformował sucho.
- Rany, Logan. Co mam jeszcze zrobić żebyś przestał się fochać? Bo serio mam już dość. Uuu jestem Logan. Pofocham się na Jamesa bez powodu, bo tak jest faaajnie.- sparodiował jego głos.- A w dodatku...- nie dokończył, ponieważ na jego twarzy wylądowała musztarda, którą Logan wycisnął mu z tubki na twarz. James wykrzywił się i zaczął zbierać sos ze swojej twarzy, a Carlos pękał ze śmiechu.
- Tak?- powiedział szatyn. Nabrał widelcem puree na widelec i rzucił nim w stronę Logana. Ten jednak uchylił się i kupka ziemniaków wylądowała Ashley we włosach. James zrobił wielkie oczy. Dziewczyna podniosła się, a następnie wzięła do ręki babeczkę. Miała zamiar trafić w Jamesa, ale trafiła siedzącego obok Kendalla.
- Wojna na żarcie!- wrzasnął Carlos na całą stołówkę. W jednej chwili rozległ się jeden wielki harmider. Prawie wszyscy brali udział w wojnie. Jedzienie przelatywało przez całą salę. Zdesperowane kucharki nie wiedziały co zrobić. Próbowały załagodzić sprawę, ale same oberwały porcją makaronu. Grupa cheereaderek z piskiem uciekła z sali.
- Czy teraz jest ok?- spytał zasapany James, który miał cały sweter w majonezie oraz plamach po kawałkach zielonych warzyw.
- Tak.- zaśmiał się. James wtedy wyszczerzył się i wtarł w jego czoło cytrynową babeczkę.
- Już jestem z powrotem.- Pani Benson po pięciu minutach nieobecności wróciła do sali. Usiadła za biurkiem kładąc kołonotatnik z dziennikiem na biurku. Rozejrzała się po całej klasie uważnie. Skończyła na blondynce.- Nie traćmy czasu. Jestem ciekawa waszych dzisiejszych wykonań. Zobaczymy jak przez ten tydzień współpracowaliście. Na początek poproszę Kendalla i Katelyn,
którzy przygotowali...
- Dream on.- dokończył Kendall.
- No to zapraszam was pod tablicę.- powiedziała. Schmidt podniósł się ze swojego miejsca. Logan i reszta chłopaków trzymała za niego kciuki. Posłał Katelyn sztywny uśmiech, a gdy nawiązał kontakt wzrokowy z nauczycielką, przegryzł nerwowo wargę. To był jego pierwszy występ przed klasą. Kendall stanął przed tablicą czekając na podkład muzyczny.
- A Tarver?- spytała zdezorientowana.
- Nie mogę dziś zaśpiewać, proszę pani.- odezwała się wątłym głosem.- Mam chore gardło.
- Tak myślałam...- westchnęła kobieta. Podniosła się i zaczęła spacerować blisko swojego miejsca pracy.- Akurat teraz zachorowałaś. Katelyn...- spojrzała na nią.- Myślisz, że ja nie wiem, że codziennie przychodziłaś do szkoły w mokrych włosach jedząc lody? Mam okno w swoim gabinecie, Tarver. Jednak jeśli myślałaś, że w ten sposób ominie cię ta piosenka to...- już chciała powiedzieć, że uczennica nie miała racji, ale nagle zmieniła zdanie. Przypomniała jej się podobna scena z przeszłości.- ...miałaś rację. Nie musisz śpiewać tej piosenki.- każdy w sali siedział cicho jak mysz pod miotłą. Katelyn nie wiedziała co powiedzieć.- Znalazłam idealne rozwiązanie i może to cię czegoś nauczy.
- O czym pani myśli?- zabrała w końcu głos.
- Kendall, usiądź na miejsce. Ponieważ twoja partnerka się nie wywiązała, a nie możesz niestety zaśpiewać sam, nie zostaniesz oceniony. Jednak gdy nadejdzie koniec semestru i będzie brakować ci oceny, mogę cię zapytać z teorii.- Kendall otępiały wrócił na swoje miejsce.
- Ale to nie jest jego wina.- wtrąciła dziewczyna.
- A kogo?- założyła ręce.- Moja? Muszę być obiektywna.- zapadła cisza. Pani Benson oparła się i kant biurka, a następnie poprawiła swoją spódnicę.- Pytanie do grupy. Czy każdy z was widział gablotę z nagrodami szkolnymi na parterze?- wszyscy przytaknęli.- Kendall, która nagroda ma największą wartość dla naszego sektora? Wiesz?
- Nie...
- Jenny, odpowiedz.
- Golden Opera Award.- odpowiedziała krótko.
- Nie każdy może zdobyć te nagrodę.- kontynuowała Benson.- Trzeba mieć wyjątkowy dar, niepowtarzalny talent, niezwykły głos. Wiecie kto osiemnaście lat temu zasłużył na te specjalne wyróżnienie?- spytała. Wtedy Kendall przypomniał sobie jak Katelyn opowiadała o swojej mamie przy gablotce z nagrodami. Przypomniał sobie, że lubi tam siedzieć i spędzać czas. Ta nagroda należała do Susan, mamy Katelyn.- Pewnie wiecie. O takich wyróżnieniach wie każdy. Z Susan Tarver chodziłam do jednej klasy. Miała cudowną barwę. Była jedyną osobą, która umiała wywołać wzruszenie swoim śpiewem. Wygrała konkurs śpiewając bardzo znaną, ale trudną piosenkę. Katelyn, wiesz jaką?
- Jak mogłabym nie wiedzieć...
- No właśnie. Dlatego mam dla ciebie propozycję. Skoro tak bardzo nie lubisz śpiewać trudnych piosenek przed publicznością to nie musisz. Jednak jeśli zrezygnujesz, na koniec semestru zaśpiewasz piosenkę konkursową swojej mamy.- oczy Katelyn zrobiły się wielkie jak spodki od talerzy.- I będziesz miała to z głowy. Nie musisz odpowiadać natychmiast. Zastanów się nad tym na spokojnie.
- Przepraszam...- blondynka podniosła się i wyszła z klasy.
- Czy powiedziałam coś nie tak?- spytała nauczycielka, ale reszta też nie znała odpowiedzi na to pytanie.
Kiedy zadzwonił dzwonek na przerwę, Kendall wziął się za poszukiwanie przyjaciółki, która nie wróciła do końca lekcji. Pod pachą trzymał jej zeszyt. Od razu pomyślał o tym korytarzu gdzie znajdują się gabloty z nagrodami. Tam zawsze było cicho, nie było zgiełku, nie było hałasu. I trafił w dziesiątkę. Siedziała na parapecie patrząc tępo przed siebie. Chłopak usiadł obok niej.
- Widziałam jej występ na kasecie.- powiedziała nie patrząc na niego.- Kiedy wyszła na scenę, widziałam w niej siebie. Jestem do niej taka podobna... To było widać jaka była spięta na początku. Jak palce jej drżały póki nie dotknęła mikrofonu. Spuściła wzrok i uśmiechnęła się do siebie pokrzepliwie. A kiedy pierwsze nuty rozniosły się po sali... Usłyszałam jej ciepły głos, który topił moje serce. Możesz sobie myśleć kobieta zaśpiewała swoje i tyle. Tego trzeba doświadczyć by zrozumieć. A kiedy dotarła do refrenu, łzy cisnęły mi się do oczu. Nigdy w życiu nie słyszałam czegoś równie pięknego. Była najlepsza, zdecydowanie. Benson chce żebym była taka jak ona, jednak za dużo ode mnie wymaga. Moja mama sięgała wysoko. Ja nigdy nie sięgnę jej poziomu. Zawsze chciałam być tak jak ona, ale jest to niemożliwe... Moim marzeniem jest śpiewać tak żeby rodzić łzy w ludzkich oczach. Tak jak moja mama. Pewnie uznasz, że to głupie.
- Wcale nie. Możesz to osiągnąć, ale nie musisz być koniecznie śpiewaczką operową.
- Możliwe. Nigdy nie będę czuła się tak dobra jak ona, chociaż zawsze próbuję i nie zrezygnuję. Ta szkoła jest dla mnie ważna. Wiesz jak ciężko było mi zawalczyć o to? Ojczym nie zgadzał się na tę szkołę. Jest taka zasada: Jak mi jest źle to jemu jest dobrze. Jak mi jest dobrze, jemu jest źle. Ale po namowach zgodził się jak to on określił: Z dobroci serca. A tak serio to jego matka go przekonała. Jak się o coś kłócimy, grozi mi, że mnie z tej szkoły wypisze.
- Co za debil... Nie wypisze cię. Tylko ci grozi.
- Nie znasz go.- spojrzała mu w oczy.- Jest do tego zdolny.- wychrypiała.- A teraz czuję się winna, bo przeze mnie Benson może cię pytać.
- To nic poważnego.
- A ja zmieniłam zdanie. Zaśpiewam z tobą tę piosenkę za tydzień. Tylko niech wyzdrowieję.
James wyszedł zadowolony z klasy pani Benson po tym jak dostał piątkę za duet z Carlosem. Uznał, że to jedna z najlepszych rzeczy jaka spotkała go w tej szkole, ponieważ ostatnio ma same problemy. Logan nadal się do niego nie odzywa. Kiedy rozmyślał jak się z nim znów zjednać, zauważył Mayrę, która plotkowała sobie z innymi dziewczynami z drużyny. Obok niej stała też Ashley. Gdy Mayra zobaczyła Jamesa, kazała reszcie się rozejść.
- Muszę pobyć sam na sam ze swoim chłopakiem...- usłyszał jej słowa. Dziewczyny rozeszły się każda w swoją stronę. Ashley odwróciła się jeszcze ostatni raz na nich by im się przyjrzeć, a następnie odeszła kręcąc głową.- Cześć James.
- Czy ciebie już kompletnie powaliło?- spytał zdenerwowany.
- Ale o co ci chodzi?
- Raczej tobie o co chodzi? W co ty grasz? Czemu wmawiasz każdemu, że jestem twoim chłopakiem? Masz przestać natychmiast i to odkręcić póki te informacje dotrą do kogoś jeszcze...- pomyślał o Loganie.
- Prawda jest taka, że jesteś mi potrzebny.- podeszła do niego bliżej mówiąc ciszej żeby nikt nie usłyszał.- Od kiedy Brian mnie rzucił, straciłam swój dawny autorytet. Jeszcze niedawno ja rządziłam tą szkołą, a teraz panoszy się tu Brian ze swoimi koleszkami. Wywalił mnie ze grona popularsów. A dzięki tobie założę lepsze VIPowskie grono i razem będziemy nim rządzić. Musisz tylko udawać, że jesteśmy razem. Czy to tak boli? Wiesz ile chłopaków chciałoby ze mną chodzić? No bo...- tutaj się zaśmiała.- Czy mi czegoś brakuje?
- Tak!- wydarł się James zwracając uwagę reszty uczniów.- Piątej klepki!- stuknął się palcem w czoło.- Nie chcę nikogo udawać. Nie chcę oszukiwać. Nie chcę należeć do żadnego grona pajaców, którzy myślą, że są fajni, chociaż nie są! Nie chcę mieć z tobą, ani z Brianem nic wspólnego! Mam dość, że wszystkiego dowiaduję się za plecami. Mam dość twojego byłego. Mam dość chorego rywalizowania. Mam dość twoich nienormalnych pomysłów!- wyliczał na palcach. Reszta uczniów zatrzymała się żeby posłuchać kłótni. Była to dla nich sensacja. Mayra dyskretnie rozejrzała się wokół widząc te spojrzenia. Zgrzytnęła zębami ze złości za to publiczne upokorzenie.- Jeśli uważasz, że robienie z siebie idiotki i udawanie, że jesteśmy parą wzbudzi w Brianie jakieś poczucie winy albo zazdrość, to proszę bardzo!- rozłożył ręce.- Rób to! Nikt ci nie zabroni! Ale nie mieszaj w to mnie! Jasne?!
- Pożałujesz tego.- syknęła ze łzami w oczach i uciekła do damskiej łazienki.
- A wy na co się gapicie?- spytał zły tłumu.- Nie macie nic do roboty?- nie oczekiwał odpowiedzi tylko wyszedł na zewnątrz złapać świeżego powietrza.
Podczas przerwy śniadaniowej przyjaciele zebrali się na stołówce. Jenny jadła z nimi posiłki co drugi dzień. Dziś wypadło, że siedziała przy stoliku z koleżankami. Logan nadal traktował Jamesa jak powietrze. Lucas tylko westchnął. Katelyn nie miała ochoty na jedzenie. Przez jej obolałe gardło nie przeszedłby żaden kęs sałatki. James rozejrzał się po stołówce. Przy stole pod ścianą gdzie zasiadało grono popularsów jedno miejsce od dawna było puste. Brian posłał mu chłodne spojrzenie. Wywrócił oczami i odnalazł wzrokiem stół cheerleaderek. Przy Ashley krzesełko było puste.[ Gdzie ona jest? A może ja trochę przesadziłem? Niepotrzebnie się uniosłem? Mogłem na spokojnie z nią pogadać, a nie robić aferę przy innych ludziach. Teraz rozniosą się plotki, a raczej nowinki, że Mayra jest oszustką. Dobrze zrobiłem? Może czuję ulgę z tego, że jej powiedziałem co myślę, ale oczerniłem ją na oczach pół szkoły. Teraz każdy o tym gada. Pewnie przeze mnie nie pojawi się w szkole przez tydzień...]
- Wiecie, że Douleur ostatnio przyszła do mnie w nocy?- zmienił temat Carlos.
- Cudowny sen, no nie?- zażartował Kendall.
- Ale to prawda!- ściągnął brwi. Zanurzył frytkę w keczupie i włożył ją sobie do ust.- Polubiła mnie.
- Przecież ona nikogo nie lubi.- wtrąciła Katelyn.
- Dopóki nie poznała mnie.- wyszczerzył się.
- Bo masz w sobie ten urok Carlosa Peny.- zironizował Kendall.- A w ogóle to ona coś je? Bo nigdy nie widziałem jej ani na stołówce tutaj ani na stołówce przy kafejce. Przy żadnym stoliku z tymi śmiesznymi czerwonymi parasolami...
- Zamawia sobie kubek kawy i pije ją w szkolnym parku.- wyjaśnił Carlos.- Nigdy nie widziałem jej jak coś je.
- Może jest wampirem?- odezwał się w końcu Logan.
- O! A jednak masz język w ustach.- zwrócił mu uwagę James.- Mógłbyś już przestać się na mnie obrażać. Przecież wiesz, że nic między nami nie było!
- Okłamałeś mnie.
- Nie okłamałem. Okłamuje się wtedy kiedy się mówi nieprawdę, a ja nic nie powiedziałem.
- To też jest okłamanie.- poinformował sucho.
- Rany, Logan. Co mam jeszcze zrobić żebyś przestał się fochać? Bo serio mam już dość. Uuu jestem Logan. Pofocham się na Jamesa bez powodu, bo tak jest faaajnie.- sparodiował jego głos.- A w dodatku...- nie dokończył, ponieważ na jego twarzy wylądowała musztarda, którą Logan wycisnął mu z tubki na twarz. James wykrzywił się i zaczął zbierać sos ze swojej twarzy, a Carlos pękał ze śmiechu.
- Tak?- powiedział szatyn. Nabrał widelcem puree na widelec i rzucił nim w stronę Logana. Ten jednak uchylił się i kupka ziemniaków wylądowała Ashley we włosach. James zrobił wielkie oczy. Dziewczyna podniosła się, a następnie wzięła do ręki babeczkę. Miała zamiar trafić w Jamesa, ale trafiła siedzącego obok Kendalla.
- Wojna na żarcie!- wrzasnął Carlos na całą stołówkę. W jednej chwili rozległ się jeden wielki harmider. Prawie wszyscy brali udział w wojnie. Jedzienie przelatywało przez całą salę. Zdesperowane kucharki nie wiedziały co zrobić. Próbowały załagodzić sprawę, ale same oberwały porcją makaronu. Grupa cheereaderek z piskiem uciekła z sali.
- Czy teraz jest ok?- spytał zasapany James, który miał cały sweter w majonezie oraz plamach po kawałkach zielonych warzyw.
- Tak.- zaśmiał się. James wtedy wyszczerzył się i wtarł w jego czoło cytrynową babeczkę.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~ Hello, dziecinki :D Witajcie po Majówce. Jak Wam minęła? Bo moja nawet udana. Oprócz soboty,w której musiałam pracować. Ale było minęło. W piątek mogłam odpocząć, a w niedzielę pouczyć się na gramę. Dwa punkty do zdobycia lub przegrania! :D
~ Nie hejtujcie pani Benson :P Podobała Wam się scena Jamesa i May? Jeśli chodzi o spór Logana i Jamesa to został zażegany w fajny sposób.W następnym rozdziale znów nam przemknie Sam. Do poniedziałku :*
Klep
OdpowiedzUsuń"Z dobroci serca." Ja przepraszam bardzo, ale jakiego serca? Carter nie ma serca, a dlaczego nie ma serca? BO JEST ZUYM ZUZONEM, PUZONEM, MAŁPISZONEM, OGÓRASEM, KUTASEM, WYKASTROWANYM BRUDASEM! Szantażysta okropny. Dobrze, że Katelyn zdecydowała się jednak zaśpiewać, ale to za tydzień. James pokazał Mayrze, ze jest głupią bycz. MARIOLKA RYCZY I KWICZY! Była Pani Benson i Ashley... ASHLEY BENSON! Kłamczuchy <333 Myslę dokładnie, jak James z tym kłamstwem. Jak się nic nie mówi to nie było kłamstwo. Logan się nie zna :P Walka na żarło zawsze fajna :D Carlosowi nie wierzą, że z Dolarem gadał wieczorem. Z nimi w ogóle bie gada, więc niech się przymkną :P
UsuńSupereściaściaściniusiński rozdział i czekam na nn :)
Uuu chyba Marla strzeli focha za te komy... Rozdział bardzo fajny. Marylin nie może porównywać Kat do jej matki. Nie można tak. To trochę niepedagogiczne. James miał swój bad i good day. Bad bo sprzeczka z May. Good bo pogodził się z Loganosem :)
OdpowiedzUsuńBardzo doborze, że żyją w końcu ze Sobą w zgodzie! Bardzo fajnie, to wyszło, no i ta walka na jedzenie. Będą konsekwencje.. :). James wszystko wygarnął swojej "dziewczynie" i nastepny spór. Jakże to był fajny rozdział, czekam na nastepny! :).
OdpowiedzUsuńPytanie pierwsze (uwaga, będzie głupie): Czy pani Benson ma coś wspólnego z panią Benson z "iCarly"? Pierwsze skojarzenie, sorry. "Zuo" to słowo Bunny, ale tutaj ciągle dzieje się coś złego. Mniej, albo więcej szkodliwego, ale zawsze. rozdział świetny! Czekam na nn! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMają takie samo nazwisko i nic więcej :) Ale pytać zawsze można :)
UsuńJa wiem, ale chodzi o to, że czytam "Pani Benson" i od razu ta wariatka przed oczami.
UsuńSorkyyy, że tak późno, ale miałam tyle na głowie, że masakra jakaś! ten dzień to jakaś wielka katastrofa! Zabierz mnie stąd!!!!
OdpowiedzUsuńK.C ma rację co do pani Benson. To niepedagogiczne. W sumie nic do niej nie mam. Spoko babka, ale niech niech nie robi z Katelyn Susan. MOże widzi podobieństwo w wyglądzie, nadal widzi swoją koleżankę gdy na nią patrzy, ale ona nie jest nią i niech to zaakacetpuje. Boję się co May może wymyślic w ramach zemsty. A może nie powinnam sie bać? Nie może przecież zrobić komuś krzywdy. To chyba do niej niepodobne. Ostatni fragment mi się podoba gdzue James wtarł babeczkę w czoło Logana. Pewnie wyglądało komicznie :) Rozdział fantastic
jak dla mnie chyba najdupniejsza majówka... ale żyjem i mam się ok.
OdpowiedzUsuńtero komciam: Wojna na żarcie był fajowa. Logan przestal sie fochać. Super :D
Przypomniała mi sie wojna na plujki :D
Carlos ciągle myśli o dolarze.. I need a dolar dolar dolar is what I need... ^^ Dzisiaj jak jechałem autem i słyszałem tą piosenkę to od razu pomyślałem o Dulci i Losie :)
Katelyn bd śpiewać z Kendem. Dobrze. Ciekawe jak poszłaby jej piosneka mamy. Babka musiała być zajebiscie utalentowana. Kate ma to po niej.
A Ty po kim jesteś taka zajebiaszcza?? Pochwal sie ;p
Super rozdział i czekam na kolejny :)
Pani Benson to chyba zwariowała! Ale serio .. Tak troche zwariowała, chyba nikt nie lubi byc pytany z teorii -,- ale K3 silny men i zdałby na 6. Jednak dobrze, ze Kate zgodziła sie zaśpiewac *-* oni są słodcy.
OdpowiedzUsuńCarlos i Dolar hahah i nikt mu nie wierzy :/ ale serio zdaje mi sie ze z nich będzie fajna para.
James ale dojebał Mayrze xD nie ma to jak MASŁO ... (Dziś na ang było w opowiadaniu Maslow a ja mialam taką faze że az sie zgłosilam i przeczytałam całe *-*) Chciała bym wiedziec co s ta Ashley i Jamesem?
No i Logan prawidłowo, wybaczył mu ach wszystko ładnie :)) bitwa na zarcie byla MEGA achh Los i te jego pomysły xD
Co z tą Sam? Niech wbija do sql w końcu i czekam na Logana z Jenny ;3
Świetny rozdział i czekam na nn ;)
The Unforgiven
super rodział i zapraszam :) >>>> http://bigtimerushna-zawsze.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDziś ubogo, bo .. Jestem za leniwa :)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, jak zawsze ! Do nn !
P.S. inf na blogu www.katelynandkendallstory.blog.pl
Xx