poniedziałek, 26 października 2015

~ 48 ~ Brązowe szkiełka lornetki i papierowy uśmiech.

Katelyn odrobiła swoje lekcje od razu po przyjściu do domu, więc miała dla siebie całe wolne popołudnie. Wyszła na zewnątrz przed dom i usiadła na schodach. Na podjeździe nie było jeszcze tego samochodu. Na samo wspomnienie aż przeszły ją dreszcze. Rozmyślała o mało istotnych rzeczach kiedy dołączyła się do niej siostra.
- Zostaw mnie, Lauren...- burknęła blondynka.
- Aleś ty jesteś miła, wiesz? A powinnaś być miła, bo mam urodziny.
- Ale dopiero jutro.- przypomniała jej. Nie lubiła tych dni. To był ten czas kiedy jej siostra była traktowana w takie dni jak księżniczka i była obdarowywana wspaniałymi prezentami. A zatem jej urodziny były czymś innym, a raczej niczym. Był zwykłym dniem. Dostawała od Niego zwykłe życzenia. Przyjeżdżała wtedy babcia, aby wręczyć jej prezent tłumacząc, że Carter, jej syn, też się na niego złożył. Sam nigdy jej nic nie dał.
- A czy ty byłaś miła w moje urodziny? A, zapomniałabym. Ty nawet nie wiedziałaś, że mam wtedy urodziny. Dowiedziałaś się dopiero wieczorem gdy wróciłam z prezentem od Samanthy.
- Wydajesz się zazdrosna...
- Mam to gdzieś. Przyzwyczaiłam się, że w tej rodzinie jestem tylko jej cieniem.- chciała wstać kiedy nagle pod bramę podjechało to auto. Katelyn już zastanawiała się jakie obowiązki domowe zarobi za chwilę. Była mocno zdziwiona jak zobaczyła go rozradowanego. Wyszedł z samochodu radosny, ale z wymalowaną tajemniczością na twarzy. Niósł wielkie pudełko. Nie wyglądało na ciężkie, ale było sporych rozmiarów. Zupełnie tak, aby pomieścić mikrofalówkę. Nie wiedziała czy ma się niepokoić, ponieważ na jej widok już dawno by zmienił wyraz twarzy na bardziej posępny, ale wciąż trzymał ten trochę denerwujący uśmiech na twarzy,
- Tato, co tam masz?- podeszła bliżej Lauren gdy postawił pudełko.
- Otwórz, córcia. To prezent...- po tych słowach nie miała przeciwskazań żeby tego nie zrobić. Gdy zobaczyła co jest w środku, pisnęła najwyżej jak się dało. Młodsza siostra wyciągnęła ze środka szczeniaczka. Był przesłodkim małym labradorem koloru białego, zupełnie jak malutka śniegowa kuleczka.- Podoba ci się?
- Tak, tato! Przecież wiesz, że zawsze chciałam pieska!- przytuliła go, a on słodko szczeknął. Katelyn siedziała z boku obserwując tę sytuację i niedowierzała własnym oczom. Nie była zadowolona z tego, że ten pies miał z nimi zamieszkać. Lauren z czasem straciłaby zainteresowanie i obowiązki, nowe obowiązki spadłyby na nią.
- Myślałem o tym, aby nazwać go Chester.- dodał.
- Podoba mi się.- przytaknęła przyszła jubilatka.
- Jutro dostaniesz jeszcze niespodziankę, a dziś trzeba zapoznać Chestera z naszym domem.- pogłaskał go po głowie.- Synek...będzie mi potem domu pilnował przed chuliganami.- w tym momencie spojrzał się na dom Kendalla i chłopaków.- Ooo boi się jeszcze...- [ Kto by pomyślał, że jest w stanie podzielić się jakimkolwiek ciepłym uczuciem ze zwierzęciem prócz Lauren. Coś czuję, że to jego nowe oczko w głowie. Raczej ich. Mnie mogą w to mnie mieszać.]
Podniosła się i niezauważona opuściła teren domostwa, przeszła przez ulicę i zapukała do swoich ulubionych sąsiadów. Usłyszała sygnał z zewnątrz, więc pozwoliła sobie wejść. Kendall siedział na sofie w salonie.
- Cześć Kat.- powiedział nie odrywając wzroku od lektury,
- Kendall, nie uwierzysz, ale mamy teraz psa w domu... Co ty robisz?
- Studiuję.- odpowiedział.
- Ale co?
- Zamierzam zrobić prawko, mała.- uśmiechnął się.- Mógłbym podwozić cię gdzie chcesz. Woziłbym cię na randki...
- I zakupy.- uśmiechnęła się.
- Nad tym drugim pomyślimy.- wyszczerzył się wrednie.- Jakiego psa?- przypomniał sobie o jej słowach.
- Taki biały szczyl. Nazwali go Chester.
- Chester...Chester...- zamyślił się.- Skądś kojarzę. Czy to nie jest ten lew z tych chrupek?
- Tygrys raczej.- poprawiła go.- Tak. Chester z Cheetosów. Ale nie wtrąciłam się, bo by mnie wzrokiem rozszarpał. Daję Lauren... hmmm czas do końca semestru, a potem to ja będę po nim sprzątać. I wiesz co? nazwał go per synek.- Kendall się zaśmiał.- Niedługo pośle tego psa do collegu!
- Kat, czy ty nie jesteś zazdrosna?
- Co?- oburzyła się.- Dopiero co się pojawił i już mam być zazdrosna? Śmieszny jesteś...- zironizowała.
- Nie mów, że chociaż nie jest ci przykro, że ten pies ma lepsze u niego względy niż ty.
- Ucz się tych swoich znaków, ok?
- No nie denerwuj się.- złapał ją za rękę.- Przepraszam. Może pójdziemy razem wieczorem na jakiś spacerek?
- Ok. Stoi.- od razu polepszył się jej humor.


Tymczasem Carlos odprowadzał Douleur do jej osamotnionej przyczepy pośrodku lasu. Dziewczyna nic się nie odzywała, więc łatwiej mu było myśleć na pewien krępujący go temat. Wciąż zastanawiał się nad jednym, niby banalnym pytaniem. Jak to zabrzmi w jego ustach i jak to odbierze sama Douleur. Jednak w końcu trzeba było przerwać ciszę.
- Wchodzisz czy wracasz do domu?- spytała jednocześnie ściągając go do rzeczywistości.
- Co?
- Co ci w tej głowie siedzi, co?- podniosła brwi. Nie czekała jednak na odpowiedź. Po prostu otworzyła drzwi. Sama weszła do środka i zostawiła go na zewnątrz. Była pewna tego, że po chwili wejdzie.- A jednak.
- Przepraszam, ale czasami nie tylko mój przyjaciel się wiesza.
- Mój wujek kiedyś się powiesił w garażu.- przypomniała sobie. Jakby nic minęła go i podeszła do swojej szkatułki. Carlosa przeszły zimne dreszcze.
- Nie o to mi chodziło... ale współczuję.
- Wiem, że nie o to ci chodziło i nie ma co współczuć. Uwierz mi, że lepiej jest kiedy go nie ma na tym świecie. Zasłużył na dużo więcej...- wyciągnęła ze szkatułki zgniecionego skręta.
- Naprawdę chcesz teraz TO palić?- zwrócił jej uwagę.
- Przecież jestem u siebie.- wzruszyła ramionami.- A naprawdę chcesz, abym zapytała czy chcesz?
- Nie... nie ma takiej potrzeby.- pamięta ostatni raz i pamięta jak Lucas był wkurzony, a potem reszta chłopaków.
- No to w takim razie powiedz mi o co chcesz mnie zapytać.- oparła się o ściankę.
- Skąd wiesz, że chcę to zrobić?- usiadł ostrożnie.
- Serio... nawet jeśli myślisz, że mało przebywam wśród ludzi, to wiem o nich więcej niż myślisz.- przyjrzała mu się. Pena się zestresował.- Spokojnie, przecież cię nie zjem. Nie zjadam ludzi o tej godzinie i nie bez przygotowania odpowiedniego rytuału.- powiedziała ironicznie.- No co tak na mnie patrzysz? Nawet nie wiesz ile osób pewnie ma o mnie takie zdanie.
- I nic cię to nie rusza?
- To nie jest tego warte...- wpuściła dym z ust. Po chwili poczuł ten znajomy mu już zapach.- No to jak?
- Chyba jednak się poczęstuję.- stwierdził. Nie był w stanie z nią o tym rozmawiać. Ktoś inny by stwierdził, że to łatwy temat. łatwy dopóki nie pozna się kogoś takiego jak ona. Kiedy na nią patrzył, mógłby obawiać się tego do końca życia, i tak by mu to nie przeszkadzałoby. Ona sama w sobie była chodzącym narkotykiem. Cokolwiek by nie zrobiła, nie był w stanie po prostu od niej odejść bez jakiegoś odwyku, jeśli takowy istnieje. Carlos zaciągnął się. Souffrance powoli położyła się na łóżku wpatrując w sufit. Zamknęła na chwilę oczy. Mijały powoli leniwe minuty błogiego relaksu.- Douleur?
- Tak?- otworzyła oczy po krótkim stanie niby snu, ale zupełnie sterowanego.
- Mam pytanie. Możesz się nie zgodzić, bo to nie są twoje klimaty, ale stwierdziłem, że... może? W końcu musi być ten pierwszy raz. Nie można do końca żyć wyznawać tych samych zasad. Czas leci, a ludzie się zmieniają. Bo...- zaśmiał się pod nosem. Nie wierzył, że to robił.- Czy poszłabyś ze mną na bal?
- Ty tak serio czy żarty sobie robisz?- podniosła się.
- Serio...- odpowiedział jeszcze mniej pewnie. Nie był pewny jak to mogło zabrzmieć.
- Wiesz, że nie lubię takich miejsc.- poinformowała go.
- No domyślam się, dlatego tylko spytałem. Zawsze można spytać, co nie? Jak to się mówi... raz się żyje. A to jest naprawdę dobre.- dopalił do końca.
- To weź to ode mnie. Nie chcę już tego.- podała mu do ręki całe pudełko.
- Zwariowałaś?- zszokował się.- Jak mam to do domu wnieść? Przecież chłopaki by mnie spalili na stosie gdyby to znaleźli!
- To w takim razie...- schowała to do szuflady.- Do tej szuflady możesz zaglądać kiedy chcesz, bo ta szuflada jest twoja.
- A skąd ten miły gest?
- Miły?- zdziwiła się.- Chcę się po prostu tego pozbyć. Już mnie to nie jara tak jak na początku.
- Mimo to jest to miłe.- stwierdził.
- Mów tam sobie co chcesz. Możesz to nawet uznać za prezent. Ale dla mnie to zwykły śmieć, którego nie wyrzucę do kosza na śmieci, a nie zamierzam łazić po lesie i myśleć jak się tego pozbyć. Po prostu jak będziesz chciał to bierz. Jeśli ci to daje takiej odwagi, to może wiele rzeczy tym zmienisz.
- Tsa.- prychnął.- Ciekawe jakie?
- Ok... pójdę z tobą na ten bal.
- Serio?- o mało co się nie zakrztusił, więc odstawił zioło.- Ja się chyba przesłyszałem.
- Słuch cię nie myli.
- Ale jak to? Ty? Na balu?!
- Przecież sam chciałeś...
- Dobra. Nie wdrążam się w to. Bardzo się cieszę.- uśmiechnął się.


Przez ostatnie dni pan Torrensel zawzięcie męczył całe kółko teatralne. Termin przedstawienia zbliżał się nieubłaganie. A tak naprawdę już się zbliżył. Postawił sobie za wysoki cel, aby wyszło wszystko zgodnie z planem. Próbował nie dawać po sobie znać, że jest tym bardzo zdenerwowany. Przez tę aferę bał się, że wszyscy będą patrzeć na jego ręce, na każdy ruch i posunięcie, bo może ktoś tam za ścianą czeka aż się potknie. Prawda była taka, że były to tylko wymysły jego wyobraźni. Nikt w tej szkole nie ma zamiaru niszczyć jego życia, a wprost przeciwnie. Inni nauczyciele chcą mu pomóc. Szczególnie pani Benson, nauczycielka śpiewu. Podobał jej się David i nie raz dała mu lekko do myślenia, ale on nie odwzajemniał jej uczuć. Wciąż miał nadzieję na to, że Lydia do niego wróci. Nikogo tak nie kocha jak jej. Musiał jednak otrząsnąć się i zająć sztuką.
- Wyszło świetnie.- klasnął zadowolony. - Jeśli próba generalna będzie tak dobra, a nawet lepsza, to uwierzcie mi, że w waszym życiu... jeśli się spytacie kto był z was najbardziej dumny, możecie odpowiedzieć, że David Torrensel.
- Albo Commerbrick.- szepnęła do siebie Jenny.
- Wieczorem dacie dobre show. Przyjdźcie wcześniej, może tak o szesnastej, abyście zdążyli się przebrać. A teraz wracajcie do domu.
- Logan, idziesz?- spytała go Jenny.
- Tak, zaraz.- chłopak chciał znaleźć swój plecak. gdy go znalazł, zorientował się, że siedzi przy nim Mayra Ackerman. Dziewczyna uśmiechała się do niego. Przez jego ciało przeszło miłe ciepło. Myślał, że to wciąż sen. Odkąd doszło do niego, że idzie na bal z May, ma dziwne wrażenie, że to nie dzieje się naprawdę. Jednak ostatnie dni były zupełnie inne. Niby jak sen, ale bardzo realne. Czekała na niego i była pewna, że to kwestia czasu zanim przyjdzie. W końcu usiadła obok jego plecaka.
- Logan, znajdziesz dla mnie dziś trochę czasu?- spytała z nutą kokieterii w głosie.
- No jasne. Ile zechcesz.- odpowiedział bez namysłu. Mimo, że Jenny stała spory kawałek od nich, słyszała wszystko i tylko przekręciła oczami. Dała niewerbalny sygnał Kendallowi i Katelyn i we trójkę wyszli z auli teatralnej.
- Skoro idziemy razem na bal to musimy zadbać o wszystkie szczegóły. Upatrzyłam sobie wczoraj z Ashley kilka sukienek, ale obie nie potrafiłyśmy wybrać tej jedynej. Byłoby fajnie gdybyś mi pomógł.
- Jestem pewien, że we wszystkim byłoby...yy ci.. dobrze.- uśmiechnął się niewinnie.
- Pewnie tak, ale to ostatni bal szkolny i trzeba wyglądać jak bóstwo. A potem jak wybierzemy sukienkę, musisz sobie kupić krawat. A potem...kto wie? Może na jakąś kawę?
- Kawę?- ożywił się jeszcze bardziej. Miał ochotę przyłożyć sobie w policzek żeby się obudzić. Był teraz w swoim świecie. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że nikogo już nie było w pomieszczeniu. Prawie nikogo. Torrensel siedział z dala od nich na rekwizycie i udawał, że czyta gazetę.
- Tak. Czemu tylko jesteś taki zdziwiony?- spytała marszcząc delikatnie brwi. Logan wstrzymał oddech, bo myślał, że zaraz się wycofa.
- Szczerze mówiąc od samego początku nie żywiłaś mnie taką sympatią. Nie wiem co takiego musiało się stać żebyś zmieniła zdanie.- oboje tego nie widzieli, ale w tym momencie pan David uśmiechnął się zza gazety tak żeby nie było tego widać. Dziewczyna spoważniała po słowach bruneta. W sumie sama na początku nie wiedziała co mu odpowiedzieć.
- To nie jest tak... że ja...- spojrzała mu w oczy.- Czas ma wielką siłę, choć mało kto zdaje sobie z tego sprawę. Ma taką siłę, aby wpływać na silniejsze od niej rzeczy, takie jak miłość czy nienawiść. Można kogoś kochać, a później nienawidzić i odwrotnie. Po prostu się do ciebie przekonałam i jest mi głupio, że zajęło mi to tyle czasu.- Logan był pod wielkim wrażeniem tych słów. Zupełnie jakby nie mówiła je Mayra Ackerman, uważana za piękną, ale też i głupią plotkarę, a zupełnie inna osoba. Były na początku obce, ale im bardziej przyswajał je do swoich myśli, stawały się prawdziwsze, autentyczne. Teraz była inna, inteligentna. Zastanawiał się ile ludzi na świecie żyje pod maskami. Takimi maskami jakiej on sam używał.- To... jak?- wzruszyła ramionami.- Idziemy?
- Ok.- przytaknął.
- Dobra, tylko skoczę jeszcze na chwilę do toalety i wracam.- poderwała się z siedzenia i wyszła. Logan zorientował się, że nauczyciel znajduje się na scenie. Odłożył gazetę i uśmiechnął się nietypowo. Było w tym trochę nuty zadowolenia, ale również politowania. Inaczej nie dało się tego ująć.
- Czemu pan tutaj siedzi?- spytał jak gdyby nic.
- A...zaczytałem się.- wstał.- A nie mogę?- zachichotał.- Logan, Logan, Logan...
- No proszę. Niech pan wyrzuci to z siebie.- wiedział, że chce mu coś powiedzieć.
- Wiesz, że ja jako nauczyciel muszę być bezstronny. Jeśli toczy się, powiedzmy sobie tak teoretycznie bitwa, ja nie mogę dołączyć ani do tych, co atakują, ani do tych, co bronią. Ale jeśli stoję pośrodku cudem omijając pociski i obserwuję każdą z "opozycji" i widzę jakie błędy popełniają w swoich działaniach, to czy nie lepiej będzie jeśli pozwolę sobie to powiedzieć na głos?
- Wiem o co panu chodzi.- powiedział.
- Naprawdę?
- Tak.- podszedł do niego bliżej żeby nikt ich nie słyszał.- Ja wiem kto tu toczy bitwę w tej pięknej jakże metaforze. I nie mówię tego z sarkazmem.- dodał szybko.- Wiem, że Jenny i May są w konflikcie. Jest pan tatą mojej przyjaciółki i nauczycielem uczennicy, która się panu naraziła. I może chce pan dobrze, ale ja sam wiem, co będzie dla mnie lepsze.
- Nie chcę cię do niczego namawiać. Po prostu bądź ostrożny.- powiedział trzymając się poważnej mimiki twarzy.- następnie zabrał gazetę i poszedł za kulisy, aby zabrać swój sweter.
- Wiesz co?- May wróciła.- Chodźmy od razu na tę kawę, a sukienkę obejrzymy kiedy indziej. Przecież jest tyle czasu.- uśmiechnęła się.


- Chciałabym wiedzieć jaka jesteś.- powiedział Henderson mieszając łyżeczką kawę w porcelanowej filiżance. Siedzieli w zacisznej kawiarence kierującej się bardziej do centrum, ale na dość spokojnej uliczce, nie tak często przejezdnej. May piła wtedy swoje cappuccino z pianką. Delikatnie wylizała śmietankę z ust. Zaskoczyło ją to pytanie.
- A nie wyrobiłeś sobie o mnie zdania od tych trzech miesięcy jak się znamy? Prawie czterech?
- Miałem zdanie, ale one chyba nie jest aktualne.
- Prawda jest taka, że każdy lubi się do kogoś przyczepić. I też nie jestem święta, bo robiłam to samo. I może się wydawać teraz jak tak na mnie patrzysz...kogo widzisz?
- Piękną dziewczynę.
- A trochę więcej?- poprosiła.
- Pewną siebie, zadbaną, utalentowaną...nieekonomiczną.- zażartował trochę z tym ostatnim.
- No widzisz. Zupełnie taka jaką chciałam być kiedy nią nie byłam.- oparła głowę na łokciu.- Nie uważałam się za brzydką. Nigdy. Ale brakowało mi takiej pewności siebie w to, że coś potrafię. Brakowało mi tego, że ktoś mnie za coś chwali albo mówi, że jest ze mnie dumny, bo moi rodzice prawie mi tego nie mówili. Bo dla nich ważniejsze było zarabianie pieniędzy, które ja bezkarnie wydawałam. W szkole czułam się jak królowa. Ciocia jest dyrektorką, więc czułam się jakbym posiadała niewidzialny immunitet. Myślałam, że nie jest w stanie nic mi zrobić. Moje życie wyglądało tak...kolorowo. Były czasy kiedy w firmie rodziców się kruszyło z interesami. Wtedy było trzeba wszystko ograniczać. Ale to minęło i znów wszystko wróciło do normalności. Do czasu...- spojrzała mu prosto w oczy. Dotknęła odruchowo jego ręki,- Tylko obiecaj, że nikomu tego nie powiesz...
- Obiecuję.- przyrzekł.
- Znowu się kruszy i nie zapowiada się, aby coś mogło się z tym polepszyć. Rodzice już tną koszty. Zwolnili szofera, który wiózł mnie do szkoły. Sprzedali inne samochody... Dają mi o wiele mniej pieniędzy, a ja boję się, że nie poradzę sobie z przystosowaniem się do gorszego życia.
- Są ludzie, którzy mają o wiele gorzej, Mayra.
- Wiem, ale pewnie nie zrozumiesz mnie. Ja jestem z tego świata gdzie żyjemy przekonaniem, że pieniądze są potęgą, a jak ich nie masz, to jesteś nikim.
- I to, że ktoś ma dużo pieniędzy może pozwalać sobie na takie zachowania?- miał na myśli cały jej całokształt. Zdanie jakie mają o niej inni.
- Nie dowiesz się, bo może nigdy tyle nie będziesz maił na koncie.- uśmiechnęła się.- Ale nie gadajmy o pieniądzach, bo to tylko rodzi różne głupoty.
- Zgadzam się.
- Może wyjdziemy się przejść? Jest ładna pogoda? Może po lesie?
- Po lesie? Jak wolisz.- dokończył kawę, a następnie wyszli do lasu.
- Dawno tu nie byłam. Od jakichś dwóch albo trzech lat.- stwierdziła.
- A ja całkiem niedawno. Niedaleko w sumie jest mój dom.
- Kto wie? Może kiedyś mnie tam zaprosisz...- zwolnili z kroku.
- Mógłbym nawet teraz.
- Widać, że bardzo mnie lubisz.- założył kosmyk ciemnych włosów za ucho. Czekała na jego reakcje i widziała, że się motał.- Czyli to prawda.- przyznała po obserwacjach. Logan zatrzymał się. Mayra patrzyłą na niego z zaciekawieniem. Podeszła bliżej.
- Prawda.- przyznał, choć było mu bardzo ciężko z tym co siedzi mu na sercu.
- Dobrze, bo nie lubię tchórzliwych facetów.- złapała go za rękę. Oczywiście, że Logan nie miał nic przeciwko. Wprost przeciwnie. Bardzo tego pragnął.- Wyglądasz tak jakbyś chciał mnie pocałować.
- Tak też chcę...- szepnął.
- To zrób to.- zachęciła go do przełamania tej bariery. Brunet nabrał więcej pewności. Wyłączył myślenie, bo stwierdził, że mu to przeszkadza. Pocałował subtelnie dziewczynę, która odwzajemniła pocałunek. Logan dawno nie czuł tego uczucia. Dawno nikogo nie całował. A teraz tym pocałunkiem spełniał swoje marzenia. Czuł, że to jest właśnie to, czego przez tyle lat mu brakowało po tej całej akcji z pobiciem i traumą. Czuł się dzięki temu nie tylko zakochany, ale też i wolny. Mayra przejechała palcem po jego policzku.- I jak?
- Słowa nie opiszą tego co czuję...
- No tak.- zaśmiała się.- To może wracajmy do szkoły, bo jeśli nadal pamiętasz, dziś mamy przedstawienie.


- To było niesamowite!- Kendall nadal żył emocjami ze sceny. Niedawno skończyło się przez wszystkich pożądane przedstawienie. Wszyscy z widowni pozytywnie wypowiadali się w ocenie. Pan David był naprawdę dumny ze swojego koła, jak i  z samego siebie. W końcu włożył w to mnóstwo pracy. Chłopak wracał z Katelyn i Jenny w stronę domu.- Kurcze, zapisanie się do tego kółka to był najlepszy pomysł. Chciałbym jeszcze raz wziąć udział w czymś takim.
- Kto wie?- odezwała się jego dziewczyna.- A nuż  zostaniesz kiedyś aktorem i będziesz grał w jakimś filmie?
- Wolałbym serial. Film szybko się skończy, a serialem dłużej się bym nacieszył.- odrzekł.- Każde z nas mogłoby zrobić wielką karierę.
- Tak, cokolwiek.- burknęła Jenny.
- A tobie co jest?- spytał miodowłosy.
- Denerwuje mnie Mayra. W dodatku Logan jest tępy jak dzida, że dał się nabrać na jej sztuczki. Nie zauważyliście, że jak wrócili do auli to było coś nie halo?
- A nie. Dawno nie widziałem go tak zadowolonego. Chyba mu to wszystko przeszło i wrócił na dobre ten stary dobry Logan.
- Czy ten wasz stary dobry Logan tez był taki naiwny?
- Ona też wyglądała na zadowoloną. Myślę, że jeszcze coś większego z tego może wyjść. A może ona się do niego przekonała.
- Przekonała? Dobry zbieg okoliczności. I jaka zadowolona? Chyba dlatego, że ziszcza się jej plan.
- Jenny, a może ty jesteś po protu zazdrosna...- stwierdziła Katelyn.
- No chyba cię coś pogięło! Logan to mój przyjaciel. I nie wiem jak ty możesz jej bronić! Pamiętasz co ona na nas gadała?
- Pamiętam, ale Logan jest szczęśliwy.
- No kurwa, nie wierzę.- plasnęła się w czoło.- Wiecie co? Mam dość marnowania sił na bezsensowną dyskusję. żeby znowu nie było tylko jęku i zgrzytania zębów! Ta szmata zniszczyła moją rodzinę, to zniszczy i jego. Muszę iść, cześć.- przyspieszyła tempa i zakręciła w uliczkę, która na pewno nie prowadziła do jej domu.
- A co ją ugryzło?- spytał Kendall.
- Nie wiem. Myślę, że to grubsza sprawa. Jenny po prostu nie cierpi Mayry. Zresztą nie dziwię jej się.
- Najważniejsze, że my nie mamy żadnych problemów.- złapał ją za rękę.
- Kenny, nie tutaj.- wsadziła ją do kieszeni.- Trochę zaparcia w tym wszystkim.
- I ile to ma jeszcze trwać? Ja mam dość. Dlaczego nie mogę wykrzyczeć światu, że cię kocham?
- Wystarczy żebym ja o tym wiedziała.- uśmiechnęła się o mijając odpowiedź na pytanie.
- Powiedz mi chociaż ile jeszcze mam tak udawać?
- Tyle ile będzie potrzeba.
- Zabijasz mnie tymi słowami.- skradł jej buziaka, a następnie objął.- Wracajmy szybko.
- Nie musimy się spieszyć. On będzie dopiero wieczorem.- kilka sekund później podjechał obok nich samochód. Gdy Tarver zorientowała się do kogo należy pojazd, serce zaczęło jej bić jak oszalałe. Auto zatrzymało się. Wściekły Carter wysiadł trzaskając drzwiami. Kendall myślał, że zaraz dojdzie do katastrofy.
- Kate, do samochodu.- warknął.
- Proszę pana, ja to wszystko wytł...
- Już z niczego się nie będziesz tłumaczyć!- wycedził przez zęby. Chyba tak wpienionego jeszcze go nie widział. Gdyby to była kreskówka, para buchałaby z jego nosa.- A ty pożałujesz za to, że mi się sprzeciwiłaś.- pogroził jej palcem co wywołało natychmiastowe łzy w jej oczach.
- Katelyn zostaje u mnie.- resztkami odwagi chciał obronić dziewczynę przed karą.
- Ty chyba sobie ze mnie kpisz.- prychnął.- Serio chcesz się nabawić kłopotów?
- Kendall, idź już.- poprosiła go. Nie chciała żeby i on na tym ucierpiał. Blondyn też wolał zamilknąć, aby nie pogorszyć sytuacji. Carter po chwili odjechał a on stał osłupiony na chodniku. Nie wiedział co ze sobą zrobić. Rozmyślał o tym jakie piekło przejdzie Kat gdy tylko wrócą do domu. Bał się, że konsekwencje mogą być straszne. Bał się, że ją straci. W sumie już ją stracił, ale nie wyobraża sobie tego, że mógłby pozbawić ją nagle jej marzeń. Tej szkoły, a przede wszystkim jego samego.





~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

~ Postarałam się, aby trochę się podziało. A jak mnie oczy bolą, że aż łzawią. Soreczki. Wrócę rano ;)
EDIT: Jestem jestem :)
~ To tak. Uwielbiam ten rozdział. Podsumujmy wszystko w kilku słowach. Chester. Douleur się zgadza iść na bal. Mayra i Logan. No i Carter dowiedział się o ich związku. Co Wy na to? Nasza para blondynków ma przerąbane. Piszcie w komentarzach jak widzicie ich dalszy los i innych bohaterów. Do poniedziałku :*


8 komentarzy:

  1. Dziwne było to o urodzinach. W sumie, to nawet jasne, że młodsza z sióstr jest traktowana bardziej. Nic dziwnego, że Kate jest "zazdrosna", bo cała uwaga spada na jej siostrę. Miałam ubaw z tego pieska. Chodzi o tą część rozmowy z Kendallem. Takie to słodkie jest... Wiesz, co mam na myśli.
    On się jeszcze z nią zadaje? Rety, Carlos, serio myślisz, że ona się zmieni? Bo szczerze wątpię. Ten typ tak już ma. masz rację, nie upalaj się. Niepokoi mnie ta gadka o samobójstwach. po jaką cholerę ona mu to mówi? Ona go porządnie deprawuje. Po kiego ci te dragi, człowieku. O tak, idź na odwyk. Taki profilaktyczny, bo mam nadzieję, że na razie nie jesteś uzależniony. Jeszcze trochę, a upadnie przez tą dzidę na samo dno. Carlos próbuje być miły, robi co może, żeby nie była sama, a ona co? Zero wdzięczności! Tylko jeszcze chłopaka narkotyzuje!
    Dorosły facet, a taki sentymentalny. Poważnie, jego uczucie do tej całej Lydii jest na prawdę mocne. Mocniejsze niż te toksyczne skręty od tej dzidy. Jenny jest okey, ale jej matka wydaje się dziwna. Nie wiem, czy to dobrze, że Logan idzie na bal z Mayrą. Wolałabym, żeby poszedł z Jenny. Ona wydaje się miła, przynajmniej na razie, ale jest przyjaciółką Ashley. A jeśli to jest jakaś dziwna, chora zemsta na Jamesie? Nie wiem, to i tak wydaje się dziwna, ale przyznaj, że te dwie do normalnych nie należą.
    Po gadce z nauczycielem, Logan chyba nabrał ochoty do myślenia i zabrał z May w otwarte karty. Tylko martwi mnie, że nie zapytał jej, dlaczego zdecydowała się iść z nim na tyn bal. Tajemnica? A to ciekawe. Ale dlaczego ona mu tak mówi? Chce, żeby jej współczuł? A może chce go przetestować? Czy na pewno nie wygada tego sekretu? Nie mam pojęcia, co chodzi Wam po tych główkach.
    Woli serial? Oj, ciekawe... Przy filmie jest znacznie więcej pracy niż by się wydawało. Świetnie, że przedstawienie sie udało, ale bardziej mnie ciekawi, czy Kendall oświeci kumpla nad tym, co podejrzewa. I jeszcze się przez to pokłócili... no pięknie.
    Notka super! czekam na nn! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Propsy za taki komentarz. Lubię to. Daję okejkę :)

      Usuń
  2. Ale długaśny rozdział, naczytałam się :D
    Carter to chuj i tyle. Ma dwie córki i powinien o nie dbać równocześnie, a nie tą małą tak rozieszczać :/
    Logan i ty głupi dałeś się na to nabrać? :o no brak mi słów.. Mayra to podła manipulantka i wkrótce się o tym zapewne przekonasz.
    Carlos mnie zaskoczył tym pytaniem :o a jej odpowiedź jeszcze bardziej :O koniec ze skrętami!
    Ejjj nie no przecież on nie mógł ich nakryć, to się im śniło i było jawą. Powtórze: Carter to chuj!
    Super rozdział i czekam na nn ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurde. Jaki długi ten rozdział. Lubię to zdecydowanie :) Mayra coś kombinuje a Dolar zaskakuje. A ten Carter to po prostu podnosi mi ciśnienie! To musi być sen choć tak jie wygląda. Super roz ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zastanawiałam się co kryje się pod nazwą tytułu. Jak zawsze zresztą, bo twoje tytuły należą do najciekawszych ;) Ale chodzi o Davida pewnie. Brązowe szkiełka lornetki to jego oczy a papierowy uśmiech to ten zza gazety :) Ah jestem taka mądra :D
    Nie pamiętam ile rozdziałów miał mieć ten blog, ale niech się szybko nie kończy. Śmieszna była ta rozmowa Kat z Kendem na początku. Chester z Cheetosów. Też wiedziałam, że skąś to imię znam. Ale potem... to przez Kenda wszystko. Gdyby się jakoś hamował to by Carter ich nie przyłapal :D

    OdpowiedzUsuń
  5. dobra.. umarłem. Ten rozdział mnie zabił. Carter się dowiedział. Kuźwa! To przecie.. Ja nie wiem.. To jest... ajjj... mózg mi sie rozjebał. Nie byłem na to przygotowany. Szok. Genialnie! Ciekawe co teraz. Nie chciałbym być w ich skórze :D Na bal sie pewnie wymkną tak jak na studniówkę w serialu ^^
    Mayra i Logan.. Nie wiem czy sie cieszyć.. Nie wiem czy jej wierzyć czy nie... Wydaje sie teraz nagle taka jakas spoko... Może serio się do niego przekonała.. A może zrobiła to żeby lepiej w sztuce zagrał? A ten bal... Ciekawe co bd po nim.. Wszytsko wyjdzie w praniu :)
    Kend robi prawko? Takie znajome mi tematy :D
    No to Carter ma synusia.. Bd go pieścił i karmił i wgl a kupy bd sprzątać Kat. A nieee! On nauczy go załatwiać sie do toalety :D
    Super rozdzialicho. A na kolejne nie musze czekać. Wystarczy klik i czytam :D Oł jeeee! :)

    OdpowiedzUsuń

# INFO DOTYCZĄCE KOMENTOWANIA:
1. Czytasz? Zostaw po sobie ślad. Komentarz = uśmiech na mojej twarzy.
2. Tylko STALI CZYTELNICY mogą informować mnie pod postem o swoich
nowych rozdziałach. Nie traktuję tego jak SPAM tylko informację.
3. W innym przypadku jest to SPAM, a od tego jest specjalna zakładka
"Blogowy Ask".