Carlos nie wierzył, że to dzieje się naprawdę. Jeszcze niedawno mógłby pomarzyć o tym żeby Douleur zaprosiła go do siebie. W sumie to nie brzmiało jak typowa propozycja typu Zapraszam cię do mojego domu albo Wpadnij do mnie, a raczej Jeśli nie masz co innego roboty to chodź ze mną. Nie było tu dużo miejsca, jednak siedziało mu się wygodnie. Obserwował ją jak krząta się po pomieszczeniu sprzątając po ostatnim malowaniu. Paleta stała przy oknie z granatową odsłoniętą granatową żaluzją. Douleur spojrzała na niego dyskretnie. Wpadła na pewien pomysł. Kiedy wróciła, trzymała w dłoni metalowe pudełeczko. Carlos przyglądał się z ciekawością.
- Spytaj mnie co tam jest.- poprosiła.
- Co tam jest?- spytał więc.
- Wspomniałam ci o tym dzisiaj. Pomyśl chwilę...
- Coś mocniejszego?- po chwili pożałował, że się odezwał, ponieważ Douleur ujawniła jego zawartość.- Czy to jest to o czym ja myślę?
- Nigdy nie paliłeś trawki?- wyjęła jednego papierosa nie odrywając od niego swych magnetycznych oczu.
- J-ja nigdy niczego nie paliłem. Skąd to masz?
- To taki mały testament po właścicielu tego domostwa. Był przecież dilerem.
- A ty jesteś narkomanką?- spytał bez ogródek trochę wystraszony.
- Oczywiście, że nie! Raz na jakiś czas po prostu sobie zapalę, aby odstresować się od tego co zaprząta mi głowę. Skończę zapasy, więc skończę z tym wszystkim. Co? Boisz się?- uniosła brew.
- Nie...- przełknął ledwo ślinę. Dziewczyna podpaliła towar i usiadła obok niego.
- Wyglądasz na bardzo spiętego.- dmuchnęła mu w twarz. Do jego nozdrzy ten nieznany mu wcześniej zapach. W tym momencie jego wszystkie myśli gdzieś uciekły. Czuł totalną pustkę, co rekompensowała wielka doza emocji strachu, ciekawości i podniecenia.- Nie chciałbyś się poczuć lepiej?
- Myślę, że i bez tego czuję się dobrze.
- Jesteś taki ostrożny, taki delikatny. Zero w tobie tego czego potrzebuje większość kobiet. Jak ty sobie z tym radzisz? Przypomnij sobie kiedy ostatnio miałeś dziewczynę, ale nie mów mi tego, bo ja już to wiem.- Carlos sięgnął pamięcią wstecz i rzeczywiście zdał sobie sprawę, że za cztery miesiące będą równe dwa lata od kiedy jest singlem.- Widzisz?- zaciągnęła się jeszcze raz, wyjęła biały rulonik z ust i podstawiła pod jego wargi, Chłopak patrzył się w dymiący papieros. Zawsze był przeciwnikiem jakiegokolwiek palenia.
- Świat leży u twoich stóp, bo świat jest dla człowieka. Możesz mieć wszystko i robić wszystko. Możesz być władcą. Możesz być najlepszy. Możesz być najgorętszym kochankiem...- wtedy spojrzał w jej oczy, a ona przytaknęła. [ Raz kozie śmierć.] Wziął drżącą dłonią szluga i zamykając oczy zaciągnął się porządnie. Jego płuca po raz pierwszy doznały takiej przyjemności.- Jeszcze raz.- szepnęła mu do ucha tak aż rozeszły się dreszcze po jego ciele.- Niedługo poczujesz się znacznie lepiej. Jeszcze raz.- przejechała palcem po jego żuchwie.- wciągnął narkotyk ponownie. Uznał, że mógłby tak cały czas jeżeli ona dalej tak wpływałaby na jego ciało.- I jeszcze raz...- położyła dłoń na jego kolanie. Temperatura jego ciała wzrosła. Miał teraz ochotę wypalić go całego i zająć się dziewczyną. Kiedy go skończył, Douleur nachyliła się nad nim.- Chciałbyś mnie pocałować?
- Tak.- szepnął. Powoli odczuwał przyjemne uczucie rozprzestrzeniające się po jego ciele.
- Jak bardzo?- była tak blisko, że czuł jej oddech na swojej twarzy.
- Bardzo...- rozchylił lekko wargi. W tym momencie Douleur prychnęła i odsunęła się od niego.- A mówią, że kobiety są słabszą płcią.- powiedziała zadowolona z siebie.
- Wcale nie chciałaś mnie pocałować?
- Nie.- pokręciła głową.
- Podeszłaś mnie.- zaśmiał się. Pomimo tego co usłyszał, cieszył się.- Jesteś pewna, że to zwykła marihuana?
- Nie.- powtórzyła się.- Ale skoro jesteś już odprężony to o czymś porozmawiamy...
Kendall, Logan, James i Lucas spędzali wolny czas na zacieśnianiu więzi poprzez gry na play station. Borrenwood nigdy nie grał aż takiej drastycznej gry, w której jest aż taki rozlew krwi. Mimo to cieszył się jak małe dziecko. Tak szybko nauczył się wszystkim operować, że James wątpił w swoje zwycięstwo. Odłożyli jednak zabawę, ponieważ ktoś próbował wejść do domu naciskając na klamkę.
- Gdzieś ty się podziewał?- spytał blondyn.
- W wiosce o nazwie Niebo.- wyminął go z uśmiechem od ucha do ucha. Wcisnął się między Jamesa a Lucasa.- Mieszkał tam taki czarny aniołek z duszą diabełka. A więc może to miasteczko nazywało się Piekiełko?
- Co ty pierdolisz?- odezwał się James. Nachylił się nad przyjacielem. Jego koszula była przesiąknięta dziwnym zapachem.- Cuchniesz jak... - zastanowił się jak określić ten zapach.- Chłopaki, weźcie go zniuchajcie.- Pena zaczął się śmiać gdy nad jego torsem zawisły cztery głowy. Gdy Lucas go powąchał, zaniemówił.
- To... tymianek?- powiedział niepewnie Logan.
- Eee raczej bazylia.- poprawił go Kendall.
- Ja tam nie wiem, ale na pewno jakimś zielskiem.- podał swój pomysł Logan.- Jakieś zioło. Tylko czemu nim śmierdzi?
- Bo się turlałem z górki po zielonej łące. Turlałem się jak drops.- wyszczerzył się.
- Carlos?! Coś ty ćpał?- zapytał James głośniejszym tonem głosu.
- Ja? Ja nie ćpam. Ja sobie chilluję.
- To Douleur, prawda?- zdenerwował się Lucas.- Ona ci to dała.
- Ja ją kocham.- złapał za poduszkę i przycisnął ją mocno do klatki.
- Ona cię wykorzystuje, Los. A ja na to nie pozwolę.- sąsiad podniósł się.
- Co ty chcesz zrobić?- zatrzymał go Kendall.
- Pójdę do niej i sobie z nią porozmawiam.
- A wiesz w ogóle gdzie mieszka?- zmrużył oczy Logan.
- O to się nie martw.- chciał wyjść kiedy ktoś zapukał do drzwi. Ponieważ szatyn był najbliżej, pozwolił sobie otworzyć. Kiedy zobaczył stojącą w wejściu sylwetkę, wstrzymał na chwilę powietrze w płucach. Powinien się cieszyć z jej powrotu, ale nie potrafił.- Mamo...
- Cześć skarbie.- kobieta pocałowała go w oba policzki. Lucas zrobił się czerwony na twarzy, ponieważ wstydził się tego widoku przed kolegami.- Jenna mi powiedziała, że cię tu znajdę.
- Mamo, to są właśnie moi nowy koledzy. Wprowadzili się tu na początku miesiąca. Mówiłem ci o nich.
- Dzień dobry.- przywitali się z piękną kobietą prócz Carlosa, który zlewał się z zatrzymanego obrazu gry.- Czy nie trzeba mu jakoś pomóc?- spytała.
- Wrócił od dentysty.- wytłumaczył Logan i zaciągnął przyjaciela na górę.
- Może pani wejdzie?- zasugerował Kendall.
- Nie dziękuję. Ja tylko po syna przyszłam.- wytłumaczyła.- A wasi rodzice czy opiekun są w pracy? Też chętnie bym ich poznała.- uśmiechnęła się. Blondyn i James spojrzeli się na siebie z lekkim strachem.- Urządzam małe spotkanie wśród sąsiadów, więc niech czują się zaproszeni.
- Ehm... nasz opiekun nie mieszka z nami.- odpowiedział James. Lucas zmierzył go wzrokiem po tytułem Dlaczego jej to powiedziałeś?!
- Jak to sami?- zrzedła jej mina.- I nikt nie ma nad wami żadnej kontroli? Jesteście nastolatkami...
- Mamo.- wtrącił szybko Luc.- Ja z Jenną przecież też jesteśmy sami.
- Ale wasza babcia przecież was odwiedza. Zresztą wiesz jak jest. Ale to się zmieni. Nie możecie zostać bez opieki.
- Kiedy szukałaś dla nas opiekunki, kobieta cię wyśmiała po tym jak usłyszała, że chodzi o nastolatków. Nie mam już dziesięciu lat.
- Idziesz ze mną do domu.- powiedziała zachowując spokój. Nie chciała robić awantury z niczego. Dopiero wróciła z pracy. Kobieta pożegnała się z chłopakami i wyszła razem z synem.
- Ale oni muszą mieć przechlapane.- westchnął Kendall.
- Widziałeś za to jak wygląda?- wyszczerzył się James.- Gdybym tylko był straszy to bym ją brał.
- Byłbyś ojczymem dla swoich kolegów.- parsknął śmiechem.
Godzinę później czwórka przyjaciół zasiadła do stołu, aby zjeść wielką pizzę familijną na grubym cieście, z podwójnym serem, pepperoni i resztą dodatków. Carlos już dawno temu doszedł do siebie po sztucznie wywołanym uczuciu szczęścia. Nie miał tylko pojęcia jaki ona miała w tym cel żeby tak go podejść. Po chwili usłyszeli jak ktoś dobija się do drzwi. Lucas pozwolił sobie wejść do środka. Oparł się o nie biorąc kilka głębokich wdechów.
- Otwarte.- uśmiechnął się James.- Chodź, został kawałek dla ciebie.
- Nie jestem głodny.- przemaszerował przez salon żeby dołączyć do nich.- Sorry, że tak wpadłem jak do siebie, ale musiałem urwać się z zakupoholizmu galeriańskiego.
- Nie lubisz zakupów?
- Lubię, ale dziś nie mam ochoty.
- A James leci na twojaą matkę!- powiedział głośno Carlos.
- Głowa cię boli?- wybałuszył oczy.
- Po pierwsze, żartowałem wtedy.- sprostował plotki.- Po drugie, jest ładna...
- A nie mówiłem wam gdzie pracuje?- zaprzeczyli.- Serio? Nasza mama jest modelką. Przez ostatni miesiąc nie było jej w domu, ponieważ ciężko pracowała w kampanii na drugim po drugiej stronie Ameryki. Ale teraz ma urlop i chce z nami spędzić ten czas.
- To raczej dobrze...
- Moja mama traktuje nas jak dzieci co już pewnie wiecie. Od kiedy tata umarł taka się stała. To był ten okres kiedy mieliśmy iść do liceum. Mama strasznie się zawiodła kiedy wybrałem tę szkołę. Zapytacie dlaczego... Ona chciała żebym ja został modelem.
- Ty modelem?- zaśmiał się Carlos.
- Możesz się śmiać, ale jestem po kilku sesjach. Kiedyś pokażę ci zdjęcia. Mama jest taka zajęta pracą, że nawet nigdy w naszej szkole nie była. Ale to nie jest najgorsze. Los, pamiętasz jak kazałem ci być cicho gdy odwiedziłeś mnie w nocy? I odesłałem cię tylnymi drzwiami?
- Noo...
- W moim domu na głównych korytarzach znajdują się kamery.
- Co kurwa?- jęknął James.- Żartujesz sobie?
- A czy ja wyglądam jakbym żartował?- spytał z ironią.- Ona tak z daleka nas kontroluje. Twierdzi, że to nas uchroni przed niebezpieczeństwem.
- Nie no współczucie.
- Czy to jest normalne?- spytał Logan.- Nie czujesz się z tym jakby twoja intymność została naruszona?
- Przyzwyczaiłem się. Zresztą w pokoju czy łazience tego nie mam. Mniejsza o to. Ja lecę, bo mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia.- wyjaśnił wychodząc.
Lucas opuścił teren ich domu i skierował się samotną dróżką w jeszcze dalsze perypetie przedmieści San Diego. Wsadził ręce do kieszeni. Rytmicznie stawiał kroki wytężając słuch. Prócz odgłosu natury, do jego uszu nie docierało nic innego. Jednocześnie obawiał się swojej decyzji. Wiedział, że jest to potrzebne, lecz nie był na to gotowy. Czuł złość. Złość, którą myślał, że da radę opanować. I tak było aż do dzisiaj. Do momentu kiedy poczuł od Carlosa zapach marihuany. Widział z daleka tę grafitową przyczepę. Wypuścił powietrze nosem. Wkrótce stał przed wejściem. Poczuł ten dziwny, znany mu zapach. Był przyjemny, lecz kompletnie nie do opisania. Przegryzł wargę i zacisnął powieki kiedy odważył się zapukać. Kiedy drzwi się otworzyły, dziewczyna nie ukrywała swojego zszokowania jego przybyciem.
- Lucas Borrenwood.- mruknęła, lecz nie tak chłodno jak się tego spodziewał. Raczej była w tym iskierka rozbawienia, której zupełnie nie można było wyczytać z twarzy.
- Douleur Souffrance.- westchnął z lekką ironią w głosie jakby dokładnie wiedział kim ona jest.
- Czekasz aż wpuszczę cię do środka?
- Wiem, że to graniczy z cudem żebyś mnie wpuściła, ale i tak bym nie chciał.
- Jeszcze tak niedawno nie narzekałbyś.- tymi słowami wbijała mu nóż w brzuch. Stare wspomnienia dawały o sobie znak.
- Mogę wiedzieć czemu to robisz?- zdenerwował się.
- Ale co ja robię? Co masz na myśli?- spytała. Nie wiedział czy udaje niewiedzę czy nie. Nigdy nie umiał czytać jej znaków. Dlatego go to zgubiło.
- Dobrze wiesz. Po co to wszystko? Dlaczego podałaś mu narkotyki? Znowu bawisz się w to samo co dwa lata temu? Nic się nie zmieniłaś. Ty ciągle będziesz jak zaraza, jak zepsuta krew. Jak coś czego człowiek chce się pozbyć, lecz nie może.
- Tego nie wiesz.- syknęła.- A Carlos mi powiedział już wszystko. To był twój pomysł. Ty go do mnie przesłałeś. Ty go podpuściłeś. Taki dobry z ciebie kolega, tak? Wykorzystałeś go do tego co tobie się nie udało!- wygarnęła mu prosto w twarz. Zapadła cisza.- Tylko ja wiem jaki jesteś.
- A ja jaka ty jesteś. I wiesz co? Jak śmiesz mi mówić takie rzeczy? Jak możesz mówić, że to moja wina.
- Myślę, że jeszcze wiele o mnie nie wiesz.- poprawiła włosy.- Najlepsze jest to, że ty na tle zdarzeń wychodzisz teraz gorzej.
- Podałaś mu dragi żeby ci wszystko wygadał?- zmienił temat.
- Chciałam mieć pewność.
- Powiem mu całą prawdę! Jeszcze dziś się dowie jakie masz zamiary wobec niego!
- A skąd ty możesz wiedzieć co ja zamierzam?!- prychnęła.- Wiele się zmieniło od tamtego czasu. Nie mam żalu do Carlosa. W porę zmądrzał.
- A mi się wydaje, że coraz bardziej głupieje.- wtrącił się.
- Posłuchaj...- podeszła do niego patrząc mu prosto w oczy. Złapała go mocno za żuchwę. Próbował ukryć z całych sił, że go to nie rusza, ale ciało odmawiało mu posłuszeństwa.- Lepiej żeby z twoich ust nie wypadły słowa, które paść nie powinny. Ty nic nie wiesz, więc nie mieszaj się w te sprawy. Jeśli zauważę choćby ślad twojej inicjatywy, to z moich ust też padną słowa, których pewnie się domyślasz.- ciężko było mu przełknąć ślinę czując jej ściskające palce nad szyją.- A jesteś zbyt piękny by cierpieć...
- Przestań!- jednym ruchem wyrwał jej się.- I skończ te wszystkie gierki!
- Widzisz tę rękę?- lekko uniosła ją.- Za tym rękawem zawsze będzie as. Trzymam cię w garści, Borciu.- Lucas spanikował i uciekł.- Uważaj, bo wszyscy się dowiedzą kim naprawdę jesteś!- zadowolona z siebie patrzyła jak znika za drzewami.
- Myślę, że i bez tego czuję się dobrze.
- Jesteś taki ostrożny, taki delikatny. Zero w tobie tego czego potrzebuje większość kobiet. Jak ty sobie z tym radzisz? Przypomnij sobie kiedy ostatnio miałeś dziewczynę, ale nie mów mi tego, bo ja już to wiem.- Carlos sięgnął pamięcią wstecz i rzeczywiście zdał sobie sprawę, że za cztery miesiące będą równe dwa lata od kiedy jest singlem.- Widzisz?- zaciągnęła się jeszcze raz, wyjęła biały rulonik z ust i podstawiła pod jego wargi, Chłopak patrzył się w dymiący papieros. Zawsze był przeciwnikiem jakiegokolwiek palenia.
- Świat leży u twoich stóp, bo świat jest dla człowieka. Możesz mieć wszystko i robić wszystko. Możesz być władcą. Możesz być najlepszy. Możesz być najgorętszym kochankiem...- wtedy spojrzał w jej oczy, a ona przytaknęła. [ Raz kozie śmierć.] Wziął drżącą dłonią szluga i zamykając oczy zaciągnął się porządnie. Jego płuca po raz pierwszy doznały takiej przyjemności.- Jeszcze raz.- szepnęła mu do ucha tak aż rozeszły się dreszcze po jego ciele.- Niedługo poczujesz się znacznie lepiej. Jeszcze raz.- przejechała palcem po jego żuchwie.- wciągnął narkotyk ponownie. Uznał, że mógłby tak cały czas jeżeli ona dalej tak wpływałaby na jego ciało.- I jeszcze raz...- położyła dłoń na jego kolanie. Temperatura jego ciała wzrosła. Miał teraz ochotę wypalić go całego i zająć się dziewczyną. Kiedy go skończył, Douleur nachyliła się nad nim.- Chciałbyś mnie pocałować?
- Tak.- szepnął. Powoli odczuwał przyjemne uczucie rozprzestrzeniające się po jego ciele.
- Jak bardzo?- była tak blisko, że czuł jej oddech na swojej twarzy.
- Bardzo...- rozchylił lekko wargi. W tym momencie Douleur prychnęła i odsunęła się od niego.- A mówią, że kobiety są słabszą płcią.- powiedziała zadowolona z siebie.
- Wcale nie chciałaś mnie pocałować?
- Nie.- pokręciła głową.
- Podeszłaś mnie.- zaśmiał się. Pomimo tego co usłyszał, cieszył się.- Jesteś pewna, że to zwykła marihuana?
- Nie.- powtórzyła się.- Ale skoro jesteś już odprężony to o czymś porozmawiamy...
Kendall, Logan, James i Lucas spędzali wolny czas na zacieśnianiu więzi poprzez gry na play station. Borrenwood nigdy nie grał aż takiej drastycznej gry, w której jest aż taki rozlew krwi. Mimo to cieszył się jak małe dziecko. Tak szybko nauczył się wszystkim operować, że James wątpił w swoje zwycięstwo. Odłożyli jednak zabawę, ponieważ ktoś próbował wejść do domu naciskając na klamkę.
- Gdzieś ty się podziewał?- spytał blondyn.
- W wiosce o nazwie Niebo.- wyminął go z uśmiechem od ucha do ucha. Wcisnął się między Jamesa a Lucasa.- Mieszkał tam taki czarny aniołek z duszą diabełka. A więc może to miasteczko nazywało się Piekiełko?
- Co ty pierdolisz?- odezwał się James. Nachylił się nad przyjacielem. Jego koszula była przesiąknięta dziwnym zapachem.- Cuchniesz jak... - zastanowił się jak określić ten zapach.- Chłopaki, weźcie go zniuchajcie.- Pena zaczął się śmiać gdy nad jego torsem zawisły cztery głowy. Gdy Lucas go powąchał, zaniemówił.
- To... tymianek?- powiedział niepewnie Logan.
- Eee raczej bazylia.- poprawił go Kendall.
- Ja tam nie wiem, ale na pewno jakimś zielskiem.- podał swój pomysł Logan.- Jakieś zioło. Tylko czemu nim śmierdzi?
- Bo się turlałem z górki po zielonej łące. Turlałem się jak drops.- wyszczerzył się.
- Carlos?! Coś ty ćpał?- zapytał James głośniejszym tonem głosu.
- Ja? Ja nie ćpam. Ja sobie chilluję.
- To Douleur, prawda?- zdenerwował się Lucas.- Ona ci to dała.
- Ja ją kocham.- złapał za poduszkę i przycisnął ją mocno do klatki.
- Ona cię wykorzystuje, Los. A ja na to nie pozwolę.- sąsiad podniósł się.
- Co ty chcesz zrobić?- zatrzymał go Kendall.
- Pójdę do niej i sobie z nią porozmawiam.
- A wiesz w ogóle gdzie mieszka?- zmrużył oczy Logan.
- O to się nie martw.- chciał wyjść kiedy ktoś zapukał do drzwi. Ponieważ szatyn był najbliżej, pozwolił sobie otworzyć. Kiedy zobaczył stojącą w wejściu sylwetkę, wstrzymał na chwilę powietrze w płucach. Powinien się cieszyć z jej powrotu, ale nie potrafił.- Mamo...
- Cześć skarbie.- kobieta pocałowała go w oba policzki. Lucas zrobił się czerwony na twarzy, ponieważ wstydził się tego widoku przed kolegami.- Jenna mi powiedziała, że cię tu znajdę.
- Mamo, to są właśnie moi nowy koledzy. Wprowadzili się tu na początku miesiąca. Mówiłem ci o nich.
- Dzień dobry.- przywitali się z piękną kobietą prócz Carlosa, który zlewał się z zatrzymanego obrazu gry.- Czy nie trzeba mu jakoś pomóc?- spytała.
- Wrócił od dentysty.- wytłumaczył Logan i zaciągnął przyjaciela na górę.
- Może pani wejdzie?- zasugerował Kendall.
- Nie dziękuję. Ja tylko po syna przyszłam.- wytłumaczyła.- A wasi rodzice czy opiekun są w pracy? Też chętnie bym ich poznała.- uśmiechnęła się. Blondyn i James spojrzeli się na siebie z lekkim strachem.- Urządzam małe spotkanie wśród sąsiadów, więc niech czują się zaproszeni.
- Ehm... nasz opiekun nie mieszka z nami.- odpowiedział James. Lucas zmierzył go wzrokiem po tytułem Dlaczego jej to powiedziałeś?!
- Jak to sami?- zrzedła jej mina.- I nikt nie ma nad wami żadnej kontroli? Jesteście nastolatkami...
- Mamo.- wtrącił szybko Luc.- Ja z Jenną przecież też jesteśmy sami.
- Ale wasza babcia przecież was odwiedza. Zresztą wiesz jak jest. Ale to się zmieni. Nie możecie zostać bez opieki.
- Kiedy szukałaś dla nas opiekunki, kobieta cię wyśmiała po tym jak usłyszała, że chodzi o nastolatków. Nie mam już dziesięciu lat.
- Idziesz ze mną do domu.- powiedziała zachowując spokój. Nie chciała robić awantury z niczego. Dopiero wróciła z pracy. Kobieta pożegnała się z chłopakami i wyszła razem z synem.
- Ale oni muszą mieć przechlapane.- westchnął Kendall.
- Widziałeś za to jak wygląda?- wyszczerzył się James.- Gdybym tylko był straszy to bym ją brał.
- Byłbyś ojczymem dla swoich kolegów.- parsknął śmiechem.
Godzinę później czwórka przyjaciół zasiadła do stołu, aby zjeść wielką pizzę familijną na grubym cieście, z podwójnym serem, pepperoni i resztą dodatków. Carlos już dawno temu doszedł do siebie po sztucznie wywołanym uczuciu szczęścia. Nie miał tylko pojęcia jaki ona miała w tym cel żeby tak go podejść. Po chwili usłyszeli jak ktoś dobija się do drzwi. Lucas pozwolił sobie wejść do środka. Oparł się o nie biorąc kilka głębokich wdechów.
- Otwarte.- uśmiechnął się James.- Chodź, został kawałek dla ciebie.
- Nie jestem głodny.- przemaszerował przez salon żeby dołączyć do nich.- Sorry, że tak wpadłem jak do siebie, ale musiałem urwać się z zakupoholizmu galeriańskiego.
- Nie lubisz zakupów?
- Lubię, ale dziś nie mam ochoty.
- A James leci na twojaą matkę!- powiedział głośno Carlos.
- Głowa cię boli?- wybałuszył oczy.
- Po pierwsze, żartowałem wtedy.- sprostował plotki.- Po drugie, jest ładna...
- A nie mówiłem wam gdzie pracuje?- zaprzeczyli.- Serio? Nasza mama jest modelką. Przez ostatni miesiąc nie było jej w domu, ponieważ ciężko pracowała w kampanii na drugim po drugiej stronie Ameryki. Ale teraz ma urlop i chce z nami spędzić ten czas.
- To raczej dobrze...
- Moja mama traktuje nas jak dzieci co już pewnie wiecie. Od kiedy tata umarł taka się stała. To był ten okres kiedy mieliśmy iść do liceum. Mama strasznie się zawiodła kiedy wybrałem tę szkołę. Zapytacie dlaczego... Ona chciała żebym ja został modelem.
- Ty modelem?- zaśmiał się Carlos.
- Możesz się śmiać, ale jestem po kilku sesjach. Kiedyś pokażę ci zdjęcia. Mama jest taka zajęta pracą, że nawet nigdy w naszej szkole nie była. Ale to nie jest najgorsze. Los, pamiętasz jak kazałem ci być cicho gdy odwiedziłeś mnie w nocy? I odesłałem cię tylnymi drzwiami?
- Noo...
- W moim domu na głównych korytarzach znajdują się kamery.
- Co kurwa?- jęknął James.- Żartujesz sobie?
- A czy ja wyglądam jakbym żartował?- spytał z ironią.- Ona tak z daleka nas kontroluje. Twierdzi, że to nas uchroni przed niebezpieczeństwem.
- Nie no współczucie.
- Czy to jest normalne?- spytał Logan.- Nie czujesz się z tym jakby twoja intymność została naruszona?
- Przyzwyczaiłem się. Zresztą w pokoju czy łazience tego nie mam. Mniejsza o to. Ja lecę, bo mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia.- wyjaśnił wychodząc.
Lucas opuścił teren ich domu i skierował się samotną dróżką w jeszcze dalsze perypetie przedmieści San Diego. Wsadził ręce do kieszeni. Rytmicznie stawiał kroki wytężając słuch. Prócz odgłosu natury, do jego uszu nie docierało nic innego. Jednocześnie obawiał się swojej decyzji. Wiedział, że jest to potrzebne, lecz nie był na to gotowy. Czuł złość. Złość, którą myślał, że da radę opanować. I tak było aż do dzisiaj. Do momentu kiedy poczuł od Carlosa zapach marihuany. Widział z daleka tę grafitową przyczepę. Wypuścił powietrze nosem. Wkrótce stał przed wejściem. Poczuł ten dziwny, znany mu zapach. Był przyjemny, lecz kompletnie nie do opisania. Przegryzł wargę i zacisnął powieki kiedy odważył się zapukać. Kiedy drzwi się otworzyły, dziewczyna nie ukrywała swojego zszokowania jego przybyciem.
- Lucas Borrenwood.- mruknęła, lecz nie tak chłodno jak się tego spodziewał. Raczej była w tym iskierka rozbawienia, której zupełnie nie można było wyczytać z twarzy.
- Douleur Souffrance.- westchnął z lekką ironią w głosie jakby dokładnie wiedział kim ona jest.
- Czekasz aż wpuszczę cię do środka?
- Wiem, że to graniczy z cudem żebyś mnie wpuściła, ale i tak bym nie chciał.
- Jeszcze tak niedawno nie narzekałbyś.- tymi słowami wbijała mu nóż w brzuch. Stare wspomnienia dawały o sobie znak.
- Mogę wiedzieć czemu to robisz?- zdenerwował się.
- Ale co ja robię? Co masz na myśli?- spytała. Nie wiedział czy udaje niewiedzę czy nie. Nigdy nie umiał czytać jej znaków. Dlatego go to zgubiło.
- Dobrze wiesz. Po co to wszystko? Dlaczego podałaś mu narkotyki? Znowu bawisz się w to samo co dwa lata temu? Nic się nie zmieniłaś. Ty ciągle będziesz jak zaraza, jak zepsuta krew. Jak coś czego człowiek chce się pozbyć, lecz nie może.
- Tego nie wiesz.- syknęła.- A Carlos mi powiedział już wszystko. To był twój pomysł. Ty go do mnie przesłałeś. Ty go podpuściłeś. Taki dobry z ciebie kolega, tak? Wykorzystałeś go do tego co tobie się nie udało!- wygarnęła mu prosto w twarz. Zapadła cisza.- Tylko ja wiem jaki jesteś.
- A ja jaka ty jesteś. I wiesz co? Jak śmiesz mi mówić takie rzeczy? Jak możesz mówić, że to moja wina.
- Myślę, że jeszcze wiele o mnie nie wiesz.- poprawiła włosy.- Najlepsze jest to, że ty na tle zdarzeń wychodzisz teraz gorzej.
- Podałaś mu dragi żeby ci wszystko wygadał?- zmienił temat.
- Chciałam mieć pewność.
- Powiem mu całą prawdę! Jeszcze dziś się dowie jakie masz zamiary wobec niego!
- A skąd ty możesz wiedzieć co ja zamierzam?!- prychnęła.- Wiele się zmieniło od tamtego czasu. Nie mam żalu do Carlosa. W porę zmądrzał.
- A mi się wydaje, że coraz bardziej głupieje.- wtrącił się.
- Posłuchaj...- podeszła do niego patrząc mu prosto w oczy. Złapała go mocno za żuchwę. Próbował ukryć z całych sił, że go to nie rusza, ale ciało odmawiało mu posłuszeństwa.- Lepiej żeby z twoich ust nie wypadły słowa, które paść nie powinny. Ty nic nie wiesz, więc nie mieszaj się w te sprawy. Jeśli zauważę choćby ślad twojej inicjatywy, to z moich ust też padną słowa, których pewnie się domyślasz.- ciężko było mu przełknąć ślinę czując jej ściskające palce nad szyją.- A jesteś zbyt piękny by cierpieć...
- Przestań!- jednym ruchem wyrwał jej się.- I skończ te wszystkie gierki!
- Widzisz tę rękę?- lekko uniosła ją.- Za tym rękawem zawsze będzie as. Trzymam cię w garści, Borciu.- Lucas spanikował i uciekł.- Uważaj, bo wszyscy się dowiedzą kim naprawdę jesteś!- zadowolona z siebie patrzyła jak znika za drzewami.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~ Hej! A może tak mniej entuzjastycznie. Mamy pierwszy dzień sesji. Czymajcie kciuki hue :D Muszę zdać, bo jak nie, to odchodzę z blogerowni :P Musze się uuuuczyć. Wybaczcie, że nie zostaję na dłużej, ale spieszy mi się. Do kolejnego :*
Wiedziałem! Wiedziałem ze on coś ukrywa! Ze.nie do końca jest tym za którego się podaje! Wiedziałem! Ha!
OdpowiedzUsuńJego mama jest modelka a.nie szpiegiem? Drobna pomyłka ^^ James... Hehe. Ten jak coś planie... Ale w sumie to sam bym ją brał. Niezla jest :D
Dulcia ucpala Carlosa. Ej myślałem ze dojdzie do tego pocałunku ale to podla manipulantka. I tak ja kocham :)
Tytuł.mnie zmylil. Myślałem ze o Logsa chodzi a tu Lucas. Oboje mają imię na L ale to nie to samo.. Aj Ty :p
Powodzenia bejbe na sesji. Blogerowni nie stać na to by Cię stracić. Rozdział genialny i czekam na kolejny :)
Jestem jak to się u was na filologii nazywa CONFUSED. Nie wiem kto tu jest zły a kto dobry? Kim jest Dolar i kim jest Lucas w tej całej historii? Nwm kogo stronę trzymać.Za to Carlos turlał się jak drops po górce dlatego śmierdzi zielskiem. Tłumaczenie, że był u dentysty best :) Mama Borcia wróciła hue. Fantastico roz :)
OdpowiedzUsuńPo tym albo CONFUSED abo SHOCKED OR SURPRISED ;)
UsuńCOoooooo? Lucas? Ale on jest dobry! On nie mógłby w żadne spiski, żadne gierki. Nie! Nieeee, przecież Lucas jest taki pomocny o dobry. To nie może być prawda. W sumie nie wiadomo o co chodzi. Nie wiem co Dolar ma na myśli. Co takiego ukrywa Luc? Może jego mama nie jest szpiegiem, a on jest? Nadawałby się. Kurde on i Dolar to wgl są jacyś tajemniczy. Same zagadki tutaj! żadna nie jest rozwiązana! Ile ja się doczekam? Ale kręci mnie ta niewiedza ahahahaha :D
OdpowiedzUsuńPS Naćpany Carlos mało różni się od tego zwykłego "normalnego" Carlosa :D
UsuńW sumie racja. Tylko wiecej głupot gada :)
UsuńOj, Carlos... Załatwcie mu coś, żeby mógł sobie popatrzeć, co? Tylna mela, striptizerka, czy cokolwiek, żeby odwrócić od niego uwagę. No tak mi go szkoda... Dod trochę przesadza. Koleś się w niej zabujał, fajnie. Ale to tylko biedny chłopak. Nie lubisz go, to nie rób mu nadziei. Proste. I chyba łatwe do wykonania, co nie?
OdpowiedzUsuńJeśli odejdziesz, będzie mi smutno, ale... Dobrze wiem, ze każdego z nas to kiedyś czeka. Notka świetna! czekam na nn! Pozdrawiam!
Czemu dopiero teraz tu weszłam? Świetny blog :)
OdpowiedzUsuńCarlos dał się wciągnąć w grę Dolar? Ale naprawdę musi mu na Niej zależeć.. Chłopaku nie daj się, ta dziewczyna bardzo go zakręciła, ale zastanawia mnie to, co takiego skrywa Lucas i Dolar razem. To już bym chciała wiedzieć. Świetny rozdział! :) .
OdpowiedzUsuń