Logan z Jenny opuścili swój Tajemniczy Ogród. Chłopak czuł się już o wiele lepiej dzięki nowej przyjaciółce. Jeszcze nigdy nie miał przyjaciela w wersji żeńskiej, jednak Jen jest taką specyficzną osobą, że pomimo swojej płci, traktuje się ją prawie jak chłopaka. Jej zachowanie i sposób bycia mówi za siebie. Wcześniej się nie zastanawiał czemu maluje usta na czerwono skoro jest chłopczycą. Chyba musi nią być na swój własny indywidualny sposób.
- Nie zwracaj na nich uwagi.- szepnęła mu do ucha. Nie obyło się bez ciekawskich spojrzeń innych. Logan zmieszany schował opatrzoną rękę do kieszeni, ponieważ wydawało mu się, że na całym tle sytuacji najbardziej rzuca się w oczy. Nadal go szczypało.- Chodźmy na stołówkę do reszty.
Kiedy usiedli do stolika, reszta udawała, że nic się nie stało. To nie był czas na rozmawianie o takich rzeczach. Na taki pomysł wpadł chociażby Kendall, pomimo że jemu było z tym najciężej. Katelyn uśmiechnęła się do Hendersona ciepło, a potem posmutniała. Stała się jakby nieobecna. Podejrzewał, że nie chodzi o niego tylko o coś więcej. Carlos bawił się jedzeniem przebijając każdy groszek widelcem. James krzywił się patrząc na kawałek mięsa na swoim talerzu, a bliźniaki pogrążyli się w rozmowie.
- Co to jest?- spytał James.- Ta pieczeń jest tak sucha, że gdy ją chcę przełknąć to staje mi w gardle!
- A ty co jesteś taki zdenerwowany?- odezwał się Carlos.
- A próbowałeś to jeść? Nie! Bo ty masz jakieś puree! Suche jak gówno wyschnięte na słońcu!- te słowa doszły do uszu Briana, prosto do vipowskiego stolika. Ten podniósł się i powoli zbliżał się do niego. Gdy stanął za Jamesem, nachylił się nad jego ramieniem i splunął prosto na mięso. Wszystkim opadły szczęki. Becker wziął widelec i rozsmarował swoją ślinę po całej powierzchni porcji pieczeniowej.
- Smacznego, Maslow.- wyszczerzył się złowieszczo.- Teraz jest taki wilgotny, że bez problemu prześlizgnie ci się przez gardełko. Nie ma za co. Naprawdę nie musisz dziękować.
- Co ty sobie wyobrażasz?!- James podniósł się gwałtownie i nawiązał z nim niebezpieczny kontakt wzrokowy.
- No co? Ja chciałem być tylko pomocny.- zaśmiał się, a jego kumple płakali ze śmiechu z tej sceny.
- James, odpuść.- powiedział Logan widząc, że w szatynie gotuje się krew i wyglądał jakby zaraz miał mu się rzucić na szyję.
- A mówi do ciebie, Maslow, ktoś kto ma zrytą banię. Chciał się pochlastać, bo ma takich żałosnych przyjaciół jak ty!
- Teraz kurwa przegiąłeś!- z całej siły pchnął go tak, że poleciał na inny stolik. Pod wpływem uderzenia wszystko co się na nim znajdowało, runęło na ziemię. Ludzie się szybko odsunęli. Brian wylądował na ziemi.
- James! Oszalałeś?!- wstał Lucas. Brian otumaniony podniósł się ledwo z podłogi. Kiedy wstał, miał wielką ochotę przyłożyć mu w twarz, lecz się powstrzymał zauważając sylwetkę Ashley, która obserwowała wszystko z daleka.
- Pożałujesz tego...- wycedził przez zęby.- Powiem o wszystkim dyrektorce, a ta wywali cię na zbity ryj z tej szkoły.- odwrócił się podchodząc do swojego stolika. Zgarnął koleszków i szybko wyszedł.
- Coś ty zrobił?- zdenerwował się Kendall.- Jeśli dyrka cię wyrzuci, to już możemy się pożegnać z obietnicą Gustavo!- emocje wzięły w górę. Ostatnio za dużo się wydarzyło. Wyszedł musząc się przewietrzyć,
- Obraził Logana!- próbował się jakoś bronić.
- To miłe, ale to nie było tego warte.- odpowiedział Henderson.
- Ach!- rzucił Lucas gdy zauważył, że kucharka się zbliża, podbiegł szybko do naruszonego stolika i położył się na ziemi.
- A co tu się dzieje?!- otyła kobieta w białym fartuchu.- Co wyście zrobili?- zdenerwowała się widząc stan podłogi.
- Poślizgnąłem się i poleciałem na stół.- podniósł się boleśnie i świetnie pod względem aktorskim.- James próbował mnie złapać, ale nie zdążył.
- Zostaniesz więc po przerwie i posprzątasz wszystko.
- Dobrze.- przyjął godnie swoją karę. Kobieta odeszła. Lucas otrzepał się i spojrzał na resztę uczniów.- A wam dziękuję za milczenie.- uśmiechnął.
- Za to kocham mojego bro.- Jenny uśmiechnęła się.
- Nie musiałeś tego robić.- powiedział James.
- Musiałem, bo inaczej by cię odesłała do Trumanowej.
- Tak mi głupio.- wbił wzrok w ziemię.- Nie wiem jak ci dziękować.
- Ale co z Brianem?- przypomniała Katelyn.- Jeśli on powie swoją wersję wydarzeń to będzie źle. A co ci grozi jeśli prawda wyjdzie na jaw, James?
- Wspominała o zwołaniu jakiejś Rady. Podobno od dziewięciu lat nie została zwołana i pogroziła, że woli żeby tak zostało.
- I masz rację. Brian nie może jej tego powiedzieć.
- A myślisz, że przepuści taką okazję?- prychnął.- Przecież to jego jedyna okazja by mnie zniszczyć.
- Jesteś zbyt wybuchowy. Powinieneś się wybrać do psychologa.- zasugerował Carlos.
- To dojebałeś do pieca!- zaśmiał się. Wtem zadzwonił dzwonek. Spojrzał na Lucasa,- Chodźmy po sprzęt. Zostanę z tobą i razem sprzątniemy. W końcu ty też mi już raz pomogłeś.- sąsiad uśmiechnął się i przytaknął.
Po odbytych zajęciach Katelyn po cichu wyszła ze szkoły. Nie pożegnała się ani z Kendallem ani z resztą. Opuściła teren jak zbieg nie mówiąc nic nikomu. Nie chciała wracać teraz do domu. Zastanawiała się co teraz zrobić. Miała zamiar odwiedzić Sam, jednak dziś ma wizytę u lekarza. Kiedy w drodze zastanawiała się co zrobić, ktoś położył dłoń na jej ramieniu. Podskoczyła ze strachu.
- Spokojnie. To tylko ja.
- Kendall, nie strasz mnie.- złapała się za serce.
- Chciałbym cię zabrać w jedno miejsce i nie masz innego wyboru jak iść tam ze mną.
- Sama nie wiem...- zawahała się.
- Spokojnie, to nie randka przecież. Chodzi o piosenkę. Chodź!- złapał ją za rękę i poprowadził nie prosząc o pozwolenie. Nie miała innego wyboru jak jak dać się zaprowadzić. Kendall kazał również zamknąć oczy dając gwarancję, że o nic się nie potknie. Szli tak około dziesięć minut.- Możesz otworzyć.
- Ouu...- ściągnęła brwi. Zupełnie nie spodziewała się takiego widoku. Na pewno nie po Kendallu.- Czy to jest...?
- Tak. To fabryka.- uśmiechnął się,
- Nie rozumiem czemu się uśmiechasz. Tu produkują skrzynki na owoce.
- Nie ważne co tutaj robią. Ważne jest co my tutaj będziemy robić.- otworzył drzwi do wielkiej sali.- Dzień dobry!- krzyknął głośno żeby ktoś go usłyszał. Było strasznie głośno. Katelyn nie była przystosowana do takich hałasów, więc zatkała uszy, Maszyny ucichły.
- O! Kendall!- kobieta po trzydziestce podeszła do niego.- Jesteś wreszcie.
- Dziękuję za przysługę.
- Nie ma za co. To przecież nic.- machnęła ręką.
- Kat? Poznajesz panią Sherwick? Mieszka na samym końcu naszej ulicy. Poprosiłem ją o próby śpiewu tutaj. w tej hali.
- Tutaj? To chyba nie jest dobry pomysł.
- Najlepszy.- zaśmiał się.
- To my zwolnimy z robotą. Maszyny będą buczeć trochę ciszej.- kobieta wróciła na swoje stanowisko.
- Dobrze się czujesz?- spytała go z wyrzutem.
- Słuchaj. Wiesz jak jest ta piosenka. Potrzeba do niej wysokich dźwięków. Musimy razem przecież to zaśpiewać. Przekonam cię, że potrafisz. Stanę na drugim końcu hali. Będziesz ćwiczyć refren do tego momentu aż cię dobrze usłyszę.
- Niewykonalne.- prychnęła.
- Tylko wtedy gdy się nie postarasz. A ja wierzę w ciebie.
- Skąd znasz panią Sherwick?- spytała.
- To był weekend. Na środku chodnika pękły jej torebki z zakupami. Ponieważ byłem najbliżej, postanowiłem jej pomóc. Kiedy pomagałem jej wkładać owoce to torby, jakoś się natknęła na swoją pracę. Dopiero po jakimś czasie wpadł mi ten pomysł.
- Niezbyt mądry, chciałeś dopowiedzieć.- dodała zła.
- Weź nie bredź. I nie zmieniaj tematu. Do pracy!- klasnął w dłonie. Blondynka nie miała innego wyjścia. Kendall przeszedł przez całą halę. Rozejrzała się dookoła. Zupełnie nikt nie zwracał na nich uwagi. Każdy pracownik był zajęty swoją pracą. Odetchnęła z ulgą, chociaż ciężko było jej się skupić. Tylko z refrenem miała problemy.[ A może to nie jest takie głupi pomysł?] Za pierwszym razem nie była jeszcze w stanie się przebić i uwolnić w pełni powietrza w z płuc oraz tych dźwięków, które chciała, Próbowała raz drugi i trzeci. Nadal nic. Zrobili krótką przerwę, a następnie wrócili do próby.
- Nie dam rady!- podeszła do niego.
- Dasz!- położył dłonie na jej ramionach i spojrzał głęboko w oczy.- Jeszcze tylko raz i ci odpuszczę. Jeśli zaśpiewasz to dobrze i dostatecznie cię usłyszę, wrócimy do domu, Obiecuję. Włóż emocje lub wyobraź sobie, że śpiewasz to do kogoś, cokolwiek. Postaraj się.- po tych słowach nabrała siły i odwagi. Bolało ją już trochę gardło , ale była w stanie się poświęcić. Włożyła w to całą resztkę swoich sił. Kiedy doszła do refrenu, Kendall uśmiechnął się i przytaknął. To jest to.- wyczytała z ruch jego warg. Urwała.
- A nie mówiłem?
- Teraz chodźmy stąd.- poprosiła.
Kiedy przechadzali się spokojnym krokiem, Kendall zastanawiał się w jaki bezpieczny sposób podjąć rozmowę z nocy kiedy spotkali się w oknie. Katelyn unikała odpowiedzi na to pytanie, opowiadając smutne historyjki ze swojego życia. Nie był głupi. Przeczuwał, że sprawa jest poważna. Przez cały czas chodzi z głową w zupełnie innym miejscu niż powinna być. Znalazł już odpowiednie pytanie gdy brązowooka wyciągnęła jego wiersz. Schmidt przegryzł wargę. Miał ochotę zabrać jej to, zwinąć w kulkę jeszcze raz i cisnąć wprost do najbliższego strumyka.
- Ciekawe kto jest autorem.- spojrzała na niego pytająco.
- Hmm nie wiem. Po co się zastanawiasz nad tym? Powinnaś to wyrzucić.
- O nie...- pokręciła głową.- Przepiszę sobie to do notesu. Tak mi przykro człowieka, który to stworzył. Zupełnie go rozumiem.
- Yhm...ehm...A co u Sam?-zmienił temat.
- U Sam?- była zdziwiona, ponieważ pierwszy raz o nią pytał.- Jeśli chodzi o nogę to podobno dobrze. Świetnie się goi. Może zdejmą jej gips. To przykre, że musiał ją spotkać ten wypadek. W drugiej klasie poważnie spadła z głównych schodów. Pól roku przesiedziała w domu...
- Ale wróci do szkoły? Chciałbym ją w końcu poznać.
- Hmm wątpię.- skrzywiła usta.
- Ale jeśli noga się wyleczy to czemu nie?
- Proszę, nie pytaj mnie. To skomplikowane.- wyminęła odpowiedzi.- W dodatku tu chodzi przecież o taniec. Lekarz zabronił jej tańczyć. Nie ma po co wracać do szkoły. Ona jest załamana. I tu nie chodzi tylko o to. To wszystko jest dla niej bardzo ważne.
- A co u ciebie? Tylko nie mów, że nic, bo wiem, że jest inaczej.
- Ah, Kendall...- westchnęła ciężko.- Nie mogę ci powiedzieć. Nawet jeśli bardzo bym tego chciała.
- Tęsknie za tobą.- głos jego serca był silniejszy i przemówił jego ustami. Kendall na chwilę poczuł się lepiej, lecz szybko ugryzł się w język. Bał się jej reakcji. Błagał w głębi duszy żeby nie uciekła.
- Mówiłam ci żebyś tego nie robił. Żebyś nie utrudniał.- odsunęła się kilka kroków dalej.
- Przepraszam. Tak jakoś wyszło. Ja... nie chciałem. Nie to miałem na myśli.- zakręcił się w słowach.- Znaczy miałem, ale nie to chciałem powiedzieć. Ah!- złapał się obiema rękami za głowę.
- Dalej wrócę sama.- odwróciła się i ruszyła szybkim krokiem przed siebie. Kiedy była dalej, zaczęła biec desperacko. Nie reagował tylko obserwował jak jej sylwetka staje się coraz mniejsza aż w końcu znika. Wiedział, że zawalił sprawę.
Kiedy znalazł się przed drzwiami od swojego domu i złapał za klamkę, usłyszał donośną rozmowę. Zmęczony wszystkim a zarazem zaciekawiony wszedł do środka. W salonie siedzieli Logan, James i Lucas. Gdy Henderson zobaczył blondyna, zamilkł. Zresztą tak jak każdy. Kendall jak gdyby nic zdjął buty i przeszedł do kuchni napić się wody.
- Gdzie jest Carlos?- spytał.
- Posiało go.- odpowiedział Lucas.
- O czym gadaliście?
- A jak myślisz?- zironizował James.- Jestem zdenerwowany, bo to wszystko moja wina! Pena wykrakał z tym swoim No bo co! Jest tragicznie. Wszystko się sypie!
- Usiądź może.- zasugerował mu Lucas. James zrobił to co kazał. Kendall też usiadł po drugiej stronie sofy. Borrenwood stanął naprzeciwko, aby ich wszystkich dobrze widzieć. Przysiadł sobie na fotelu.- Tata zawsze mi mówił, że problemy są przeszkodami, których można się pozbyć. Jednak najpierw trzeba śmiało je zanalizować żeby wiedzieć gdzie uderzyć.
- A ty robisz teraz za psychologa?- prychnął Maslow.
- Tak jakby. Zacznijmy od Kendalla.
- A co ja mam powiedzieć? Nie wiecie jak to jest gdy dziewczyna wam mówi, że pospieszyła się z tym związkiem. W dodatku ciągle ją widzicie. Wiecie jak to kusi? Dziś powiedziałem za dużo, więc przestraszyła się i uciekła. Mówiłem jej, że będę czekał tyle ile trzeba, jednak się przeliczyłem. W dodatku wiem, że coś ukrywa.
- A dlaczego nie powiedziałeś, że wiersz jest twój?- spytał Logan.
- Bo chciałem uniknąć pytań, na które nie umiałbym chyba odpowiedzieć jej prosto w twarz. Ale teraz i tak już wszystko jedno. Straciłem ją.- posmutniał.- I jeszcze raz cię przepraszam za te improwizacje i za wszystko... no wiesz. Jesteś na mnie zły?
- Nie, spoko.- poinformował go spokojnie.- Nie mogę od tego uciekać. Zdałem sobie sprawę, że trzeba to zakończyć teraz, bo jak nie to zawsze będzie się ciągnąć. A milczenie nie jest rozwiązaniem.
- Dzięki.- uśmiechnął się z ulgą.
- A ja was przepraszam za to, że przeze mnie niszczę nasze marzenia. Z Brianem przesadziłem co nie zmienia faktu, że mu się należało. Nie wiem co będzie jak to dojdzie do dyrektorki. Zaprzepaszczę wszystko. Możecie mnie wtedy rozszarpać. Zrobić cokolwiek. Przyjmę swoją karę.
- Nie myśl o tym. Może będzie łaskawa i cię nie wyrzuci.- wtrącił Logan.
- Mnie też poniosło wtedy.- odezwał się blondyn.- Sorry. W ogóle czy zauważyliście, że odsunęliśmy się trochę od siebie? Każdy miał swoje problemy... Niech będzie tak jak kiedyś.
- Racja.- przytaknął James.- Musimy się trzymać razem. Tylko gdzie do cholery jest Carlos?
- Skąd znasz panią Sherwick?- spytała.
- To był weekend. Na środku chodnika pękły jej torebki z zakupami. Ponieważ byłem najbliżej, postanowiłem jej pomóc. Kiedy pomagałem jej wkładać owoce to torby, jakoś się natknęła na swoją pracę. Dopiero po jakimś czasie wpadł mi ten pomysł.
- Niezbyt mądry, chciałeś dopowiedzieć.- dodała zła.
- Weź nie bredź. I nie zmieniaj tematu. Do pracy!- klasnął w dłonie. Blondynka nie miała innego wyjścia. Kendall przeszedł przez całą halę. Rozejrzała się dookoła. Zupełnie nikt nie zwracał na nich uwagi. Każdy pracownik był zajęty swoją pracą. Odetchnęła z ulgą, chociaż ciężko było jej się skupić. Tylko z refrenem miała problemy.[ A może to nie jest takie głupi pomysł?] Za pierwszym razem nie była jeszcze w stanie się przebić i uwolnić w pełni powietrza w z płuc oraz tych dźwięków, które chciała, Próbowała raz drugi i trzeci. Nadal nic. Zrobili krótką przerwę, a następnie wrócili do próby.
- Nie dam rady!- podeszła do niego.
- Dasz!- położył dłonie na jej ramionach i spojrzał głęboko w oczy.- Jeszcze tylko raz i ci odpuszczę. Jeśli zaśpiewasz to dobrze i dostatecznie cię usłyszę, wrócimy do domu, Obiecuję. Włóż emocje lub wyobraź sobie, że śpiewasz to do kogoś, cokolwiek. Postaraj się.- po tych słowach nabrała siły i odwagi. Bolało ją już trochę gardło , ale była w stanie się poświęcić. Włożyła w to całą resztkę swoich sił. Kiedy doszła do refrenu, Kendall uśmiechnął się i przytaknął. To jest to.- wyczytała z ruch jego warg. Urwała.
- A nie mówiłem?
- Teraz chodźmy stąd.- poprosiła.
Kiedy przechadzali się spokojnym krokiem, Kendall zastanawiał się w jaki bezpieczny sposób podjąć rozmowę z nocy kiedy spotkali się w oknie. Katelyn unikała odpowiedzi na to pytanie, opowiadając smutne historyjki ze swojego życia. Nie był głupi. Przeczuwał, że sprawa jest poważna. Przez cały czas chodzi z głową w zupełnie innym miejscu niż powinna być. Znalazł już odpowiednie pytanie gdy brązowooka wyciągnęła jego wiersz. Schmidt przegryzł wargę. Miał ochotę zabrać jej to, zwinąć w kulkę jeszcze raz i cisnąć wprost do najbliższego strumyka.
- Ciekawe kto jest autorem.- spojrzała na niego pytająco.
- Hmm nie wiem. Po co się zastanawiasz nad tym? Powinnaś to wyrzucić.
- O nie...- pokręciła głową.- Przepiszę sobie to do notesu. Tak mi przykro człowieka, który to stworzył. Zupełnie go rozumiem.
- Yhm...ehm...A co u Sam?-zmienił temat.
- U Sam?- była zdziwiona, ponieważ pierwszy raz o nią pytał.- Jeśli chodzi o nogę to podobno dobrze. Świetnie się goi. Może zdejmą jej gips. To przykre, że musiał ją spotkać ten wypadek. W drugiej klasie poważnie spadła z głównych schodów. Pól roku przesiedziała w domu...
- Ale wróci do szkoły? Chciałbym ją w końcu poznać.
- Hmm wątpię.- skrzywiła usta.
- Ale jeśli noga się wyleczy to czemu nie?
- Proszę, nie pytaj mnie. To skomplikowane.- wyminęła odpowiedzi.- W dodatku tu chodzi przecież o taniec. Lekarz zabronił jej tańczyć. Nie ma po co wracać do szkoły. Ona jest załamana. I tu nie chodzi tylko o to. To wszystko jest dla niej bardzo ważne.
- A co u ciebie? Tylko nie mów, że nic, bo wiem, że jest inaczej.
- Ah, Kendall...- westchnęła ciężko.- Nie mogę ci powiedzieć. Nawet jeśli bardzo bym tego chciała.
- Tęsknie za tobą.- głos jego serca był silniejszy i przemówił jego ustami. Kendall na chwilę poczuł się lepiej, lecz szybko ugryzł się w język. Bał się jej reakcji. Błagał w głębi duszy żeby nie uciekła.
- Mówiłam ci żebyś tego nie robił. Żebyś nie utrudniał.- odsunęła się kilka kroków dalej.
- Przepraszam. Tak jakoś wyszło. Ja... nie chciałem. Nie to miałem na myśli.- zakręcił się w słowach.- Znaczy miałem, ale nie to chciałem powiedzieć. Ah!- złapał się obiema rękami za głowę.
- Dalej wrócę sama.- odwróciła się i ruszyła szybkim krokiem przed siebie. Kiedy była dalej, zaczęła biec desperacko. Nie reagował tylko obserwował jak jej sylwetka staje się coraz mniejsza aż w końcu znika. Wiedział, że zawalił sprawę.
Kiedy znalazł się przed drzwiami od swojego domu i złapał za klamkę, usłyszał donośną rozmowę. Zmęczony wszystkim a zarazem zaciekawiony wszedł do środka. W salonie siedzieli Logan, James i Lucas. Gdy Henderson zobaczył blondyna, zamilkł. Zresztą tak jak każdy. Kendall jak gdyby nic zdjął buty i przeszedł do kuchni napić się wody.
- Gdzie jest Carlos?- spytał.
- Posiało go.- odpowiedział Lucas.
- O czym gadaliście?
- A jak myślisz?- zironizował James.- Jestem zdenerwowany, bo to wszystko moja wina! Pena wykrakał z tym swoim No bo co! Jest tragicznie. Wszystko się sypie!
- Usiądź może.- zasugerował mu Lucas. James zrobił to co kazał. Kendall też usiadł po drugiej stronie sofy. Borrenwood stanął naprzeciwko, aby ich wszystkich dobrze widzieć. Przysiadł sobie na fotelu.- Tata zawsze mi mówił, że problemy są przeszkodami, których można się pozbyć. Jednak najpierw trzeba śmiało je zanalizować żeby wiedzieć gdzie uderzyć.
- A ty robisz teraz za psychologa?- prychnął Maslow.
- Tak jakby. Zacznijmy od Kendalla.
- A co ja mam powiedzieć? Nie wiecie jak to jest gdy dziewczyna wam mówi, że pospieszyła się z tym związkiem. W dodatku ciągle ją widzicie. Wiecie jak to kusi? Dziś powiedziałem za dużo, więc przestraszyła się i uciekła. Mówiłem jej, że będę czekał tyle ile trzeba, jednak się przeliczyłem. W dodatku wiem, że coś ukrywa.
- A dlaczego nie powiedziałeś, że wiersz jest twój?- spytał Logan.
- Bo chciałem uniknąć pytań, na które nie umiałbym chyba odpowiedzieć jej prosto w twarz. Ale teraz i tak już wszystko jedno. Straciłem ją.- posmutniał.- I jeszcze raz cię przepraszam za te improwizacje i za wszystko... no wiesz. Jesteś na mnie zły?
- Nie, spoko.- poinformował go spokojnie.- Nie mogę od tego uciekać. Zdałem sobie sprawę, że trzeba to zakończyć teraz, bo jak nie to zawsze będzie się ciągnąć. A milczenie nie jest rozwiązaniem.
- Dzięki.- uśmiechnął się z ulgą.
- A ja was przepraszam za to, że przeze mnie niszczę nasze marzenia. Z Brianem przesadziłem co nie zmienia faktu, że mu się należało. Nie wiem co będzie jak to dojdzie do dyrektorki. Zaprzepaszczę wszystko. Możecie mnie wtedy rozszarpać. Zrobić cokolwiek. Przyjmę swoją karę.
- Nie myśl o tym. Może będzie łaskawa i cię nie wyrzuci.- wtrącił Logan.
- Mnie też poniosło wtedy.- odezwał się blondyn.- Sorry. W ogóle czy zauważyliście, że odsunęliśmy się trochę od siebie? Każdy miał swoje problemy... Niech będzie tak jak kiedyś.
- Racja.- przytaknął James.- Musimy się trzymać razem. Tylko gdzie do cholery jest Carlos?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~ Ale ja jestem głupia. Myślę sobie, że dziś niedziela, więc analogicznie nadchodzi poniedziałek i trzeba wstawić nowy rozdział. No to ja tak na szybkiego rzucam okiem o czym rozdział dla przypomnienia żebym wiedziała co pod spodem napisać. I już coś piszę kiedy zdałam sobie sprawę, że to nie ten blog! Uwaga... chciałam wstawić dziś PPP, Kompletne roztrzepanie,
~ Brian odwalił szopkę. Jak myślicie co będzie dalej? Czy Brian poskarży się dyrektorce? A może będzie szantażował Jamesa? A może wpadnie na jakiś inny szatański pomysł? A ten Kendall to ma pomysły. No i najważniejsze pytanie rozdziału znajduje się na końcu. Gdzie Carlito? Co robi? Z kim? Pewnie wiadomo. A może nie :P Zobaczycie sami za tydzień :*
~ Pewnie dziś wezmę się za nadrabianie blogów, więc bądźcie cierpliwi
Gdzie Carlos? Dowiemy się za jakies 10 rozdziałów. Nawet o głupim zapachu nie napisalas w tym tylko kiedyś do tego wrócisz. Szatanem jestes i trzymasz.nas tyle czasu w.niepewności. Normalnie Cię kiedyś udusze albo umrę z ciekawości :p :D
OdpowiedzUsuńPena pewnie nacpal sir z dulcia i śpi :D
Brian to idiota i każdy o tym wie. Myślę ze.nie powie dyrci bo sam by dostał po uszach też. Ale szantaż? Kto wie...
Logan i Kend się pogodzili. Tzn noe wirm w sumie cży nawet byli skloceni ale w każdym razie między nimi jest okej. Lucas jest spoko. Nawet jako psycholog się sprawdza. Om jest za dobry... Na bank coś ukrywa :)
Kat sploszona. Biedny Kend... I biedna ona. Oboje się męczą bo pieprzony Carter se cos uroil. A zeby go szlag!
Rozdział super. Tytuł powoduje różne nieprzyzwoite myśli :p czekam na kolejny ^^
Piszę koma po raz drugi -,- Zajefajnie !
OdpowiedzUsuń'Tak wilgotny, że wślizgnie się nawet w najmniejszy zakamarek' - Haha XD Mój ulubiony tytuł ! Masz głowę ! :D
Logan i Jenny ! Oni napewno bd razem ! Muszą ! :D
Brian Ty ! Uju ! Gdybym go zobaczyła - rozszarpałabym ! Co za debil ! Jeśli powie dyrci, sama dopilnuję, żeby COŚ mu się stało! Ugh ! Aż mi ciśnienie podniósł !
Mieć takiego przyjaciela jak.. jak on się nazywał? No brat Jenny ! Zapomniałam XD Bdb, że ochronił James'a ! SZACUN !
Ale mi szkoda Kendalla .. jejku no ! Kate powiedz mu, że chcesz z nim być, ale ten poj***** koleś Ci nie pozwala !
Na serio Schmidt ? Fabryka ? :D Świetny pomysł! Czm Katelyn jest taką pesymistką ? Uwierz w sb !
No Kendall .. zagalopowałeś się.. ale czm Kat tak zareagowała ? Idk ..
Łer ar ju Carlos ? Powiedz nam no ! Nie bądź taka !
O ! Mam ! Lucas ! Tak ! Przypomniałam sb !
Właśnie,
Fajnie, że BTR znów się tak 'zebrali' ! Niech tak zawsze bd ! :D
Do nn !
Xx !
Lubię ten komentarz :D Wgl fajna budowa koma się zrobiła. pewnie by trafił na tablicę gdyby była :P
UsuńOch, czuję się taka doceniona *.*
UsuńA tablicę trzeba zrb ! :D
No jak to gdzie Carlos? No jak to gdzie? Polazł pewnie za Dulcią z kkolejną nadzieją na wielką miłość. On jest taki naiwny. Myśli, że ona nagle się w nim zakocha albo nagle wszystko bd takie happy. A Brian jak splunął na te Jamesowe mięsko to była beka. I już wiem skąd pomysł na ten smieszny tytuł. Kendall wykazał się fajnym pomysłem, ale i tak zjebał sprawę. Super rozdział :)
OdpowiedzUsuńChris, dziesięć rozdziałów? Przesadzasz, wiesz? Może za dwa? Albo w następnym? I zaraz naćpali... No wiesz? Po niej był się spodziewała w ostateczności, a po Carlosie ani trochę. Brian przesadza, poważnie. Przesadza? Przegina! No wiesz? Jak mogłaś? On jest zdecydowanie jest czarnym charakterem. I cieszę się, że między Kendallem, a Loganem już wszystko gra. Kiepski ten komentarz. Po raz trzeci nie dam rady go odtworzyć. Notka super! czekam na nn! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBrian już u Dyrektorki siedzi, i robi wszystko żeby James dostał za swoje no i tak będzie, ale pożyjemy, zobaczymy. Carlos już z Dolarem siedzi, ale pasują do Siebie, tylko Kendall i Kate są na dobrej drodze. Powodzenia. Bardzo fajny rozdział, już tęsknie za moim blogiem.. :(. Oby do następnego!
OdpowiedzUsuńAle zjeb z tego Briana. Fuuu namelał mu na obiad. Brrr ohyda >.< Ja nie chcę mówić co mi przyszło na myśl czytając ten tytuł. Czy ty zdajesz sobie z tego sprawę? :D A Brian się nie poskarży, bo to by zepsuło zabawę. To pewnie jest za proste. Szantaż!! Sam spadła ze schodów? UUU boleśnie :P Kurde nie wiem co pisać. Nie mam weny do komci. A rozdział już wczoraj przeczytałam no ale jakoś tak wyszło. Superowy rozdział
OdpowiedzUsuńDoskonale wiedziałam co pisze w tytule i taki był właśnie zamiar zboczuchy :D
Usuń