James spacerował osamotnionymi ścieżkami. Jego kroki oświetlały pięknie zdobione lampy. Wytarł swoje usta wierzchnią częścią dłoni. Wciąż czuł na wargach malinowy posmak jej pomadki. Nie spieszyło mu się do domu. Błąkał się po przedmiejskim parku. Miał w myślach wciąż kilka pytań, na które nie znalazł odpowiedzi. [ Powiedzieć Loganowi czy nie? Gdybym mu powiedział, że dziewczyna jego serca mnie pocałowała, pewnie by się na mnie obraził. Zabił! A gdybym mu nie wyznał prawdy to wszystko byłoby w porządku. Raczej wątpię żeby Mayra się mu pochwaliła skoro nawet nie chce z nim rozmawiać. Nie wiem też czemu mnie pocałowała. Czemu ja mam takie problemy z tymi dziewczynami? Ashley...Czemu poszłaś do kina z Brianem? Co cię podkusiło? Nie dajesz sobie przemówić do rozsądku. A dlaczego ja właśnie tak się jej uczepiłem? Może Logan miał rację. Może faktycznie coś do niej czuję. Dobrze to ująłem. Coś, ale chyba te coś nie można nazwać miłością. Chyba...]. Po dwudziestu minutach zbliżał się do domu. Spojrzał w okno swoich sąsiadów gdzie znajdował się pokój Jenny. Dziewczyna spojrzała na niego, a następnie zasunęła za sobą żaluzję. Zmarszczył brwi wsadzając klucz do zamka. Była już późna godzina. Miał nadzieję, że
wszyscy już śpią. Gdy wchodził do środka na palcach, panowała wszędzie ciemność. Najciszej jak tylko mógł zamknął za sobą drzwi. Po udanej czynności, oparł się o nie i westchnął ciężko. Wtem lampka w salonie zapaliła się. Logan siedział na fotelu wygodnie oparty, z nogą na nodze. Jamesa przeszły ciarki. Przestraszył się.
wszyscy już śpią. Gdy wchodził do środka na palcach, panowała wszędzie ciemność. Najciszej jak tylko mógł zamknął za sobą drzwi. Po udanej czynności, oparł się o nie i westchnął ciężko. Wtem lampka w salonie zapaliła się. Logan siedział na fotelu wygodnie oparty, z nogą na nodze. Jamesa przeszły ciarki. Przestraszył się.
- Logan, co ty tu robisz?- szepnął. Nie wiedział czemu poczuł nagły przypływ gorąca.
- Mieszkam jak widać.- odpowiedział sucho.
- Czemu nie śpisz jak reszta? I po co tu siedzisz sam? W ciemnościach?
- Dwudziesta trzecia to jeszcze nie tak późno, prawda?- uniósł brew.- Zależy jak dla kogo. W twojej sytuacji jest to późno. Seans skończył się dawno temu. Gdzie byłeś?
- Aaa szlajałem się...- odpowiedział nie mogąc patrzeć mu w oczy. To spojrzenie było takie przenikliwe. Czuł na sobie Loganowe promieniowanie.
- Jak było? Jak tam samotne śledztwo?- założył ręce.
- Obserwowałem ich. Nic ciekawego...- [prócz tego, że May lepiła się do mnie]
- Nic ciekawego, tak?- podniósł się z fotela. Nonszalanckim krokiem podszedł do szatyna.- Nie chcesz mi nic powiedzieć?- szepnął tym razem.- Nic więcej z tej wycieczki?
- Raczej nie ma co.- odpowiedział też szeptem. Wstrzymał na chwilę oddech i wypuścił go powoli nosem. Był zdumiony ty, że był w stanie patrzeć prosto w te czekoladowe oczy. Było w nich coś co go niepokoiło. Może coś podejrzewał.
- Aha...- przytaknął z taki wyrazem twarzy jakby się tego spodziewał i wyraźnie sprawiało mu to przykrość. Odsunął się robiąc trzy kroki do tyłu.- No skoro tak, to dobranoc.- odwrócił się sztywno i poszedł na górę. James spoczął na tym samym fotelu i odsapnął. Nie wiedział czy zaśnie tej nocy.
W czwartek przyjaciele mieli dzień wolny od nauki. Odbywały się w tym czasie zjazdy innych szkół artystycznych z całej zachodniej Ameryki. Carlos nie chciał zaprzepaścić takiej okazji. Postanowił zrobić małą imprezę u nich w domu. Zaprosił oczywiście dwójkę swoich sąsiadów, Katelyn i... Zatrzymał się na chwilę opierając o blat kuchenny. Zastanawiał się czy zaprosić Leur. Obracał komórką w dłoni. Nie wiedział jak ująć to w słowa, więc wysłał jej smsa:
Zapraszam cię na małe spotkanie wśród moich najbliższych dziś o siedemnastej. Mój adres: Sorrensen Drive 2. Byłoby mi bardzo miło gdybyś wpadła.
Czekał do pięciu minut na jakąkolwiek odpowiedź, ale żadnej nie otrzymał. Zrezygnował z czekania. Wsadził komórkę do kieszeni mając nadzieję, że się odezwie.
Zbliżała się godzina siedemnasta. Carlos latał z miejsca na miejsce żeby wszystko przygotować, a Kendall pomagał mu w tym. James odłączył się od jakiegoś czasu od pomocy siedząc na kanapie. Logan większość dnia przesiedział w pokoju. Pojawił się tylko na śniadanie. Mało się odzywał. Jamesa z zamyślenia wyrwał dzwonek do drzwi. Podskoczył do nich i otworzył. Przed nimi stali bliźniaki Borrenwood. Lucas przywitał go ciepłym uśmiechem, a Jenny rzuciła krótkie Cześć i weszła do środka omijając kolegę. James nie wiedział co ją ugryzło.
- Gdzie jest Logan?- rozejrzał się Luc.
- Dziwnie zachowuje się od samego rana.- odpowiedział Carlos.- Byłem u niego chwilę temu. Powiedział, że nie ma ochoty na zabawy. Mówił, że boli go głowa.
- Ja pójdę do niego. Ze mną na pewno będzie chciał gadać.- powiedziała Jenny i poszła na górę do jego pokoju.
- No ok.- Carlos spojrzał na zegarek. Trzy minuty po siedemnastej i ani śladu Douleur. Nie był zawiedziony. Wiedział, że to nie są jej klimaty.- No to co? Zaczynamy!
Jenny weszła po cichu po schodach i zapukała do pokoju Logana. Nie odpowiedział, więc odważyła się wejść. Brunet leżał na łóżku zwróconą głową w jej stronę. Zrobiło jej się przykro widząc w jakim jest stanie. Wykrzywiła usta i usiadła na brzegu łóżka. Wtedy Henderson spojrzał na nią, lecz nic nie mówił. Po prostu na nią patrzył pustym spojrzeniem, nic nieznaczącym.
- Nawet nie pytam czy wszystko ok, bo widzę, że to pytanie nie ma sensu.- powiedziała.- Rozmawiałeś z nim?
- Tak. Gdy czekałem, zastanawiałem się co mu powiedzieć. Jesteśmy przyjaciółmi. Miałem nadzieję, że sobie ufamy i możemy powiedzieć wszystko. Pomyliłem się. Jak widać nie zasługuję na taką szczerość.
- Może bał się twojej reakcji...
- Nie broń go teraz.- mruknął.
- Nie bronię.- zaprzeczyła.
- Kiedyś myślałem, że czytanie w myślach to świetna zdolność. Wiesz o innych wszystko. Po wczorajszym stwierdzam, że nie ma nic gorszego. Świadomość, że ludzie cię oszukują. Twoja wartość od razu spada.- podparł się na łokciach.- Zaczynam żałować, że to widziałem. Mayra go lubi, to boli wystarczająco. Ale wiesz co boli najbardziej? To, że nie zrobił nic. Nie odsunął się, nie wrzasnął jak to lubi robić, nie odszedł. On tego chciał... i robił to wiedząc, że mi na niej zależy.
- Więc może nie jest tego warta...-zerknęła na niego dyskretnie.
- Myślałem nad tym. Głupi nie jestem. Wiem, że nie czuje do mnie tego co ja. Próbowałem naprawdę o niej nie myśleć i zapomnieć. Próbowałem znaleźć powody żeby zacząć jej nie cierpieć jak Carlos, na przykład. I nawet jeśli dopatrzyłem się w niej jakiejś wady, najgorsze jest to, że wcale mi to nie przeszkadzało. Akceptowałem to. Wydawało mi się to normalne.
- Więc naprawdę ją kochasz.- spuściła głowę.
- Wiem w co się pakuję, choć nie powinienem. Większość moich związków kończyła się niewypałem. Ja jak głupi w to brnąłem, a nic dobrego z tego nie wyszło. Powinienem uczyć się na błędach z przeszłości, ale nie potrafię. Nie wiem co myśleć i co robić. Jestem zdołowany.- zapadła krótka cisza.- Byłbym znacznie lepszy od Briana. Czemu nie chce tego docenić?
- Bo jest głupia.- odpowiedziała, a Logan zmierzył ją wzrokiem.- Sorry. Hmm, prawda jest taka, że jestem serio wporzo chłopakiem, a jeśli laska tego nie widzi, to nie wie co traci. Taki towar chodzi po rynku, a okazja leci.-westchnęła, a Logan parsknął śmiechem.- Tak, śmiej się.- wyszczerzyła się.- A tak serio, to jesteś inny niż ci wszyscy. Ciepły i wrażliwy...
- Nie mów o mnie jak o jakiejś ciepłej klusce.- wtrącił się Logan, a Jen ściągnęła brwi.
- Sorry, jeśli cię uraziłam. Choć nie wiem skąd ten nagły bulwers.
- Bo wcale taki nie jestem.
- To chyba okłamujesz sam siebie.
- Po prostu trochę mnie poniosło.- wyprostował się.- Tak już mam gdy się żale. Wiesz... Carlos nie zaprosił was po to żebyś siedziała tu ze mną. Idź na dół i rozerwij się.
- Ale ja chcę zostać z tobą. Mnie to nie przeszkadza.
- Chcę zostać sam. Uszanuj to. Pogadamy jutro.- żeby dalej jej nie słuchać, włożył słuchawki do uszu i włączył muzykę w odtwarzaczu. Zdezorientowana dziewczyna podniosła się poprawiając burzę swoich blond włosów, a następnie opuściła jego pokój.
Jenny weszła po cichu po schodach i zapukała do pokoju Logana. Nie odpowiedział, więc odważyła się wejść. Brunet leżał na łóżku zwróconą głową w jej stronę. Zrobiło jej się przykro widząc w jakim jest stanie. Wykrzywiła usta i usiadła na brzegu łóżka. Wtedy Henderson spojrzał na nią, lecz nic nie mówił. Po prostu na nią patrzył pustym spojrzeniem, nic nieznaczącym.
- Nawet nie pytam czy wszystko ok, bo widzę, że to pytanie nie ma sensu.- powiedziała.- Rozmawiałeś z nim?
- Tak. Gdy czekałem, zastanawiałem się co mu powiedzieć. Jesteśmy przyjaciółmi. Miałem nadzieję, że sobie ufamy i możemy powiedzieć wszystko. Pomyliłem się. Jak widać nie zasługuję na taką szczerość.
- Może bał się twojej reakcji...
- Nie broń go teraz.- mruknął.
- Nie bronię.- zaprzeczyła.
- Kiedyś myślałem, że czytanie w myślach to świetna zdolność. Wiesz o innych wszystko. Po wczorajszym stwierdzam, że nie ma nic gorszego. Świadomość, że ludzie cię oszukują. Twoja wartość od razu spada.- podparł się na łokciach.- Zaczynam żałować, że to widziałem. Mayra go lubi, to boli wystarczająco. Ale wiesz co boli najbardziej? To, że nie zrobił nic. Nie odsunął się, nie wrzasnął jak to lubi robić, nie odszedł. On tego chciał... i robił to wiedząc, że mi na niej zależy.
- Więc może nie jest tego warta...-zerknęła na niego dyskretnie.
- Myślałem nad tym. Głupi nie jestem. Wiem, że nie czuje do mnie tego co ja. Próbowałem naprawdę o niej nie myśleć i zapomnieć. Próbowałem znaleźć powody żeby zacząć jej nie cierpieć jak Carlos, na przykład. I nawet jeśli dopatrzyłem się w niej jakiejś wady, najgorsze jest to, że wcale mi to nie przeszkadzało. Akceptowałem to. Wydawało mi się to normalne.
- Więc naprawdę ją kochasz.- spuściła głowę.
- Wiem w co się pakuję, choć nie powinienem. Większość moich związków kończyła się niewypałem. Ja jak głupi w to brnąłem, a nic dobrego z tego nie wyszło. Powinienem uczyć się na błędach z przeszłości, ale nie potrafię. Nie wiem co myśleć i co robić. Jestem zdołowany.- zapadła krótka cisza.- Byłbym znacznie lepszy od Briana. Czemu nie chce tego docenić?
- Bo jest głupia.- odpowiedziała, a Logan zmierzył ją wzrokiem.- Sorry. Hmm, prawda jest taka, że jestem serio wporzo chłopakiem, a jeśli laska tego nie widzi, to nie wie co traci. Taki towar chodzi po rynku, a okazja leci.-westchnęła, a Logan parsknął śmiechem.- Tak, śmiej się.- wyszczerzyła się.- A tak serio, to jesteś inny niż ci wszyscy. Ciepły i wrażliwy...
- Nie mów o mnie jak o jakiejś ciepłej klusce.- wtrącił się Logan, a Jen ściągnęła brwi.
- Sorry, jeśli cię uraziłam. Choć nie wiem skąd ten nagły bulwers.
- Bo wcale taki nie jestem.
- To chyba okłamujesz sam siebie.
- Po prostu trochę mnie poniosło.- wyprostował się.- Tak już mam gdy się żale. Wiesz... Carlos nie zaprosił was po to żebyś siedziała tu ze mną. Idź na dół i rozerwij się.
- Ale ja chcę zostać z tobą. Mnie to nie przeszkadza.
- Chcę zostać sam. Uszanuj to. Pogadamy jutro.- żeby dalej jej nie słuchać, włożył słuchawki do uszu i włączył muzykę w odtwarzaczu. Zdezorientowana dziewczyna podniosła się poprawiając burzę swoich blond włosów, a następnie opuściła jego pokój.
Kendall na chwilę odciął się od rozmowy z gośćmi. Przez kuchenne okno wypatrywał Katelyn. Czekał aż drzwi od jej domu otworzą się. Wtedy Katelyn podejdzie do bramy. Pewnie zauważy go w oknie i pomacha mu, a on jej odmacha i uśmiechnie się szeroko. Gdyby mógł, pocałowałby ją na wejściu. Jednak nie mógł tego zrobić. Nie są już razem. Musiał zaakceptować ten fakt. Jednakże czekanie na jej decyzję ciągnęło się dla niego w nieskończoności. Ciężko było mu udawać, że nic do niej nie czuje skoro wyrywało się do niej całe jego serce. Po chwili drzwi od domu sąsiadki otworzyły się, lecz nie zobaczył tam tego co chciał zobaczyć. Katelyn wybiegła z mieszkania, a za nią wyszedł jej ojczym. Krzyczał na nią, a ona bliska płaczu. Kendall zgrzytnął zębami i wyszedł na zewnątrz.
- Nie pozwoliłem ci nigdzie wyjść!- warknął pan Carter. Złapał dziewczynę mocno za nadgarstek.
- Dzień dobry, panie Carter!- przywitał się z nutą zdenerwowania w głosie. Nie chciał się zdradzić, że coś widział. Kat odwróciła głowę i szybko wytarła łzę, która wycisnęła jej się z oka. Kendall podszedł szybko do krawężnika. Mężczyzna dyskretnie oraz szybko uwolnił blondynkę z uścisku.
- Dzień dobry.- burknął jakby wcale nie chciał tego mówić.
- Czy jest jakiś problem?- spytał.- Zaprosiliśmy Katelyn do siebie. Wszyscy na nią czekamy... Chyba, że pan ma coś przeciwko...- spojrzał mu prosto w oczy. Mimo, że dzielił ich dystans w postaci jezdni, dobrze nawiązały się między nimi spojrzenia. Carter patrzył się na blondyna jakby zaraz miał wywiercić dziurę w jego zielonych tęczówkach. Kendall próbował zatrzymać zimną krew, choć było mu ciężko. W tym mężczyźnie było coś takiego co go odrzucało od niego. Zupełnie jakby czuł strach, dziwne wibracje gdy się na niego patrzyło.- Czyli jednak nie ma żadnego problemu.- przerwał ciszę.
- Idź.- wycedził sąsiad przez zęby nie patrząc na dziewczynę. Katelyn bez zastanowienia otworzyła sobie furtkę i szybko przeszła na drugą stronę ulicy. Ojczym zamknął za sobą drzwi niezadowolony.
- Chyba musimy o czymś sobie porozmawiać.- stwierdził. Ona tylko przytaknęła głową. Nie była na razie wstanie się odezwać. Bała się, że wybuchnie płaczem.- Ale nie w domu. Chodź do parku.
Przez całą drogę szli w ciszy. Kendall przyglądał się raz na jakiś czas próbując zobaczyć jej twarz co było prawie niemożliwe, gdyż szła z opuszczoną głową. Usiedli na tej samej ławce gdzie odbyło się ich pierwsze spotkanie. Wokół nie było ani żywej duszy. Kendall czekał aż Katelyn zacznie mówić. Dziewczyna wzięła głęboki wdech, spojrzała gdzieś przed siebie bawiąc się nerwowo palcami u rąk.
- Tak myślałam, że kiedyś nadejdzie czas kiedy będę musiała ci o tym powiedzieć...- zaczęła.- Nie jest to dla mnie łatwe. Nie wiem od czego zacząć.
- Najlepiej od początku.- powiedział.- Nie spiesz się. Mów na spokojnie.
- Mój prawdziwy ojciec zostawił nas kiedy ja byłam jeszcze bardzo malutka. Mama musiała sama mnie wychować co nie było łatwe. Mama miała plany na zrobienie wielkiej muzycznej kariery, a wszystko przepadło...
- To nie twoja wina.
- Może i nie.- wzruszyła ramionami.- Nigdy go nie poznałam. Nawet nie pamiętam jak wyglądał. Kiedyś znalazłam jego fotografię, ale mama porwała ją i wyrzuciła do kosza. Nawet gdyby była taka możliwość żebyśmy się spotkali, nie chciałabym tego. Skrzywdził nas. Gdyby mama żyła, nie wybaczyłaby mi tego.- pokręciła głową.- Długo była sama. Do pewnego momentu. Do momentu, w którym poznała Go.
- Twojego ojczyma?
- Tak.- potwierdziła.- Na początku wydawało się być zupełnie normalnie. Moja mama była szczęśliwa, więc ja również byłam szczęśliwa. Nasze życie wydawało się układać na nowo. Wszystko było dobrze dopóki nie urodziła się Lauren.- przeniosła wzrok na samotne drzewo.- Miałam wtedy cztery lata gdy się urodziła. Było normalne, że większą uwagę poświęcało się jej. Przez to wszystko moja mama nie miała czasu zauważyć pewnych rzeczy...
- Jakich rzeczy?
- On się zmienił. Zaczął być w moim stosunku gorszy. Jego zachowanie, jego spojrzenie...wszystko. Gdy układałam klocki, przychodził i mi je rozwalał. Czy to jest normalne? A kiedy siedziałam sama w pokoju, przychodził żeby zgasić światło, a potem znów wracał do salonu. Gdy znów je zapalałam, za chwilę wracał i ponownie gasił. W końcu poddawałam się. Płakałam po cichutku w ciemnościach, których się bałam. Kładłam się i zamykałam wtedy oczy. Było wtedy jeszcze bardziej ciemno, jednak nie widziałam tej innej ciemności, która mnie przerażała. Stąd boję się ciemności. A kiedy moja zapracowana mama znajdowała dla mnie chwilę i pytała czemu siedzę po ciemku, wiesz co odpowiadałam?- zaprzeczył ruchem głowy.- Że tak lubię...
- Co za drań. Nie mogłaś powiedzieć mamie prawdy?
- Chciałam, ale tak bardzo się go bałam.- zaszkliły jej się oczy.- Miał takie przeszywające spojrzenie. Tylko na mnie się tak patrzył. Robił to tak żeby ona nie widziała. Wyganiał mnie z salonu nie wiadomo czemu. Najmłodsze lata swojego życia spędziłam w ciemnym pokoju zupełnie sama.- urwała.- Kiedyś nie wytrzymałam tego. Gdy zostałam sama z babcią, powiedziałam jej wszystko. Poprosiłam ją żeby tego nie mówiła mamie. Nie chciałam ją niepokoić. Jednak i tak jej wygadała co do słowa.
- Dobrze zrobiła.-stwierdził.
- Może i rozwiązało to mój problem, ale na chwilę. Mama zaczęła zwracać mi więcej uwagi. Większość ich kłótni była na mój temat. Nie raz mi mówił, że taka atmosfera to moja wina.
- Co za dureń. Raczej jego absolutna wina!- zdenerwował się.
- Mówił, że gdybym nie podkablowała opowiadając bzdury to wszystko było dobrze. Ale przecież nie byłoby. Jednak miałam dość słuchania kłótni na mój temat w co drugi wieczór, więc przestałam mówić mamie, że znowu się do mnie przyczepił. Odpuściłam sobie. Sytuacja się ustabilizowała. Chciałam żeby moja mama była szczęśliwa. Skoro wybrała sobie do tego takiego człowieka to trudno. Nie chciałam jej unieszczęśliwiać. Lepiej było udawać, że wszystko jest dobrze...
- Pewnie było ci ciężko...
- Kiedy Lauren trochę podrosła, więcej uwagi skupił na niej. Ale po mnie nadal nie zostawiał suchej nitki. Jej kupował prezenty bez okazji. Jej mówił, że jest tą najpiękniejszą, najcudowniejszą, najmądrzejszą. Stałam tuż obok kiedy tak mawiał. Ja zazwyczaj wtedy sprzątałam mieszkanie, aby się nie przyczepił, że nic nie robię. Nie mogłam nawet się położyć i nic nie robić. Zawsze musiałam coś robić albo udawać, że robię. Nie lubił patrzeć na moje nic nierobienie. Dlatego kiedy poszłam do zerówki, do przedszkola...- na chwilę jej kąciki ust uniosły się.- Chodź nie byłam zbytnio lubiana, bo wyrobił we mnie takie wewnętrzne poczucie, że jestem gorsza od innych, zamknęłam się w sobie. Nie umiałam zbytnio znaleźć sobie koleżanek. Jednak nadal było to najlepsze miejsce dla mnie.- na chwilę urwała, Łzy popłynęły jej z oczu.
- Kat, co się stało?- położył rękę na jej ramieniu.
- Przedszkole to przełomowy okres w moim życiu. Pod koniec zerówki zmarła moja mama. Miała poważny wypadek samochodowy. Zginęła w drodze do szpitala. To był najsilniejszy cios w moje serce. Jedyna osoba, która mogła mnie jakoś poprzeć i wstawić się za mną odeszła. Płakałam dnie i noce. Moje pierwsze wakacje właśnie zaczęły się najgorzej jak mogły.- pociągnęła nosem.- Tylko w czasie żałoby dał mi spokój. A potem przeprowadziliśmy się, aby odciąć się od tego miejsca, chodź domu nie sprzedaliśmy.
- Przykro mi.
- Tak bardzo chciałabym ją przytulić. Powiedzieć jak mi jej brakuje. Jak mi bez niej źle. Moje życie to jakiś koszmar, z którego nie mogę się obudzić.- pociągnęła nosem.- Na palcach jednej ręki mogę wyliczyć swoje szczęśliwe wspomnienia. Tyle ich mam. A cała reszta... żal mówić. Po jej śmierci nie czułam już ani odrobiny bezpieczeństwa. Nawet w tym domu. Nie mogłam powiedzieć, że był mój. Nawet tego nie czułam. Nie czułam, że należę do tego rodziny. Raz zobaczył ołówek na ścianie to powiedział, że jak będę mieszkać w swoim domu to będę malować co mi się podoba.
- Ale...
- Nie dziw się. On nigdy nie pokazał mi jakiś ludzkich gestów. Cały czas daje mi do zrozumienia, że po śmierci mamy musiał się mną zaopiekować. Jakby był do tego zmuszany. Nie pozwalał mi nigdzie wychodzić. Siedziałam w domu i opiekowałam się domem oraz siostrą kiedy on pracował. Oglądałam telewizje tylko wtedy gdy on wychodził. Bałam się nawet jeść przy jego obecności. Patrzył się na mnie jakby mi żałował... Wszystkiego mi zawsze żałuje.- Kendall zamilkł.- Nie wiem za co on mnie tak nienawidzi. Nigdy nie miałam jak zapytać go o to. Boję się nawet na niego spojrzeć. Boję się nawet do niego odezwać. Co ja mu takiego zrobiłam? Za co? Nigdy nie powiedziałam do niego tata. Nigdy na to nie zasłużył. I nigdy na to nie zasłuży. W moim życiu nie ma miejsca dla niego. Może i powinnam być mu wdzięczna, że mnie utrzymuje, ale to wszystko nie jest tego warte.- wytarła łzy.- Ile łez wylałam w swoim życiu. Ile razy myślałam, aby je zakończyć. Ale nigdy nie miałam odwagi, a tak bardzo chciałam po prostu zniknąć.
- Nie mów tak...- szepnął.
- Ty nie wiesz jak to jest gdy przez większość twojego życia mieszkasz z osobą, której się boisz. Która wyżywa się na tobie psychicznie. Czasem i fizycznie. Która powtarza, że jesteś nic nie warta. Nigdy cię nie docenia, nigdy nie powie dobrego słowa. Nie masz nikogo z kim mógłbyś miło porozmawiać, do kogoś się przytulić. Poczuć choćby na chwilę kochanym przez kogoś. żeby chociaż ktoś na minutę okazał ci miłość... Żebyś poczuł, że komuś na tobie zależy, że masz dla kogo żyć. Że ktoś będzie płakał po twoim odejściu.-wybuchła płaczem. Kendall bez żadnego słowa mocno ją przytulił. Nie był w stanie nic powiedzieć. Za dużo się dziś dowiedział. Ile wycierpiała ta dziewczyna, która nadal cierpi. Dwie minuty nic nie mówili. Blondyn wciąż ją trzymał w swoich objęciach czekając aż się trochę uspokoi.- Moją siostrę też nabuntował przeciwko mnie. Czasem była wredna, czasem w ogóle. Papugowała jego w różnych sprawach. Też znalazła sobie autorytet.- wytarła delikatnie oczy żeby się nie rozmazać bardziej niż jest. To czego się dowiedziałeś to i tak jest szczypta tego co wiesz. Godzinami mogłabym wyliczać jak utrudniał mi życie. Tak bardzo cię przepraszam, że się rozkleiłam i musiałeś tego słuchać.
- Nie masz mnie za co przepraszać. Bardzo dobrze, że mi powiedziałaś. Cieszę się, że mi zaufałaś. Ten człowiek to największa gnida o jakiej kiedykolwiek słyszałem. Gdybym mógł to powiedziałbym mu kilka słów.
- Proszę, nie rób tego.
- Nie zrobię, bo wiem czym to się może skończyć. Jednak świadomość, że dzieje ci się krzywda mnie unieszczęśliwia. Pamiętaj jedno.- złapał ją za rękę i spojrzał głęboko w jej zmęczone płaczem oczy.- Zawsze możesz na mnie liczyć. Możesz prosić o pomoc o każdej porze dnia i nocy. Zawsze będę na twoje zawołanie. Zawsze stanę za tobą murem. Nie słuchaj go. Ty jesteś piękną dziewczyną o cudownym wnętrzu. Wystarczy, że będziesz wiedziała to ty, a nie on. I to nieprawda, że nie masz dla kogo żyć. Ty jesteś ważną osobą w moim życiu.
- Kendall...- opuściła głowę.
- Jako przyjaciółka oczywiście.- dodał szybko, by jej nie przestraszyć.- Choć będę czekał na twoją decyzję tyle ile będzie trzeba. Wiesz o tym.- przytaknęła.- Może wystarczy wrażeń na dziś.
- Tak. Jestem zmęczona tym wszystkim. Chodź wiem, że w domu czeka mnie jeszcze kolejna awantura.- złapała się za głowę.
- Przenocuj u nas.- zaoferował.
- Dzięki, ale wtedy będzie jeszcze gorzej. Muszę to przetrwać.- podniosła się, a Kendall również. Wrócili razem na Sorrensen Drive. Odprowadził Katelyn pod samą furtkę. Czekał aż wejdzie do środka. Pan Carter stał w oknie. Katelyn pomachała mu i weszła do środka. Stał tak nadal przed ich domem myśląc, że póki tu jest to ojczym nie zrobi jej awantury. Poczekał aż światło w jej pokoju się zapali. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego przez okno, a po chwili zgasło światło. Póki tam stał, nie usłyszał ani jednego krzyku. I tak już zostało. Obiecał sobie, że jej nie zostawi. Póki on tu jest, nie będzie działa jej się krzywda.
Przez całą drogę szli w ciszy. Kendall przyglądał się raz na jakiś czas próbując zobaczyć jej twarz co było prawie niemożliwe, gdyż szła z opuszczoną głową. Usiedli na tej samej ławce gdzie odbyło się ich pierwsze spotkanie. Wokół nie było ani żywej duszy. Kendall czekał aż Katelyn zacznie mówić. Dziewczyna wzięła głęboki wdech, spojrzała gdzieś przed siebie bawiąc się nerwowo palcami u rąk.
- Tak myślałam, że kiedyś nadejdzie czas kiedy będę musiała ci o tym powiedzieć...- zaczęła.- Nie jest to dla mnie łatwe. Nie wiem od czego zacząć.
- Najlepiej od początku.- powiedział.- Nie spiesz się. Mów na spokojnie.
- Mój prawdziwy ojciec zostawił nas kiedy ja byłam jeszcze bardzo malutka. Mama musiała sama mnie wychować co nie było łatwe. Mama miała plany na zrobienie wielkiej muzycznej kariery, a wszystko przepadło...
- To nie twoja wina.
- Może i nie.- wzruszyła ramionami.- Nigdy go nie poznałam. Nawet nie pamiętam jak wyglądał. Kiedyś znalazłam jego fotografię, ale mama porwała ją i wyrzuciła do kosza. Nawet gdyby była taka możliwość żebyśmy się spotkali, nie chciałabym tego. Skrzywdził nas. Gdyby mama żyła, nie wybaczyłaby mi tego.- pokręciła głową.- Długo była sama. Do pewnego momentu. Do momentu, w którym poznała Go.
- Twojego ojczyma?
- Tak.- potwierdziła.- Na początku wydawało się być zupełnie normalnie. Moja mama była szczęśliwa, więc ja również byłam szczęśliwa. Nasze życie wydawało się układać na nowo. Wszystko było dobrze dopóki nie urodziła się Lauren.- przeniosła wzrok na samotne drzewo.- Miałam wtedy cztery lata gdy się urodziła. Było normalne, że większą uwagę poświęcało się jej. Przez to wszystko moja mama nie miała czasu zauważyć pewnych rzeczy...
- Jakich rzeczy?
- On się zmienił. Zaczął być w moim stosunku gorszy. Jego zachowanie, jego spojrzenie...wszystko. Gdy układałam klocki, przychodził i mi je rozwalał. Czy to jest normalne? A kiedy siedziałam sama w pokoju, przychodził żeby zgasić światło, a potem znów wracał do salonu. Gdy znów je zapalałam, za chwilę wracał i ponownie gasił. W końcu poddawałam się. Płakałam po cichutku w ciemnościach, których się bałam. Kładłam się i zamykałam wtedy oczy. Było wtedy jeszcze bardziej ciemno, jednak nie widziałam tej innej ciemności, która mnie przerażała. Stąd boję się ciemności. A kiedy moja zapracowana mama znajdowała dla mnie chwilę i pytała czemu siedzę po ciemku, wiesz co odpowiadałam?- zaprzeczył ruchem głowy.- Że tak lubię...
- Co za drań. Nie mogłaś powiedzieć mamie prawdy?
- Chciałam, ale tak bardzo się go bałam.- zaszkliły jej się oczy.- Miał takie przeszywające spojrzenie. Tylko na mnie się tak patrzył. Robił to tak żeby ona nie widziała. Wyganiał mnie z salonu nie wiadomo czemu. Najmłodsze lata swojego życia spędziłam w ciemnym pokoju zupełnie sama.- urwała.- Kiedyś nie wytrzymałam tego. Gdy zostałam sama z babcią, powiedziałam jej wszystko. Poprosiłam ją żeby tego nie mówiła mamie. Nie chciałam ją niepokoić. Jednak i tak jej wygadała co do słowa.
- Dobrze zrobiła.-stwierdził.
- Może i rozwiązało to mój problem, ale na chwilę. Mama zaczęła zwracać mi więcej uwagi. Większość ich kłótni była na mój temat. Nie raz mi mówił, że taka atmosfera to moja wina.
- Co za dureń. Raczej jego absolutna wina!- zdenerwował się.
- Mówił, że gdybym nie podkablowała opowiadając bzdury to wszystko było dobrze. Ale przecież nie byłoby. Jednak miałam dość słuchania kłótni na mój temat w co drugi wieczór, więc przestałam mówić mamie, że znowu się do mnie przyczepił. Odpuściłam sobie. Sytuacja się ustabilizowała. Chciałam żeby moja mama była szczęśliwa. Skoro wybrała sobie do tego takiego człowieka to trudno. Nie chciałam jej unieszczęśliwiać. Lepiej było udawać, że wszystko jest dobrze...
- Pewnie było ci ciężko...
- Kiedy Lauren trochę podrosła, więcej uwagi skupił na niej. Ale po mnie nadal nie zostawiał suchej nitki. Jej kupował prezenty bez okazji. Jej mówił, że jest tą najpiękniejszą, najcudowniejszą, najmądrzejszą. Stałam tuż obok kiedy tak mawiał. Ja zazwyczaj wtedy sprzątałam mieszkanie, aby się nie przyczepił, że nic nie robię. Nie mogłam nawet się położyć i nic nie robić. Zawsze musiałam coś robić albo udawać, że robię. Nie lubił patrzeć na moje nic nierobienie. Dlatego kiedy poszłam do zerówki, do przedszkola...- na chwilę jej kąciki ust uniosły się.- Chodź nie byłam zbytnio lubiana, bo wyrobił we mnie takie wewnętrzne poczucie, że jestem gorsza od innych, zamknęłam się w sobie. Nie umiałam zbytnio znaleźć sobie koleżanek. Jednak nadal było to najlepsze miejsce dla mnie.- na chwilę urwała, Łzy popłynęły jej z oczu.
- Kat, co się stało?- położył rękę na jej ramieniu.
- Przedszkole to przełomowy okres w moim życiu. Pod koniec zerówki zmarła moja mama. Miała poważny wypadek samochodowy. Zginęła w drodze do szpitala. To był najsilniejszy cios w moje serce. Jedyna osoba, która mogła mnie jakoś poprzeć i wstawić się za mną odeszła. Płakałam dnie i noce. Moje pierwsze wakacje właśnie zaczęły się najgorzej jak mogły.- pociągnęła nosem.- Tylko w czasie żałoby dał mi spokój. A potem przeprowadziliśmy się, aby odciąć się od tego miejsca, chodź domu nie sprzedaliśmy.
- Przykro mi.
- Tak bardzo chciałabym ją przytulić. Powiedzieć jak mi jej brakuje. Jak mi bez niej źle. Moje życie to jakiś koszmar, z którego nie mogę się obudzić.- pociągnęła nosem.- Na palcach jednej ręki mogę wyliczyć swoje szczęśliwe wspomnienia. Tyle ich mam. A cała reszta... żal mówić. Po jej śmierci nie czułam już ani odrobiny bezpieczeństwa. Nawet w tym domu. Nie mogłam powiedzieć, że był mój. Nawet tego nie czułam. Nie czułam, że należę do tego rodziny. Raz zobaczył ołówek na ścianie to powiedział, że jak będę mieszkać w swoim domu to będę malować co mi się podoba.
- Ale...
- Nie dziw się. On nigdy nie pokazał mi jakiś ludzkich gestów. Cały czas daje mi do zrozumienia, że po śmierci mamy musiał się mną zaopiekować. Jakby był do tego zmuszany. Nie pozwalał mi nigdzie wychodzić. Siedziałam w domu i opiekowałam się domem oraz siostrą kiedy on pracował. Oglądałam telewizje tylko wtedy gdy on wychodził. Bałam się nawet jeść przy jego obecności. Patrzył się na mnie jakby mi żałował... Wszystkiego mi zawsze żałuje.- Kendall zamilkł.- Nie wiem za co on mnie tak nienawidzi. Nigdy nie miałam jak zapytać go o to. Boję się nawet na niego spojrzeć. Boję się nawet do niego odezwać. Co ja mu takiego zrobiłam? Za co? Nigdy nie powiedziałam do niego tata. Nigdy na to nie zasłużył. I nigdy na to nie zasłuży. W moim życiu nie ma miejsca dla niego. Może i powinnam być mu wdzięczna, że mnie utrzymuje, ale to wszystko nie jest tego warte.- wytarła łzy.- Ile łez wylałam w swoim życiu. Ile razy myślałam, aby je zakończyć. Ale nigdy nie miałam odwagi, a tak bardzo chciałam po prostu zniknąć.
- Nie mów tak...- szepnął.
- Ty nie wiesz jak to jest gdy przez większość twojego życia mieszkasz z osobą, której się boisz. Która wyżywa się na tobie psychicznie. Czasem i fizycznie. Która powtarza, że jesteś nic nie warta. Nigdy cię nie docenia, nigdy nie powie dobrego słowa. Nie masz nikogo z kim mógłbyś miło porozmawiać, do kogoś się przytulić. Poczuć choćby na chwilę kochanym przez kogoś. żeby chociaż ktoś na minutę okazał ci miłość... Żebyś poczuł, że komuś na tobie zależy, że masz dla kogo żyć. Że ktoś będzie płakał po twoim odejściu.-wybuchła płaczem. Kendall bez żadnego słowa mocno ją przytulił. Nie był w stanie nic powiedzieć. Za dużo się dziś dowiedział. Ile wycierpiała ta dziewczyna, która nadal cierpi. Dwie minuty nic nie mówili. Blondyn wciąż ją trzymał w swoich objęciach czekając aż się trochę uspokoi.- Moją siostrę też nabuntował przeciwko mnie. Czasem była wredna, czasem w ogóle. Papugowała jego w różnych sprawach. Też znalazła sobie autorytet.- wytarła delikatnie oczy żeby się nie rozmazać bardziej niż jest. To czego się dowiedziałeś to i tak jest szczypta tego co wiesz. Godzinami mogłabym wyliczać jak utrudniał mi życie. Tak bardzo cię przepraszam, że się rozkleiłam i musiałeś tego słuchać.
- Nie masz mnie za co przepraszać. Bardzo dobrze, że mi powiedziałaś. Cieszę się, że mi zaufałaś. Ten człowiek to największa gnida o jakiej kiedykolwiek słyszałem. Gdybym mógł to powiedziałbym mu kilka słów.
- Proszę, nie rób tego.
- Nie zrobię, bo wiem czym to się może skończyć. Jednak świadomość, że dzieje ci się krzywda mnie unieszczęśliwia. Pamiętaj jedno.- złapał ją za rękę i spojrzał głęboko w jej zmęczone płaczem oczy.- Zawsze możesz na mnie liczyć. Możesz prosić o pomoc o każdej porze dnia i nocy. Zawsze będę na twoje zawołanie. Zawsze stanę za tobą murem. Nie słuchaj go. Ty jesteś piękną dziewczyną o cudownym wnętrzu. Wystarczy, że będziesz wiedziała to ty, a nie on. I to nieprawda, że nie masz dla kogo żyć. Ty jesteś ważną osobą w moim życiu.
- Kendall...- opuściła głowę.
- Jako przyjaciółka oczywiście.- dodał szybko, by jej nie przestraszyć.- Choć będę czekał na twoją decyzję tyle ile będzie trzeba. Wiesz o tym.- przytaknęła.- Może wystarczy wrażeń na dziś.
- Tak. Jestem zmęczona tym wszystkim. Chodź wiem, że w domu czeka mnie jeszcze kolejna awantura.- złapała się za głowę.
- Przenocuj u nas.- zaoferował.
- Dzięki, ale wtedy będzie jeszcze gorzej. Muszę to przetrwać.- podniosła się, a Kendall również. Wrócili razem na Sorrensen Drive. Odprowadził Katelyn pod samą furtkę. Czekał aż wejdzie do środka. Pan Carter stał w oknie. Katelyn pomachała mu i weszła do środka. Stał tak nadal przed ich domem myśląc, że póki tu jest to ojczym nie zrobi jej awantury. Poczekał aż światło w jej pokoju się zapali. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego przez okno, a po chwili zgasło światło. Póki tam stał, nie usłyszał ani jednego krzyku. I tak już zostało. Obiecał sobie, że jej nie zostawi. Póki on tu jest, nie będzie działa jej się krzywda.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~ Hejoooo ludziska. FTS miało wczoraj urodziny. Jak ten czas szybko leci. Myślałam nad tym blogiem. Zastanawiałam się nad kontynuacją, jednak nie mam żadnego pomysłu. Może kiedyś do niego wrócę. Teraz ciężko byłoby wymyślić dobry wątek. Na chwilę obecną nie myślę o tym. Jakbym miała się tym zająć, to pewnie nie w tym roku.
~ Jak widać Logan nie zrobił afery Jamesowi. Dlaczego? To dość proste pytanie. Katelyn w końcu wyjawiła Kendallowie jaki ma problem z Carterem, jak znęca się nad nią psychicznie. I czy Douleur jednak przyjdzie na imprezę? Piszcie komentarzeeee! :D
~ To już rozdział 20. Trzeba zrobić odliczanie do rozdziału 26. Od niego będzie problem za problemem. Oczywiście reszta nie jest tragiczna huehue. Boffe po co ja to piszę O.o Idę sobie. Do poniedziałku, który nie przyniesie tylko kolejnego rozdziału :D
PS Akapit 3 pisałam w pracy huehue :D
PS Akapit 3 pisałam w pracy huehue :D
~ Gdy Logan czekał na Jamesa w domu...
Postanowiłam dodawać po jednym gifie. Brakuje mi czasu na szukanie gifów i pisania do nich tekstów. Nie chciałam zupełnie rezygnować żeby nikomu tak smutno nie było. Przepraszam.
Napisałam obrzydliwie długi komentarz i byłam wylogowana, więc się usunął. Fuck. Jestem zmęczona, więc skomentuję później :)
OdpowiedzUsuńNie mogę spać to skomciam. Kiedt James przyszedł do domu, a tam był Logan widziałam tylko ten gif :D Logan uspokój się. On nic nie rozumie, ale nie będę tego rozwijać, bo to skomplikowane. Niech po prostu wyluzuje, MARIOLKA TO SUCZ. SUCZ JAK NIE WIEM CO! CO LOGAN W NIEJ WIDZI? LENNY GÓRĄ! Trochę mi się żal zrobiło Carlosa, Leur jest taka, że nie lubi towarzystwa, ale i tak mi smutno. :'( Przez tą dziewczynę się wkurzyłam i teraz mogę odreagować... CARTER TO JEBANY CHUJ, PIERDOLONY PENIS, SUKINSYN, PADALEC, ZAKAŁA TEJ PLANETY, PIEPRZONA GNIDA! ON JEST STARSZYM BLIŹNIAKIEM ZUA OD INNYCH RODZICÓW! Biedna Kate, czemu jej matka się nie rozstała z Carterem skoro wiedziała, że jej dziecku dzieje się krzywda? Carter jest okropny. Najgorszy bohater na Tłincie. Dlaczego to on wygrał wyścig plemników? Mógłby go być. Jak czytałam to o Lauren to się śmiałam, bo skłóciłam rodzeństwo w simsach i mi się tak skojarzyło :D Ale Lauren się zmienia, widać to, dorasta. Oby się stawiła za Katelyn :)
UsuńKontynuacja FTS byłaby genialna, ale lepiej zadbaj o siebie, bo będziesz wycieńczona od tego wszystkiego. Kendalla można nazwać "Pogromcą Ciemność" albo "Pogromcą Gaszonego Światła". Ja jak byłam mała spałam bez światła, bo nie lubiłam zapalonego, może i miałam koszmary, ale to przez rodziców :) Bez światła da się spać... Czy każdy spał ze światłem? Carter pewnie spał na słońcu, bo taki wampir z niego i się ZUY zrobił przez słońce. JESSICO SMITH, DLACZEGO? Jessica Smith to najlepsze słońce :D
Supereściaściaściniusiński rozdział i nie kumam tego "Do poniedziałku, który nie przyniesie tylko tego rozdziału"
Poprawiła już na "tylko kolejnego rozdziału" :D
UsuńNie wiesz a raczej nie pamiętasz. Spójrz w kalendarz i zobacz którego wypada w nn poniedziałek :D
No pamiętam o tym co jest 20 :D Wczoraj cały czas o tym myślałam, ale muj musk w późnych godzinach nie pracuje i nie skumałam :P
UsuńFajnie byłoby poczytać kontynuację FTS, ale będzie trudno utrzymać to. A weź teraz wymyśl jakieś przestępstwo i motywy. Na samą myśl boli mnie głowa. Myśkenie nad wątkiem do FTS to jak rozmyślanie kto może być "A". Jeśli się tego podejmiesz, wielkie wyzwanie przed Tobą.
OdpowiedzUsuńBałam się konfrontacji Logana i Jamesa, a teraz... nie wiem co myśleć. Logan nie rzucił się z łapami na przyjaciela, ponieważ było mu przykro, że James go okłamuje. Zawiódł się na nim.Liczył na wiecej, ale się przeliczył. Chciał dać mu szansę, aby mu powiedział prawdę. Wtedy byłoby dobrze, a teak Logan jest smutny :( Wgl nie wiem czy ktoś zauważył, ale to już drugi raz jak ktoś wypomina Loganowi, że jest delikatny i wgl, a ten się unosi. Nie wiem o co mu chodzi. Ma jakiś z tym problem? Czy będzie jakieś rozwinięcie do tego tematu?
Dolar nie przyjdzie na imprę, to nie jej klimaty. Woli nie zbliżać się do jego przyjaciół. Dla niej to i tak za dużo. Nie widzę jej po prostu w tym domu. A Carter TO NAJWIEKSZA GNIDA EVEEEER! Boże jak ja go nienawidzę! Jak można się znęcać nad córką własnej żony? Jakim to trzeba być popaprańcem żeby tak zniszczyć komuś psychę????!!!!
Dobra smykam, świetny rozdział :***
Praca dobrze na Cb działa. Akapit super jak i cały rozdział. Wyznania Jen brzmiały jakby zaraz miała mu zaraz powiedzieć "Logan zakochalam się w tobie" ale nie powiedziała. Zamienię się w Bunny: to wina Zuzy! Ona jej kazała tego nie powiedzieć! Zuoooooo! :D
OdpowiedzUsuńCarter to popaprany skurwiel! Biedna Kate... Normalnie aż przykro się robi.. Ile ona przeszła.. Kendall! Broń jej! Broń kutfa jak swego penisa przed zainfekowana pizda!
James...Tchórzostwo pierwsza klasa! Teraz jak mu nie powiedział to podzialalo to jeszcze gorzej jakby powiedział... Ja wiem ze on myślicze Logan o niczym nie wie ale UGH! A zżeby go piorun! Kutfa a jak Mayra sie dalej bd do niego dobierac to niech ja piorun strzeli!
Dulcia... Nie dziwne se nie przyszła. Dla niej to i tak ddużo se Carlos z nią gada.. W każdymrazie chciał być miły i ja zaprosił. Dobrze ze zrozumiał. Chyba ze coś jej się stalo... Mogłaby chociaż napisać jedno głupie "nie" ale ona wgl nie odp... Ciekawe...
Super rozdział! Czekam na kolejny! I co to znaczy ze kolejny pon nie przyniesie tylko rozdziału?? Becia coś wie ! Trza lukac w kalendarium... Ni jestem zbyt dobry w datach ale lukne. ^^
Aaaaaa! Już kumam! To czekam podwójnie :D
UsuńJezu *.* Kocham twojego bloga od samego początku. Nie komentowałam bo mi się nie chciało xdd Ale ja żyje w ciągłym biegu. Do 15 szkoła, później do 18 nauka i odrabianie lekcji. 10 minut spokoju i wejście na kompa, później 20 minut poświęconych na pisanie rozdziału, 30 na drzemkę, 2 godziny zajmowania się siostrzenicą i bratankiem, no i reszta czasu na rodzinę. KATASTROFA! Ale.. Teraz sie wszystko uspokoiło więc mogę komentować. Sorki, żę tak informuje teraz ale no cóż dopiero dzisiaj wszystko się uspokoiło :/ Zapraszam do siebie lenalynch.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTak jak już Chris napisał, gorsze zło to powiedzieć prawdę. Wszyscy kibicują Lenny, ale ja jakoś nie widzę ich razem. Ona nie jest w jego typie. Te jej "wporzo" i inne slangi sprawiają, że jej wypowiedzi nie brzmią już tak poważnie. No chyba, że nie miały to ok. Carter to najgorsze zło. Robić komuś taką krzywdę. Jakie to nieludzkie. Co jej matka w nim widziała? Bo ja bym go kijem nie tknęła. Świ-świetny roszcział :D
OdpowiedzUsuńNo paczcie, ktoś Lenny nie lubi. Ja tam nie oceniam. Wy robicie te shipy :)
UsuńWiesz, że dzisiaj jest Pierwsza Klasa wieczorem na Polsacie? Powaga. Serio, serio. Fajnie. Hoult jest słodki, wiesz? Przypomniało mi się z "Pingwinów":
OdpowiedzUsuńJulian: O, Marlenka! Co Ty tu robisz?
Marlenka - Mieszkam, wiesz?
To samo, co dzisiaj z Loganem. Wiesz o co chodzi. No może nie te same słowa,a le przesłanie to samo. O Dolo też nie wiem co myśleć. Wciąż. Mayra może i się klei, ale za to widać, że jej zależy. Może i jest zbyt gwałtowna, ale może się opamięta. Kate, nie daj się. Notka super! czekam na nn! Bywaj z Magnusem!
Miałam podobną wizję wyczekujacego Logana :). Jamesa widocznie gryzie, sytuacja z Loganem.. Dajcie Sobie po razie! Sytuacja będzie jasna ;d. Szkoda że Dolar nie przyszła, biedny Carlos. Nie lubię Katelyn.. Ale to nie nowość! :). Rozdział świetny, oby do następnego! :).
OdpowiedzUsuńJa wiem, że mam przeczytać Twój rozdział, ale teraz mam dużo nauki. Przeczytam. Na pewno :)
Usuń