poniedziałek, 9 listopada 2015

~ 50 ~ Każdy w końcu musi dźwigać swój krzyż.

Przedmieścia San Diego dzisiejszego dnia były okryte wyjątkowo paskudną pogodą. Zazwyczaj słoneczne niebo zastąpiły ciemne chmury. Lada moment mógł spaść deszcz, więc wszyscy siedzieli w swoich domach traktując deszcz jak coś obcego. Była jednak osoba, której nie przeszkadzała ta pogoda. W Minnesocie rządziły niższe temperatury, a do tego śnieg. To było dla niego nic. Pojedyncze kropelki deszczu zaczęły kapać na czubek jego jasnych włosów. Kilka z nich delikatnie spływały mu po policzkach tworząc sztuczne łzy, które jeszcze niedawno mogły zlać się z tymi prawdziwymi. Chciał, aby ten deszcz zmył z niego ten ból, poczucie winy i rozpacz. Jego życiowe przeznaczenie okazało się przykrym koszmarem. Ich rozstanie nie było przypadkowe. To był priorytet. Żałował, że zakochał się w tej skromnej blondynce, ale serce nie sługa. Nie potrafił zapomnieć i pogodzić się tym, że jest to pewnego rodzaju zakazana miłość. Wiedział, że nie ma po co walczyć skoro jest na straconej pozycji. Nie dawał sobie nadziei, że ona wróci do niego. Nie miał teraz żalu do Cartera, bo nagle zrozumiał tego człowieka. On też by znienawidził takiego człowieka. Niby niewinnego, ale najbardziej winnego. W tej chwili.
- Katelyn?- kropelki deszczu coraz szybciej uderzały o kamienisty chodnik. Dziewczyna szła marszem w jego stronę. Miała na sobie polar, a jej kucyk był cały mokry. Mógł się domyślać, że płakała. Ostatniej osoby jakiej się teraz spodziewał to właśnie ona.- Co ty tu robisz?
- Musimy porozmawiać, choć... jeszcze kilka minut temu próbowałabym odwlekać to w nieskończoność, ale im bardziej się staram, tym najmniej wychodzi i trzeba mieć to za sobą, a nie odwlekać kolejny problem  przez lata.
- Czuję się jak śmieć, rozumiesz? Nie wiem tylko czemu. Mój ojciec... Miałem problemy jako młody nastolatek z zaakceptowaniem tego, że on siedzi w więzieniu. Miałem do niego żal, że nie mógł siedzieć z mamą w domu i mnie wychowywać, tworzyć szczęśliwą rodzinę. Zostało mi więc kłamać. Miałem do niego żal... powtórzył się.- Ale tym razem jest to większy żal. Tak mi przykro.
- To też jest dla mnie ciężkie.- nie chciała nawet obok niego usiąść. Po prostu stała nad nim, najlepiej w kilkumetrowym odstępie.
- Mam pytanie. Czy już mnie nienawidzisz?- spytał od razu.
- Kendall...- jęknęła.
- No co? Sorry za bezpośredność, ale nie wiem co o mnie sądzisz. Mam mętlik w głowie. Chcę to sobie poukładać. Ale skoro mnie nienawidzisz to po co tutaj przyszłaś?
- To nie jest tak, że cię nienawidzę.- było to dla niej trudne określic w kilku słowach swoje emocje, ale podjęła się tej próby. Była na niego zła, ale mizerny wyraz jego twarz działał jak herbata malinowa na zdrapane gardło.- I naprawdę zmuszam się do wyzbycia się tego, że jesteś winny, bo nie jesteś, ale... Moja mama była dla mnie wszystkim. Była dla mnie barierą bezpieczeństwa przed Nim, a po jej śmierci moje życie stało się istnym koszmarem i płakałem dnie i noce ze złości, że mi ją zabrano i ze smutku, że zostałam sama.- łzy napłynęły jej do oczu.- Twój tata mi ją odebrał.
- Przepraszam. Nie jestem w stanie nic ci więcej powiedzieć...- nie zasłużył na to, aby dalej się z nią zadawać. Takie miał przekonanie.- Przed obojgiem z nas ukryto prawdę. I co? Dowiedzieliśmy się przez przypadek. Gdyby nie Chester...
- Może dobrze się właśnie stało, że musiał umrzeć.- wtrąciła.- Później byłoby tylko gorzej.
- Mam rozumieć, że...
- Będzie lepiej jeśli przerwiemy ten związek. Na dzień dzisiejszy nie potrafię po prostu... Nie dam rady. To za trudne.
- Rozumiem.- przytaknął.- Moje uczucia nie zmieniły się co do ciebie, ale teraz sam mam wątpliwości czy warto... jeszcze raz w to wchodzić.
- Zostawmy to.- stwierdziła.
- Zrozumiem jeśli obrazisz się i nie będziesz się do mnie odzywać.
- Kendall, ja nie chcę cię wykreślać ze swojego życia.- w te chwili podniósł na nią głowę.- Chciałabym tylko, abyśmy ograniczyli kontakt do minimum. W szkole musimy się widywać, bo inaczej się nie da, ale trzymaj się na jakiś czas ode mnie z daleka. Nigdy nie spotkało mnie coś takiego.- wsadziła ręce do kieszeni.- Nie wiem co robić...
- Najlepiej będzie jak wrócisz do domu. Nie chcę być problemem ani dla ciebie, ani dla twojej rodziny.- odparł, choć wcale nie chciał się jej pozbywać, Katelyn przegryzła wargę, a następnie odeszła.


Kolejny dzień w szkole dla Carlosa był zupełnie inny niż zwykle. Kendall był nieobecny od samego rana. W sumie nie dziwił mu się po tym co sąsiad mu powiedział. Logan wolał usiąść tym razem z May. Był zdziwiony, że ta dziewczyna tak szybko zmieniła o nim zdanie. Powoli uznawał, że zamienia się w starego Jamesa jak chodził z Ash. Natomiast u Jamesa niby sytuacja się ułożyła, bo pozbył się psychicznej dziewczyny, ale i tak myślał o niebieskich migdałach. Siedział tym razem na zewnątrz, przy najbardziej oddalonym miejscu od stołówki. Z oddali szła Douleur. Z rozmowy z ostatniej przerwy wiedziała gdzie go szukać. Po drodze zdziwiła się tym, że Mayra siedziała obok Logana. Souffrance tylko zerknęła na nią dyskretnie.
- Takie zmiany zachodzą w tej szkole...- westchnęła kiedy usiadła obok Carlosa.
- Czasami sam nie mogę w to uwierzyć.
- To miejsce zawsze dla mnie stało w miejscu. Wszystko zataczało koło. Co roku te same rzeczy. A teraz? Wywróciliście te szkołę do góry nogami.
- No chyba trochę cię poniosło, Leur.
- Tylko wy potraficie zmienić ludzi, dla których nie było nadziei. Brian złagodniał, Ashley zwariowała, a Mayra...to nie wiem.
- Ty też się zmieniłaś.- stwierdził.
- Ja?
- Otworzyłaś się przede mną. Najpierw ja, a potem cały świat.
- Nad tym drugim wisi wielka chmura niepewności.- odpowiedziała.
- O, tutaj cię mam, Carlos.- znikąd pojawił się dyrektorka.
- Dzień dobry.- odpowiedział zaskoczony. Nie wiedział co pani Truman mogła chcieć od niego. - Coś się stało?
- Pewnie wiesz, że zaczęły się już przygotowania do balu zimowego. Standardowo odbędzie się on na sali gimnastycznej. Grupa przygotowawcza zajmująca się organizacją potrzebuje jeszcze jednej osoby do drużyny.
- A to jest taka grupa?- spytał.
- Tak. To zazwyczaj uczniowie, którzy nie lubią brać czynnego udziału w imprezie albo nie mają pary, lub chcą po prostu pomóc.- poinformowała.- W tym roku jedna uczennica zmieniła zdanie i... pomyślałam o tobie.
- No...- zamyślił się.
- Problem jest taki, że Carlos nie będzie miał czasu, bo idzie na bal ze mną i wolałabym, aby wtedy cały czas mi towarzyszył niż pilnował czy każdy ma swój kubeczek.- odpowiedziała za niego Douleur. Dyrektorka z wrażenia rozchyliła lekko usta.
- No dobrze.- odpowiedziała zdezorientowana.- Tylko mam jeszcze jedno pytanie, ale chciałabym porozmawiać z tobą na osobności. Chodzi o zajęcia.
- Coś się stało?- powtórzył pytanie.
- Chodź ze mną.- poprosiła. Carlos spojrzał na przyjaciółkę, a ta wzruszyła ramionami.- Przejdziemy się.
- To... o co chodzi? Zrobiłem coś nie tak?- spytał gdy odeszli wystarczjąco daleko. Spacerowali po szkolnym parku.
- Nie, wszystko jest ok. Nie chciałam tego tematu poruszać przy Douleur, bo to o niej chciałam porozmawiać.
- Douleur?
- Pamiętasz jak ci mówiłam we wrześniu żebyś na nią uważał?- spytała wprost.
- Pamiętam, ale zapewniam pani, że nic złego nie miało miejsca.
- Gdyby nic złego nie miało miejsca to czemu wylądowała znowu w szpitalu?
- Znowu? Hmm no faktycznie się posprzeczaliśmy, ale tu chodziło o prywatne sprawy. Była w to uwikłana jeszcze osoba trzecia, ale to wszystko się unormowało.
- Nie chcę po prostu żebyś cierpiał przez nią. Nie wiem czy wiesz, ale trochę ją znam i nie chce by moim uczniom działa się krzywda.- w tym głosie rzeczywiście była troska. Ona jest wyjątkowo ciepłą kobietą. Ta praca dla niej to nie tylko wypełnianie papierków i panowanie nad szkołą, ale także wychowanie swoich podopiecznych.
- Wiem. Już zdążyła to zrobić, ale wybaczyłem jej to. Teraz zaczynamy od nowa i jesteśmy na dobrej drodze. Może powinna jej pani zaufać? To nie jest taka zła osoba. Po prostu potrzebuje zrozumienia, akceptacji i zaangażowania od innej osoby.
- Ah, Carlos..- westchnęła.- Wiele razy starałam się do niej dotrzeć. Lubisz ją, prawda? I wygląda na to, że stał się cud, bo ktoś w końcu wyciągnie ją na ten bal.- uśmiechnęła się.
- Miałem szczęście.- odwzajemnił uśmiech.- A czy teraz ja mogę zadać pani pytanie?
- Oczywiście.
- Dlaczego pani tak bardzo, bardziej niż na innych, tak się o nią stara? Widzę, że traktuje ją pani inaczej niż wszystkich.
- To prawda, ale nie jest to rozmowa na teraz. Zresztą... jeśli jesteście takimi przyjaciółmi, sama powinna ci o tym powiedzieć. Może tobie powie więcej. Przekaż jej, że się martwię. Przepraszam, ale muszę już iść. W sekretariacie czekam na paczkę.- kobieta weszła do szkoły, a uczeń wrócił na swoje pierwotne miejsce.
- I co? O co się pytała?- spytała brunetka.
- Rozmawialiśmy o tobie.
- A po co ona z tobą gadała o mnie?- lekko zirytował ją ten fakt.
- Chciała żebym ci przekazał, że się martwi o ciebie.
- Tsa.- burknęła.
- Powiesz mi o co chodzi między tobą, a nią? To jakaś twoja ciotka?
- Zwariowałeś?- oburzyła się.- To jest ciotka Ackerman, a tym samym chcesz powiedzieć, że ja i ona to kuzynki czy co?
- Spokojnie. Nie chciałem cię zdenerwować.- złożył ręce.
- No dobra...- po chwili się uspokoiła.- Spotkajmy się w lesie po szkole. Powiem ci całą prawdę.


Carlos nie mógł normalnie iść za Douleur, tak żeby chociaż wyglądał normalnie. Ganiał za nią zgarbiony, w posturze jakby potrzebował pilnie się wypróżnić co było nonsensem. Wiadomość o tym, że pytania, na które od dawna poszukiwał odpowiedzi niebawem się rozwiążą, spowodowały tę sytuację. Gdy tylko zobaczył z daleka te błyszczące elementy, odbijające się światło pomiędzy drzewami, wstrzymał oddech. Już po chwili mógł znów znaleźć się w jej przyczepie.
- A więc?- zaczął.
- To co chciałbyś wiedzieć?- spytała wprost.
- O tobie to chciałbym wiedzieć wszystko.- odpowiedział odważnie. Douleur wstała i odwróciła się plecami. Carlos nie wiedział co zamierza dopóki nie zaczęła ściągać z siebie czarnej bluzy. Pod spodem znajdowała się jeszcze podkoszulka w tym samym kolorze. Carlos myślał, że na tym się skończy, dopóki nie wzięła się za tą część ubrania. W jednym momencie pozbyła z siebie koszulki pokazując przed nim prawie nagie plecy. Urodziła się w nim chęć dotknięcia jej ciała, które teraz wydawało się takie delikatne. Pena zauważył na jej plecach tatuaż, a dokładnie między łopatkami. Był to zwykły krzyż.
- Ty masz tatuaż?
- A co w tym dziwnego?- odwróciła lekko głowę w międzyczasie zakładając wyciągniętą koszulkę, w której chodziła "po domu".
- No nic, ale to jest krzyż. A z tego co kojarzę, ty jesteś niewierząca.
- Bo jestem.- odwróciła się do niego.- Ale każdy człowiek ma swoją życiową drogę, którą podąża. I każdy musi dźwigać swój krzyż do końca swoich dni.- usiadła. To w zupełności mu wystarczyło. Spojrzała na niego łagodniejszym spojrzeniem.- Chcesz wiedzieć dlaczego dyrka tak bardzo się mnie uczepiła? Bo moi rodzice nie umieli się mną zająć. Tak naprawdę mój ojciec to alkoholik, a moja matka... nie wytrzymała tego. Nie radziła sobie z tym i jej choroba ją wykończyła.
- Nie żyje?
- Żyje, ale w psychiatryku. Taka jest prawda Od zawsze była inna..słabsza psychicznie i w końcu pewnego dnia wszystko się skumulowało.- wzruszyła ramionami mówiąc to tak jakby nie robiło to na niej wrażenia. Zaakceptowała ten stan rzeczy dawno temu.- Kiedy ten debil jeszcze żył i uciekłam z domu, moja matka jeszcze jakoś się trzymała, ale ja tylko ją dobiłam. A Truman... byłam u niej w rodzinie zastępczej. To znaczy... niby nadal jestem. Ona jest moim prawnym opiekunem. Co? W szoku?
- A jak myślisz.- podrapał się po głowie.
- Miałam z nią problemy. Nie chciałam, aby z litości się mną zajmowała. Tylko dlatego, że znała moją mamę i zawsze chciała mieć własne dzieci, ale nie mogła. W jej domu wytrzymałam trzy noce, a potem uciekłam z powrotem do przyczepy. Kiedy Ackerman ją wtedy odwiedziła i się tam spotkałyśmy...- nie dokończyła.- Sprawiałam jej dużo problemów. To głównie dzięki niej jestem tu uczennicą, bo nigdzie indziej nie byłam mile widziana, a tu... nawet mogłam zostać ze względu na swoją pasję. Pomogła mi zatuszować swoją tożsamość przed każdym. Nie chciałam mieć z nikim do czynienia.
- A jak się na prawdę nazywasz?
- Tego teraz ci nie powiem.- odpowiedziała.
- A kiedy to będzie?
- Kiedy przyjdzie czas. Nie interesuj się, bo więcej ci nic nie powiem.- odparła chłodno.
- Przepraszam.- schylił głowę,
- Będzie jeszcze czas, choć nie wiem ile dokładnie... Zupełnie jakby moja klepsydra przesypywała swój piasek wtedy kiedy jej się żywnie podoba.
- O co ci chodzi?
- Nie jestem normalna, Carlos. Dosłownie wszyscy mieli rację. Ci wszyscy ludzie, którzy szepczą za moimi plecami. Nie wiem czy ci o tym mówić. Pamiętasz kiedy byliśmy na torach? Mówiłam ci, że się czegoś boję.
- Pamiętam.- przytaknął zaciekawiony, ale i zestresowany.
- Boję się, że...nie, to głupie.- prychnęła. Sama zastanawiała się nad tym czemu jej na tym tak zależy.- Boję się, że znowu będę sama i sobie z tym wszystkim nie poradzę jeśli powiem ci prawdę. Ja...jestem...nosicielką wirusa HIV.- i wtedy zapadła cisza. Carlos na początku myślał, że to wyjątkowo nieśmieszny ironiczny żart w jej wykonaniu, ale gdy podniosła na niego swoje ciemne jak dwa węgle oczy, zrozumiał, że mówi prawdę. Widział jak jest jej z tym ciężko. Nigdy nie widział jej w takim stanie. Czuła się skrępowana oraz niewarta niczego. Tak jak zawsze mówienie prawdy przychodziło jej z niezwykłą łatwością, tak teraz było w tym widać mieszankę delikatnych uczuć skrzywdzonej i osamotnionej dziewczyny.- Zrozumiem jeśli nie będziesz chciał się do mnie zbliżać. Tylko jeśli już podejmiesz taką decyzję, to chociaż zatrzymaj to wszystko dla siebie.
- Douleur.- nie mógł uwierzyć, że to powiedziała.- Nie odwrócę się od ciebie z takiego powodu. To nie twoja wina.
- A kogo? Gdybym była bardziej rozsądna. Gdybym wiedziała, że Dean jest chory, nie dałabym sobie tego cholerstwa dać w żyłę. To był największy błąd mojego życia. Długo nie mogłam się z tym pogodzić. Chciałam umrzeć...
- Nie mów tak.
- I nadal chcę. Czasami mam takie myśli. Nie chcę żyć takim życiem.. Myślisz, że jestem z niego zadowolona? Oczywiście, że chciałabym żyć inaczej. Jeśli myślałeś inaczej, to był bardzo dobry kamuflaż.
- Ale z tym można normalnie żyć...- wciął się.
- Nie.- przekręciła głową.- Ja nie potrafię.- schowała twarz w dłonie i w tej pozycji już została. Carlos bez słowa podszedł do niej i ją objął. Oplotła ręce wokół jego pleców.- Jesteś jedyną osobą, której na to pozwalam.
- Wiem, Douleur. Nie musisz już nic mówić. Po prostu mi zaufaj.
- W tym też jesteś tylko jeden. I jeszcze jak dowiedziałeś się o Lucasie... Jak byłam w szpitalu, odwiedził mnie Mitch, sam widziałeś. Jego spojrzenie mówiło mi, że on coś wie. Chciał dac mi tym do myślenia. W końcu jego ojciec jest lekarzem. Mógł sam się zakraść, poszperać... znaleźć coś w moich papierach, aby znaleźć na mnie haka. Boi się, że to, co wiem, wyjdzie na światło dzienne. To jeszcze trzyma mnie w ukryciu. Zresztą... mi już nie zależy na tym żeby ich zgnoić.
- Cieszę się i nie martw się nim. Jak chcesz to z nimi pogadam.
- Nie ma takiej potrzeby. Niech to się rozejdzie po kościach.
- Wiesz, że...- zastanawiał się czy jej to powiedzieć.-...oni są znów razem?
- Pedałki? Sorry. To...ok. Niech sobie robią co tam chcą. Mnie to już nie obchodzi. Tę sprawę uważam za zamkniętą.





~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Cześć :) Ja szybko. Jestem padnięta. Dobrze, że wcześniej sprawdziłam rozdział. Mam nadzieję, że się podobał. Myślę, że jest o czym pisać. Dolar wyjawiła swoje sekrety!!!
Auto spam: nowy rozdział na TVOF ( http://spencer-hastings-pl.blogspot.com. Zapraszam ;)



6 komentarzy:

  1. Czemu to się musiało tak skończyć? :'( oni byli taką supi parą.. Ale miejmy nadzieję, że jeszcze bd kiedyś razem :)
    Boszz tyle info o Dolarze. Jestem zaskoczona, w życiu nie spodziewałam się o niej takich rzeczy :o Carlos to dobry pocieszyciel xD
    Supcio i czekam na nn ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze. Na początku myślałam, że dyrka to jej ciotka, a potem powiedziałaś, że nie, to myślałm, że to żart, ale do głowy mi nie przyszło, że Trumanowa to rodzina zastępcza. czemu znowu była w szpitalu? Bo jest chora :( I to na takie ścierwo jak HIV. DObrze, że ten jej były chłopak nie żyje. Dziwna aura między Dolarem a Mayrą też się jakoś wyjaśniła. Są taką przeszywaną, tymczasową rodziną dla siebie czy coś w tym stylu. No po prostu wow!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zerwali? Przez głupiego psa? No dobra, wiem, że Pan "Ojczym Kate" męczy się z przykrymi wspomnieniami. O mój Boże, jakie to smutne... przepraszam, żałosne. Gościu się nad sobą użala i przez to dzieciaki cierpią. I wcale bym się nie zdziwiła, gdyby to on powiedział Kate to i owo.
    No, dobra... To dopiero szok. Dupka ma HIV? I co z tego? Tym bardziej nie powinna wkręcać biednego Carlosa w dragi. Miała przerąbane, ale to nie daje jej usprawiedliwienia, żeby traktować wszystkich tak, a nie inaczej. Boi się, że znowu będzie samotna... PRZECIEŻ ONA JEST SAMOTNA NA WŁASNE ŻYCZENIE! To, że nie daje innym szansy, nie znaczy, że... Dobra inaczej. Dupka jest Stilesem, tak? I potrzebuje swojego Scotta. To ma być Carlos? Nie... Za krótko sie znają. Dobra, koniec, bo i tak wiem, że nie ogarniasz tej metafory.
    Notka Świetna! czekam na nn! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kendall i Kate się rozstali. Straszne. Kendall to mocno przeżywa, a Kate tak jakoś chyba mniej, albo tylko mi się wydaje :). Ale szkoda mi chłopaka, lecz Carlos już powoli przekonuje Dolar do Siebie, bo dziewczyna powoli się otwiera :). A to już jest plus, i te nowe informację na jej temat są bardzo ciekawe. No a rozdział dobry, bardzo dobry!
      <3 .

      Usuń
  4. Jak to zerwali przez durnego psa?Nie kumam tego.Carlisowi udała się przekonać do siebie dolara Ale czekaj dolar jest nosicielem wirusa HIV?!?!?!?!?! I te nowe informacje są bardzo bardzo ciekawe.No a rozdział dobry bardzo dobry. Pozdrawiam i plissssss o dedyk w następnym rozdziale

    OdpowiedzUsuń
  5. ej no! wkurzyłem sie! wchodze tu by luknąć komy a tu mojego kufa nie ma! komentowałem przecież! jebany blogger.. ;/
    Dolar ma HIV?! o w pizdeczkę... Dyrka jest jej prawnym opiekunem?! o w pizdeczkę x2! To sie porobiło... Wgl dużo sie zmieniło odkąd poznała Carlosa... To racja że oni wywrócili tą szkołę do góry nogami. Dobrze że Dulcia ma Losa... Sweetaśnie ^^
    James buja w obłokach? Hmm.. Albo mi sie wydaje albo myśli o pewnej blondyneczce i ślicznym uśmiechu imieniem Sam :D
    A więc to na razie koniec Kat i Kenda? W sumie to ją trochę rozumiem... Wie że on nie jest niczemu winien ale po prostu nie potrafi.. Za dużo sie zadziało w jej życiu i w głowie.. Musi to sb poukładac.. Ale jestem dobrej mysli :)
    Zapomniałem o czymś? Wiesz.. czytałem to dwa dni temu..
    Super rozdział i czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń

# INFO DOTYCZĄCE KOMENTOWANIA:
1. Czytasz? Zostaw po sobie ślad. Komentarz = uśmiech na mojej twarzy.
2. Tylko STALI CZYTELNICY mogą informować mnie pod postem o swoich
nowych rozdziałach. Nie traktuję tego jak SPAM tylko informację.
3. W innym przypadku jest to SPAM, a od tego jest specjalna zakładka
"Blogowy Ask".