Od incydentu na chodniku minęły dwa dni. Dwa dni błogiej ciszy. Ciszy, która wyżerała go od środka. Głuchość, która zabijała w nim nadzieję. Czas działał tylko na niekorzyść. Każda minuta miała swoją własną walutę. Gdyby miał obliczać na kalkulatorze, wynikłoby z tego, że na jedną minutę przepada godzina. Z tamtego domu też biła cisza. Nie słyszał żadnych kłótni. Po prostu nic. Uznał, że może to i dobrze, ale ta niewiedza była jak gangrena. Roznosiła się po jego ciele nieubłaganie. Katelyn przez ten czas nie pokazała się w szkole. Nie można jej było znaleźć w Internecie. Nie odpisywała na wiadomości i włączała się skrzynka pocztowa za każdym razem gdy chciał zadzwonić. Stała się zupełnie nieosiągalna dla reszty świata. Jednak musiał żyć dalej. Jedyne co chwilowo odwracało jego uwagę od cierpienia było prawo jazdy. Teraz nie miał głowy, aby uczyć się przepisów. O tym pomyśle dowiedział się Gustavo i nawet pomógł chłopakowi wysyłając mu samochód. Oczywiście chłopak obiecał, że wsiądzie za kółko dopiero wtedy kiedy dostanie dokument do ręki. Był jednak wyjątkowo zdenerwowany. Musiał wyjść z tego pokoju, tego domu. O mało co nie wpadłby na swój wiszący żyrandol, który należał do jego ojca. Kiedy stanął przed domem,
coś go podkusiło, aby wejść do środka. Było już ciemno a reszta spała. Nie mógł spać. Nie wyglądało na to żeby choroba wróciła, jednak przyczyna bezsilności była prosta. Wsiadł do samochodu, jednak po chwili ktoś zapukał w szybę.
coś go podkusiło, aby wejść do środka. Było już ciemno a reszta spała. Nie mógł spać. Nie wyglądało na to żeby choroba wróciła, jednak przyczyna bezsilności była prosta. Wsiadł do samochodu, jednak po chwili ktoś zapukał w szybę.
- Lucas?- blondyn zdziwiony otworzył okno, przez które wleciało chłodne powietrze.- Co ty tu robisz?
- To samo pytanie mógłbym zadać tobie.- odpowiedział.- Wiesz która jest godzina?
- I co z tego?- wzruszyła ramionami, a następnie wsadził klucz do stacyjki.- Czemu nie śpisz?
- Bo też mam zawody miłosne, ale nie chcę się tłumaczyć. Kend, ty nie masz prawka.
- Ale będę miał.- zaparł się.
- Wysiądź, bo jeszcze sobie coś zrobisz.
- Nie traktuj mnie jak jakieś dziecko. Zatroszcz się o siebie,- odpyskował, a Luc podniósł brwi.- Sorry, ale muszę coś zrobić, bo oszaleję.- w tej chwili sąsiad pozwolił sobie wsiąść do środka. Schmidt dopiero zorientował się, że Borrenwood jest w pidżamie.
- Ok, niech stracę.- uśmiechnął się.- Jak nie przeżyję to chociaż niektóre problemy znikną.
- Nikt nie zginie tej nocy. Spokojnie.
- Ty w ogóle wiesz jak się tym jeździ?
- No jasne. Od pięciu lat gram w GTA.
- Kend, to nie pomaga...
- No przecież żartuję, tylko się nie śmieje.- nacisnął gaz.- Pasy.
- Ty też. Lusterka.
- Są na miejscu.
- No to weź teraz wyjedź z podjazdu.
- No przecież wiem co mam robić.- gdy wyjechał na ulicę, samochód podskoczył do góry.
- O kurrr...co to było?- Lucas rozejrzał się zdezorientowany.
- Nie wiem. Poczekaj...- wysiadł z auta. Po chwili wrócił przerażony.- Luc! Przejechałem psa!
- Jak to psa?- szepnął. Sam wysiadł rozglądając się czy nie ma żadnych świadków.- O ja pier...
- Co?
- Kendall, to nie jest zwykły bezpański pies. To jest Chester.
- Co? Ten Chester?! Ten, co go Carter kupił?! On mnie zabije teraz! Rozszarpie!- złapał się za głowę.
- Nie dramatyzuj. Wyłącz światła. Szybko!
- No i co teraz?
- Pewne jest to, że nie żyje...- przyjrzał się szczeniakowi.- Biedactwo...
- To był jednak zły pomysł żeby wsiadać za kółko.
- A nie mówiłem?
- Nie!
- Ciszej!- zwrócił mu uwagę.- Poczekaj tu. Zaraz przyjdę.- Kendall przytaknął. gdy zobaczył sąsiada z łopatą w ręce, myślał, że zaraz krew odejdzie mu od mózgu.- No co? Masz lepszy pomysł? Czy może go tu zostawisz? Albo zdechłego podrzucisz pod jego drzwi?- chłopak owinął go w stare prześcieradło i wziął na ręce, a sam podał blondynowi łopatę.- Znajdź jakieś miejsce gdzie zakopiemy ciało.
Kendall poczuł się jak morderca. Miał go na sumieniu. Nie był to człowiek, ale dla niego było to coś podobnego. Ta sama zbrodnia. Kopał dziurę na zwłoki dość szybko mając przed sobie zawiniątek materiału gdzie leży martwy pies. Mógł mieć kilka miesięcy. Jego białą sierść zaplamiła krew.
- Nie zasługuję na to prawo jazdy...
- Zdarza się. Ludzie codziennie przejeżdżają jakąś tępą sarnę skaczącą przez ulicę.
- No ale...
- Csii.- przyłożył palec do ust.- Nikt się o tym nie dowie. Zamaskujemy wszystkie ślady. Nikt nie będzie cię podejrzewał. To zostanie naszą tajemnicą.- wtedy blondyn przytaknął. Lucas wrzucił ciało psa do dziury, a następnie Schmidt szybko zakopał dziurę.- A teraz wracajmy.
Carlos wstał wcześnie rano, razem ze wschodem słońca. Był zdziwiony gdy zobaczył godzinę na zegarku. Nawet nie czuł zmęczenia. Schodząc na dół do kuchni miał przeczucie, że nie jest jedyną osobą, która nie śpi. W kuchni, na barowym krześle siedział Kendall popijając gorącą czekoladę. Był blady, miał podkrążone oczy. Trzymał kubek obiema rękami żeby je ogrzać.
- Kendall? Co ty?- usiadł naprzeciwko.- Wyglądasz jakby śnił ci się jakiś koszmar.
- Wyjątkowo realistyczny.- odburknął i łyknął ciepły napój.
- Stary, ja rozumiem twój ból. Ale wierzę, że jeszcze możesz być z Katelyn.
- Może, ale nie o to teraz mi chodzi.- odstawił kubek.
- A o co?
- Zrobiłem coś złego...
- Przerażasz mnie...- przestraszył się.- Chyba, że to jakiś głupi żart.
- To nie jest czas na żarty, Carlos. Zabiłem kogoś.
- Czyli jednak o żart.
- Nie. To się wydarzyło tej nocy. Niepotrzebnie wsiadłem za kierownicę w tym stanie. Jeszcze Lucas mnie uprzedzał. Nie umiem o tym zapomnieć. Gryzą mnie wyrzuty sumienia. Muszę komuś o tym powiedzieć. Zabiłem Chestera.
- Co? Kim jest Chester?
- To pies. Był...
- Rany, Kendall! Nie strasz mnie...- wyrzucił powietrze z płuc.- Myślałem, że zabiłeś człowieka.
- Zachowujesz się jakby to była zwykła mucha na szybie.- zdenerwował się. Szukał pocieszenia, a nie lekceważenia.
- Nie rusza cię to?
- To tylko pies. Rozumiem, że możesz być w szoku, ale powinieneś się cieszyć, że to tylko pies. Nie człowiek! Bo za to byś trafił za kratki.
- A za to nie mogę? Za zabicia psa należącego do komendanta policji? A jak go będzie szukać? Jak odkryje, że to ja zrobiłem? Pewnie sam mnie rozszarpię. Zaczynam się bać Cartera.
- O kurde... no...A może lepiej się przyznać?
- Przyznać?! Żeby mnie ukatrupił? Carlos! Chcesz żebym nie wrócił do domu?
- To kup takiego samego psa i go podmień.
- Nie ma dwóch takich samych psów! I nie jest to serial młodzieżowy. Nie zrobię tego!
- No to albo pójdziesz do niego, albo zje cię sumienie. Musisz szybko podjąć sumienie zanim pan John zorientuje się, że go nie ma i zacznie go szukać.
- Ale to jest kwestia dwóch godzin. Nie znajdę w tyle ani takiego samego psa i nie wytresuję go żeby reagował na Chestera mając już inne imię,
- No to chyba sam widzisz jakie zostało rozwiązanie.- następnie rozmowa się urwała, ponieważ na dół zszedł Logan. Nie wszyscy teraz musieli wiedzieć co blondynowi zakrząta głowę.
Pena wolał poczekać do późniejszej godziny z wizytą u Borrenwooda. Chciał z nim porozmawiać o tym co wydarzyło się w nocy. Zauważył, że samochodu pani Lydii nie było. I dobrze. Zmienił o niej zdanie gdy dowiedział się, że nie potrafi zaakceptować syna. James i Kendall jeszcze o tym nie wiedzą, czyli ta sprawa się tak nie rozeszła, choć to kwestia czasu, ponieważ Lucas powoli przełamywał się i coraz częściej o tym rozmawiał. Wyzbył się strachu i nabrał trochę pewności siebie. Zapukał do jego drzwi.
- O, Carlos! Nie spodziewałem się ciebie...- Lucas udawał mile zaskoczonego, choć do końca mu nie wyszło.
- Możemy porozmawiać?
- N-no jasne.- podrapał się po głowie.
- Hmm... to mogę wejść?
- Jasne.- bez entuzjazmu wpuścił go do środka.
- Jesteś zajęty? Jest Jenny?
- Nie ma jej i nie ma też mamy. Obie pojechały do babci, a ja wolałem zostać w domu. To o czym chciałeś pogadać?- mówił wyjątkowo cicho.
- Kendall powiedział mi co się wydarzyło tej nocy.
- Luc, kochanie?- w tej chwili z łazienki dobiegł inny głos. Carlos myślał, że nikogo prócz nich nie ma. Rozpoznawał ten głos. W tej chwili Lucas niezręcznie podrapał się po głowie i spuścił wzrok.- Możemy już iść.- Mitch wyszedł z łazienki. Gdy zobaczył Carlosa, zastygnął w miejscu i spojrzał na Borrenwooda.
- Carlos, ja to mogę wytłumaczyć.- Lucasowi wrócił głos.- No bo ja... my...
- Rozumiem. Nie musisz się tłumaczyć. Widzę, że wróciliście do siebie.
- Tak, ale proszę... nie mów nikomu.- złożył błagalnie ręce,
- Wporzo. To...- czuł się trochę zażenowany. Postanowił się wycofać.- Bawcie się dobrze. Cześć.- następnie pozwolił sobie wyjść. Po tym czego był świadkiem, musiał sobie zapalić zielonego, więc poszedł do Douleur.
Kendall intensywnie myślał nad swoim losem przez ten cały czas. Słońce jaśniło wysoko na niebie. Jak z zegarkiem w ręku liczył ostatnie minuty swojej egzystencji. Postanowił jednak powiedzieć prawdę. Przygotowywał się do tego psychicznie. W sumie nie miał już nic do stracenia. On wie o ich potajemnym związku. Nadal miał wątpliwości co do tego, że był to zwykły zbieg okoliczności.Nadal żył w przekonaniu, że ich śledził. Wyszedł z domu, aby nabrać ostatniego świeżego powietrza. Może od jutra nie będzie podziwiać tego słońca. Zastanawiał się nad spisaniem testamentu. Zauważył, że groźny sąsiad wychodzi z domu zmartwiony.
- Chester?- wołał psa.- Chester!
- Tato? Wrócił?- spytała się Lauren.
- Nie, ale jak zgłodnieje, to pewnie przyjdzie.- odpowiedział pocieszając ją.
- Ale on zawsze dużo jadł. Nie ominąłby takiej okazji. A może on nas zostawił?
- Wróci, córeczko.- objął ją ramieniem. Wtedy zorientował się, że Kendall go obserwuję. Od razu jego wyraz twarzy nabrał ognia.- Lauren, idź na spacer. Może go znajdziesz.- nastolatka przytaknęła i wyszła z domu. Kendall zbliżał się do jego posiadłości. Zdał sobie sprawę z tego, że Katelyn stoi w oknie. Rzucił jej tylko krótkie spojrzenie, choć wolałby jej teraz pomachać, a następnie poczekać aż zejdzie na dół, aby mogła rzucić się w jego ramiona.
- Dzień dobry.- powiedział.
- Czego tutaj szukasz? Bo z pewnością nie masz czego.
- Chciałbym się do czegoś przyznać.
- Do tego, że postąpiłeś pochopnie? Mówiłem ci, ze masz trzymać się od niej z daleka.
- A od kiedy panu tak na niej zależy?- znów włączyła się w nim ta nieznośna cecha, która mogła go pogrzebać.
- Lepiej się nie odzywaj jeśli niczego nie wiesz.
- Wiem więcej niż pan myśli.- wolał jednak powstrzymać się z tym tematem. Miał już krzyczeć na głos, że ją kocha.- Jednak najpierw chciałbym coś wytłumaczyć.
- Co takiego?
- Zniknięcie psa, bo pewnie...
- A co? Porwałeś go, tak? Mścisz się zwyrodnialcu! Co? A może przyszedłeś tu z szantażem? To nie ujdzie ci na sucho!- warknął. Katelyn zniknęła z okna. Po chwili pojawiła się za plecami Cartera, ale w takiej odległości, że się nie zorientował.
- Nie porwałem Chestera!- zaprzeczył.- Nie! Ale ja bardzo przepraszam, bo... to był wypadek! Ja... go...
- Co z nim zrobiłeś?- zniecierpliwił się.
- Potrąciłem.- odpowiedział. To był szczyt jego odwagi. Sam nie wiedział, ze odważy się stać przed nim. To nic, że dzieliła ich brama. ta bariera nie była bezpieczna.- Przepraszam, ale to było niechcący. On nie żyje. Ja oddam pieniądze i...
- Ty morderco!- rzucił się do bramy, a Kendall odskoczył.- Nic dziwnego, że żywiłem do ciebie nienawiść. I nadal żywię. Jesteś mordercą, takim samym jak twój ojciec!
- A skąd pan wie?- Kendall był w szoku. To prawda i tajemnica, do której nie lubił się przyznawać, bo nie był z tego dumny. Jego matka musiała go wychowywać sama. Jego ojciec siedzi w więzieniu od kiedy Kendall skończył przedszkole.
- Bo sam zajmowałem się ta sprawą! A czy ty wiesz za co siedzi twój ojciec?
- Za nieumyślne spowodowanie śmierci. Był pijany i jechał samochodem. Ale tego nie chciał. To był wypadek. Tata potrącił tę kobietę, ale on tego żałuje.
- To był wypadek?! Wy wszyscy lubicie się tak tłumaczyć! Może teraz i żałuje, ale czasu się nie cofnie. Wiesz kim była ta kobieta?
- Nie... nikt mi tego nigdy nie chciał powiedzieć.
- Twój ojciec zabił moją żonę! Susan Tarver nie dojechała na zakończenie przedszkola swojej córki, bo twój ojciec ją zabił na miejscu!- złapał za dwie barierki i ścisnął je mocno. Kendall nie mógł w to uwierzyć. To jest jakiś pieprzony zbieg okoliczności.
- Co?- Katelyn się wyrwała.- To nie prawda! Czemu to było taką tajemnicą w takim razie?
- Byliście dziećmi. Nic rozumiejącymi dziećmi. Ja i jego matka stwierdziliśmy, że najlepiej będzie jeśli się was rozdzieli mimo waszej wtedy przyjaźni. Bo to było dla każdego z nas ciężkie, a wam pozwoliliśmy o tym zapomnieć. Ale jak cię tu zobaczyłem po raz pierwszy, to od razu cię poznałem. I wiedziałem, że będą z tego problemy! Bo to jest chore żebyście w takiej sytuacji się przyjaźnili, a nawet więcej! Chciałem dobrze, ale musiałeś się wpierdolić w nasze życie! Musiałeś znów mi przypominać o tej tragedii! Wynoś się stąd zanim cię rozszarpię!- Katelyn zalała się łzami wciąż nie mogąc w to uwierzyć. Kręciła głową nie mogąc sobie tego wyobrazić.- No wynoś się!- wrzasnął jeszcze raz. Kendall nie miał innego wyjścia. Uciekł daleko stąd. Uciekał przed siebie nie wiadomo gdzie, gdzie tylko pociągną go nogi. Sam miał w oczach łzy, których nie chciał pokazywać światu. Okazało się, że to nie jest sen, który stał się koszmarem. Jego całe życie było jednym kłamstwem, które w jednej chwili stało się zlepkiem bólu.
- No ale...
- Csii.- przyłożył palec do ust.- Nikt się o tym nie dowie. Zamaskujemy wszystkie ślady. Nikt nie będzie cię podejrzewał. To zostanie naszą tajemnicą.- wtedy blondyn przytaknął. Lucas wrzucił ciało psa do dziury, a następnie Schmidt szybko zakopał dziurę.- A teraz wracajmy.
Carlos wstał wcześnie rano, razem ze wschodem słońca. Był zdziwiony gdy zobaczył godzinę na zegarku. Nawet nie czuł zmęczenia. Schodząc na dół do kuchni miał przeczucie, że nie jest jedyną osobą, która nie śpi. W kuchni, na barowym krześle siedział Kendall popijając gorącą czekoladę. Był blady, miał podkrążone oczy. Trzymał kubek obiema rękami żeby je ogrzać.
- Kendall? Co ty?- usiadł naprzeciwko.- Wyglądasz jakby śnił ci się jakiś koszmar.
- Wyjątkowo realistyczny.- odburknął i łyknął ciepły napój.
- Stary, ja rozumiem twój ból. Ale wierzę, że jeszcze możesz być z Katelyn.
- Może, ale nie o to teraz mi chodzi.- odstawił kubek.
- A o co?
- Zrobiłem coś złego...
- Przerażasz mnie...- przestraszył się.- Chyba, że to jakiś głupi żart.
- To nie jest czas na żarty, Carlos. Zabiłem kogoś.
- Czyli jednak o żart.
- Nie. To się wydarzyło tej nocy. Niepotrzebnie wsiadłem za kierownicę w tym stanie. Jeszcze Lucas mnie uprzedzał. Nie umiem o tym zapomnieć. Gryzą mnie wyrzuty sumienia. Muszę komuś o tym powiedzieć. Zabiłem Chestera.
- Co? Kim jest Chester?
- To pies. Był...
- Rany, Kendall! Nie strasz mnie...- wyrzucił powietrze z płuc.- Myślałem, że zabiłeś człowieka.
- Zachowujesz się jakby to była zwykła mucha na szybie.- zdenerwował się. Szukał pocieszenia, a nie lekceważenia.
- Nie rusza cię to?
- To tylko pies. Rozumiem, że możesz być w szoku, ale powinieneś się cieszyć, że to tylko pies. Nie człowiek! Bo za to byś trafił za kratki.
- A za to nie mogę? Za zabicia psa należącego do komendanta policji? A jak go będzie szukać? Jak odkryje, że to ja zrobiłem? Pewnie sam mnie rozszarpię. Zaczynam się bać Cartera.
- O kurde... no...A może lepiej się przyznać?
- Przyznać?! Żeby mnie ukatrupił? Carlos! Chcesz żebym nie wrócił do domu?
- To kup takiego samego psa i go podmień.
- Nie ma dwóch takich samych psów! I nie jest to serial młodzieżowy. Nie zrobię tego!
- No to albo pójdziesz do niego, albo zje cię sumienie. Musisz szybko podjąć sumienie zanim pan John zorientuje się, że go nie ma i zacznie go szukać.
- Ale to jest kwestia dwóch godzin. Nie znajdę w tyle ani takiego samego psa i nie wytresuję go żeby reagował na Chestera mając już inne imię,
- No to chyba sam widzisz jakie zostało rozwiązanie.- następnie rozmowa się urwała, ponieważ na dół zszedł Logan. Nie wszyscy teraz musieli wiedzieć co blondynowi zakrząta głowę.
Pena wolał poczekać do późniejszej godziny z wizytą u Borrenwooda. Chciał z nim porozmawiać o tym co wydarzyło się w nocy. Zauważył, że samochodu pani Lydii nie było. I dobrze. Zmienił o niej zdanie gdy dowiedział się, że nie potrafi zaakceptować syna. James i Kendall jeszcze o tym nie wiedzą, czyli ta sprawa się tak nie rozeszła, choć to kwestia czasu, ponieważ Lucas powoli przełamywał się i coraz częściej o tym rozmawiał. Wyzbył się strachu i nabrał trochę pewności siebie. Zapukał do jego drzwi.
- O, Carlos! Nie spodziewałem się ciebie...- Lucas udawał mile zaskoczonego, choć do końca mu nie wyszło.
- Możemy porozmawiać?
- N-no jasne.- podrapał się po głowie.
- Hmm... to mogę wejść?
- Jasne.- bez entuzjazmu wpuścił go do środka.
- Jesteś zajęty? Jest Jenny?
- Nie ma jej i nie ma też mamy. Obie pojechały do babci, a ja wolałem zostać w domu. To o czym chciałeś pogadać?- mówił wyjątkowo cicho.
- Kendall powiedział mi co się wydarzyło tej nocy.
- Luc, kochanie?- w tej chwili z łazienki dobiegł inny głos. Carlos myślał, że nikogo prócz nich nie ma. Rozpoznawał ten głos. W tej chwili Lucas niezręcznie podrapał się po głowie i spuścił wzrok.- Możemy już iść.- Mitch wyszedł z łazienki. Gdy zobaczył Carlosa, zastygnął w miejscu i spojrzał na Borrenwooda.
- Carlos, ja to mogę wytłumaczyć.- Lucasowi wrócił głos.- No bo ja... my...
- Rozumiem. Nie musisz się tłumaczyć. Widzę, że wróciliście do siebie.
- Tak, ale proszę... nie mów nikomu.- złożył błagalnie ręce,
- Wporzo. To...- czuł się trochę zażenowany. Postanowił się wycofać.- Bawcie się dobrze. Cześć.- następnie pozwolił sobie wyjść. Po tym czego był świadkiem, musiał sobie zapalić zielonego, więc poszedł do Douleur.
Kendall intensywnie myślał nad swoim losem przez ten cały czas. Słońce jaśniło wysoko na niebie. Jak z zegarkiem w ręku liczył ostatnie minuty swojej egzystencji. Postanowił jednak powiedzieć prawdę. Przygotowywał się do tego psychicznie. W sumie nie miał już nic do stracenia. On wie o ich potajemnym związku. Nadal miał wątpliwości co do tego, że był to zwykły zbieg okoliczności.Nadal żył w przekonaniu, że ich śledził. Wyszedł z domu, aby nabrać ostatniego świeżego powietrza. Może od jutra nie będzie podziwiać tego słońca. Zastanawiał się nad spisaniem testamentu. Zauważył, że groźny sąsiad wychodzi z domu zmartwiony.
- Chester?- wołał psa.- Chester!
- Tato? Wrócił?- spytała się Lauren.
- Nie, ale jak zgłodnieje, to pewnie przyjdzie.- odpowiedział pocieszając ją.
- Ale on zawsze dużo jadł. Nie ominąłby takiej okazji. A może on nas zostawił?
- Wróci, córeczko.- objął ją ramieniem. Wtedy zorientował się, że Kendall go obserwuję. Od razu jego wyraz twarzy nabrał ognia.- Lauren, idź na spacer. Może go znajdziesz.- nastolatka przytaknęła i wyszła z domu. Kendall zbliżał się do jego posiadłości. Zdał sobie sprawę z tego, że Katelyn stoi w oknie. Rzucił jej tylko krótkie spojrzenie, choć wolałby jej teraz pomachać, a następnie poczekać aż zejdzie na dół, aby mogła rzucić się w jego ramiona.
- Dzień dobry.- powiedział.
- Czego tutaj szukasz? Bo z pewnością nie masz czego.
- Chciałbym się do czegoś przyznać.
- Do tego, że postąpiłeś pochopnie? Mówiłem ci, ze masz trzymać się od niej z daleka.
- A od kiedy panu tak na niej zależy?- znów włączyła się w nim ta nieznośna cecha, która mogła go pogrzebać.
- Lepiej się nie odzywaj jeśli niczego nie wiesz.
- Wiem więcej niż pan myśli.- wolał jednak powstrzymać się z tym tematem. Miał już krzyczeć na głos, że ją kocha.- Jednak najpierw chciałbym coś wytłumaczyć.
- Co takiego?
- Zniknięcie psa, bo pewnie...
- A co? Porwałeś go, tak? Mścisz się zwyrodnialcu! Co? A może przyszedłeś tu z szantażem? To nie ujdzie ci na sucho!- warknął. Katelyn zniknęła z okna. Po chwili pojawiła się za plecami Cartera, ale w takiej odległości, że się nie zorientował.
- Nie porwałem Chestera!- zaprzeczył.- Nie! Ale ja bardzo przepraszam, bo... to był wypadek! Ja... go...
- Co z nim zrobiłeś?- zniecierpliwił się.
- Potrąciłem.- odpowiedział. To był szczyt jego odwagi. Sam nie wiedział, ze odważy się stać przed nim. To nic, że dzieliła ich brama. ta bariera nie była bezpieczna.- Przepraszam, ale to było niechcący. On nie żyje. Ja oddam pieniądze i...
- Ty morderco!- rzucił się do bramy, a Kendall odskoczył.- Nic dziwnego, że żywiłem do ciebie nienawiść. I nadal żywię. Jesteś mordercą, takim samym jak twój ojciec!
- A skąd pan wie?- Kendall był w szoku. To prawda i tajemnica, do której nie lubił się przyznawać, bo nie był z tego dumny. Jego matka musiała go wychowywać sama. Jego ojciec siedzi w więzieniu od kiedy Kendall skończył przedszkole.
- Bo sam zajmowałem się ta sprawą! A czy ty wiesz za co siedzi twój ojciec?
- Za nieumyślne spowodowanie śmierci. Był pijany i jechał samochodem. Ale tego nie chciał. To był wypadek. Tata potrącił tę kobietę, ale on tego żałuje.
- To był wypadek?! Wy wszyscy lubicie się tak tłumaczyć! Może teraz i żałuje, ale czasu się nie cofnie. Wiesz kim była ta kobieta?
- Nie... nikt mi tego nigdy nie chciał powiedzieć.
- Twój ojciec zabił moją żonę! Susan Tarver nie dojechała na zakończenie przedszkola swojej córki, bo twój ojciec ją zabił na miejscu!- złapał za dwie barierki i ścisnął je mocno. Kendall nie mógł w to uwierzyć. To jest jakiś pieprzony zbieg okoliczności.
- Co?- Katelyn się wyrwała.- To nie prawda! Czemu to było taką tajemnicą w takim razie?
- Byliście dziećmi. Nic rozumiejącymi dziećmi. Ja i jego matka stwierdziliśmy, że najlepiej będzie jeśli się was rozdzieli mimo waszej wtedy przyjaźni. Bo to było dla każdego z nas ciężkie, a wam pozwoliliśmy o tym zapomnieć. Ale jak cię tu zobaczyłem po raz pierwszy, to od razu cię poznałem. I wiedziałem, że będą z tego problemy! Bo to jest chore żebyście w takiej sytuacji się przyjaźnili, a nawet więcej! Chciałem dobrze, ale musiałeś się wpierdolić w nasze życie! Musiałeś znów mi przypominać o tej tragedii! Wynoś się stąd zanim cię rozszarpię!- Katelyn zalała się łzami wciąż nie mogąc w to uwierzyć. Kręciła głową nie mogąc sobie tego wyobrazić.- No wynoś się!- wrzasnął jeszcze raz. Kendall nie miał innego wyjścia. Uciekł daleko stąd. Uciekał przed siebie nie wiadomo gdzie, gdzie tylko pociągną go nogi. Sam miał w oczach łzy, których nie chciał pokazywać światu. Okazało się, że to nie jest sen, który stał się koszmarem. Jego całe życie było jednym kłamstwem, które w jednej chwili stało się zlepkiem bólu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~ Hej. Powinnam strzelić focha. Czy w ostatnim tygodniu wszyscy mieli lenia na blogerowni? Bo tak średnio z Waszą aktywnością. Tak samo na PPP... Nieładnie
~ Czy spodziewaliście się takiego obrotu spraw? Lucas i Mitch potajemnie są jednak razem. A przede wszystkim... kto był w szoku po wyznaniu Cartera? Teraz wyjaśniona stoi przed Wami ta nienawiść do niego. Czy ma prawo się tak na niego denerwować? Piszcie koniecznie!
~ Wszędzie kończy się zapas. Został jeszcze jeden w roboczych. Muszę się sprężyć, więc dajcie mi motywację ;)
~ Czy spodziewaliście się takiego obrotu spraw? Lucas i Mitch potajemnie są jednak razem. A przede wszystkim... kto był w szoku po wyznaniu Cartera? Teraz wyjaśniona stoi przed Wami ta nienawiść do niego. Czy ma prawo się tak na niego denerwować? Piszcie koniecznie!
~ Wszędzie kończy się zapas. Został jeszcze jeden w roboczych. Muszę się sprężyć, więc dajcie mi motywację ;)
Bedny Kendall. Najpierw się martwi, potem morduje psa... Niechcący bo niechcący, ale on bardzo się obwinia, a z Teen Wolfa wiem jak bardzo wyrzuty sumienia mogą zepsuć zdrowie. To było w Fryed (po polsku "Postrzępiony", wyjątkowo trafny tytuł, moim zdaniem), gdzie Scott obwiniał się za rzekomą śmierć Dereka. A ponieważ był ranny, to ta jego rana wcale nie chciała się goić. Mało tego. Krwawił na czarno, a to znaczy, że było na prawdę źle. Swoją drogą Derek żył, ale był znacznie bardziej ciężko ranny. Ale tak źle z nim nie było. No dobra, jedziemy dalej. I na dodatek to pies jego dziewczyny. Ale jak widać Carlos się tak bardzo nie przejął. Ale nie wie, czyj to pies... Ukatrupił za psa? No bez jaj! Co to jest "Czterej Pancerni"? A ta psia podmianka to chyba inspirowałaś "Sam i Cat". Mam rację, czy nie?
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za Lucasa. Wiesz, dlaczego. Chłopak czuje się odmieńcem. A wcale tak nie jest. Kiedyś znalazłam demotywatora z opisem "Czasami czuję się jak mutant z X-Men. Ludzie nienawidzą mnie tak samo jak ich, a jestem tylko gejem", czy coś takiego.
Carlos na prawdę poważnie się pogarsza. Po jaką cholerę on to pali? Ja wiem... ARTYSTA, ale bez przesady. Jeszcze skończy na odwyku. Na bank.
Spisanie testamentu? Poważnie? Ja pierdzielę. Ja wiem, że ten cały Carter to jakiś szatan wcielony. Bo jak to mówią, to niemożliwe, żeby tylko jeden anioł upadł do podziemi. Ale może ta mała siksa trochę się na niego pogniewa, skończy się na pouczeniu, bo prowadził i tak dalej. No, oby. Muszę doczytać do końca, prawda? Tak, zdecydowanie muszę doczytać do końca.
O nie, nie wróci... Jest już w lepszym świecie.
Chwilunia! O co chodzi z tym ojcem? Kogo zabił jego ojciec? Co się stało? Carter powinien spojrzeć na to z drugiego punktu widzenia. To była jego żona? O JA PIERDOLĘ! To dlatego tak go nienawidzi, ale po jaką cholerę obwinia o to dzieciaka? Przecież on był wtedy mały jak jak podejrzewam, zupełnie nic nie kumał. Nienawiść irracjonalna. Tak to się nazywa. To jakiś chory człowiek. Bo Kendall nie ma nic wspólnego ze śmiercią jego żony. Kate jest roztrzęsiona. I w sumie się nie dziwię. Trzymaj się! Rozdział świetny! czekam na nn!
O ja piernicze!!!!!!!
OdpowiedzUsuńJa wiedziałam z tych retrospekcji na początku, że Kendall jak był mały to był tylko z mamą, ale wtedy myślałam, że tata go zostawił i zostawił mu na pamiątkę po sobie ten głupi żyrandol. Ale jego ojciec zabił matkę Katelyn! Ten pierwszy rozdział układa się w logiczną całość. Ale kurrrde, ale byłam w szoku. No ale prawda tak jak Marta mówi, że Kenda nie powinno się w to mieszać, bo to nie jego wina, ale wtedy kiedy to się wyadarzyło rozumiem, że chcieli ich odseparować :(
Ta scena z Chesterem jak z jakiegoś thrillera :P :Lucas jest mega. To będzie ich tajemnica :D Wiedziałam, że on i Mitch bd razem. Ekstra rozdział. Jest coraz lepiej!
Boże .. Kendall przez to zdenerwowanie przejechał tego psa i to tak zjebało całą sytuacje :( ale brawo dla ng za to, że się przyznał :D nie spodziewałam się tego, co stało się dawno temu. Smuteczek :'(
OdpowiedzUsuńOooł Carlos wszedł w nieodpowiednim momencie :/
Lucas znowu z Mitchem? :o ale zaskok
Super rozdział i czekam na nn ;)
Dobra to z tym psem mnie zdzwiło. Tego bym sie nie spodziawał.. Bosz.. Biedny psiak.. I biedny Kendall..
OdpowiedzUsuńWątek z ojcem Kendalla... Nie bd o tym mówić, bo juz dawno sie tego domyśliłem w kazdym razie współczuję teraz Kendallowi o Kate.. I wgl weź.. Nawet Carterowi.. Wgl to co mówił o tym rozdzileniu... to było takie... ludzkie...
Carlos zszokowany Micasem? Ja nie :D Hahhah i poszedl zajarać. Bosz.. U Cb ćpie u mnie chleje :D I jeszcze się rozwodzi ;p Ale sie zbiegło ^^
Super rozdzialicho i czekam na kolejne!!
I LUDZIE KOMENTUJCIE!!!!!!!!!!!!!!!!
A i 55 to za mało... JA CHCĘ WIĘCEJ !!!!!!!!!! :)
Szkoda psiaka, no ale.. Ale właśnie, co pies robił tak późno na dworze? Tutaj jest pytanie. Zabawna była reakcja Carlosa, na wiadomość o potrąceniu psa. No a zaczynająć o Carlosie, to musiał ten widok Mitcha naprawdę go zawstydzić.. ;). Nienawiść jaka jest między Kendallem a Ojczymem.. Oj. Szkoda pisać, bo nawet nie wiem jak zacząć ;D. Rozdział bardzo dobry, czekam na następny! (;.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział
OdpowiedzUsuńHaha zażenowany Carlos xD
Chciałabym to zobaczyć, mniejsza. Super rozdział z resztą jak zawsze czekam xo
Z każdym rozdziałem zaskakujesz mnie coraz bardziej i bardziej! Widać, że na wiele cię jeszcze stać :) Kendall przejechał Chestera. jak widać musiał umrzeć. To postać tragiczna tak samo jak te tragiczne chrupki. Czy tylko ja ich nie lubię? Dobrze, że Mitch i Luc znów są razem. Szkoda, że matka dalej tego nie akceptuje. Superek :)
OdpowiedzUsuń