Carlos nigdy nie podejrzewał, że będzie się tak obawiał rozmowy z jakimkolwiek chłopakiem. Ten dzień spędzony z Loganem w poszukiwaniu wskazówek dał mu wiele do myślenia. Jedyne o czym teraz marzył to porozmawiać z Lucasem. To nie mogło czekać. Leżał teraz w swoim pokoju. Dziwił się, że był w stanie nie ruszać się z miejsca. Miał dziwne wrażenie, że jego ciało jest pod działaniem jakiś nerwowych tików, jednak na zewnątrz nic takiego nie miało miejsca. Logan siedział na obrotowym krześle obserwując co jakiś czas Carlosa.
- Naprawdę nie wiem co jeszcze tutaj robisz.- odezwał się do niego.
- Nie wiem co mu powiedzieć.- westchnął.
- Wszystko co wiesz.
- Nie wiem jak ubrać to w słowa. To nie chodzi o prawdę, a o to, że boję się jego reakcji. Przecież ja nie chcę źle. On może się ode mnie odsunąć. Ale ty to przecież rozumiesz, prawda?
- Jak nikt inny.- przytaknął.- Ja go rozumiem. Sam bym z nim pogadał, ale myślę, że do ciebie należy ten pierwszy raz. Ty jesteś z nas mu najbliższy. I James. Ale to ty o nim wiesz najwięcej.
- To co mam zrobić?
- Idź do niego.- Latynos zastygł spojrzenie w przyjacielu i przytaknął. Czasem rozumieli się bez słów. Pena opuścił sypialnię, zszedł po schodach, minął kuchnię z salonem. Nigdy tak nie patrzył na mieszkanie. Po prostu szedł przed siebie zważając jakąś szczególną na to wszystko. Kto by pomyślał, że tak otworzą mu się oczy. Douleur tego go uczyła, ale ostateczną rundę wygrał Lucas. Ale czy to na pewno koniec walki?
Tak niewiele czasu zajęło mu przetransportowanie się pod drzwi Borrenwoodów. Miał nadzieję, że Lucas jest już w domu. Zapukał pewnie. Nie miał się czego bać. Znaczy miał, ale nie powinien. Po zapukaniu spanikował i chciał uciekać. Chciał zawrócić i udać, że nic się nie stało. [ Bo przecież nic się nie stało.] Na ucieczkę było już za późno. Drzwi uchyliły się, a stał w nich Lucas, we własnej osobie. Nic nie podejrzewający Lucas Borrenwood.
- Hej. Byłeś tu dzisiaj, prawda?
- Tak.- przytaknął.- Rozmawiałem z twoją siostrą.
- Mama mi już powiedziała. Chcesz pogadać?
- Przydałoby się.
- Hę?- zmarszczył brwi.- Coś się stało?
- Musimy pogadać i nie jest to rozmowa na tutaj. Przejdźmy się gdzieś dalej.- zasugerował.
- Przerażasz mnie, Los.- przełknął ślinę wzruszony.- Ale ok. Niech ci będzie.
- Chodź za mną.- odrzekł cicho.
Lucas czuł się dziwnie w obecności Carlosa. Nigdy mu nie przeszkadzało jego towarzystwo. Bardzo go lubił. Jednak tym razem jego inne zachowanie budziło w nim niepokój. Nie podobało mu się to, w jakie miejsce zmierzał Carlos. Prowadził go do lasu. Miał kilka przykrych wspomnień z tym miejscem, lecz nie był teraz w stanie mu się sprzeciwić. Był zbyt poważny. Nigdy go takiego nie widział. W sumie nie widział jego twarzy, ale czuł to. Szedł tuż za nim, ponieważ szli gęsiego przez wąską, wydeptaną ścieżkę. W końcu ich oczom ukazała się polana, a na jej środku powalone, stare drzewo. Lucas wzdrygnął się widząc ten ogołocony klon.
- Po co mnie ciągałeś aż tutaj?- po chwili zdołał zadać mu pytanie.
- Bo myślę, że nie chciałbyś, aby kto inny słyszał tę rozmowę.
- Los, do jasnej cholery!- nie wytrzymał.- Mam dość twojej tajemniczości! Zachowujesz się jakbym zrobił coś złego. Jakbyś odkrył, że zabiłem człowieka i starał się mi pomóc...
- Przepraszam. Wcale nie chciałem żeby tak to wyglądało. Sorry. Po prostu przez ten cały czas improwizowałem. Myślałem, że w międzyczasie znajdę słowa adekwatne do tej sytuacji.
- I na co wpadłeś?
- Ja wiem już wszystko. Nie musisz tego ukrywać przede mną. Znam twoją tajemnicę. I zanim coś powiesz, to wiedz, że cię rozumiem i nie oceniam.
- O czym ty mówisz?- zrobił krok do tyłu. Jego słowa sprawiały, że tracił na bezpieczeństwie.
- Rozmawiałem z Brianem. Wiem też o Miriam...
- Rozmawiałeś z nią?
- Tak.
- Co ci powiedziała?- jego oddech przyspieszał. Teraz on zaczął się bać. Modlił się do ostatniej chwili żeby to nie była prawda i oni mówią zupełnie o czym innym.
- Mnie nic, ale znalazłem zdjęcia, które wam robiła. Był na nich też Mitch...
- Nie... nie mów już nic więcej.- zamknął oczy.
- Lucas ja na serio cię nie oceniam.
- Nie wcale.- prychnął.- Ale mieszasz się w sprawy, które cię nie tyczą. Niepotrzebnie wierciłeś dziurę w całym. Nie chciałem żeby ktoś się o tym dowiedział! Masz nikomu o tym nie mówić!
- Logan wtedy ze mną był. On też wie, że jesteś... homoseksualny.
- Nie mów tego głośno!- złapał się za głowę jakby te słowa go zabolały. Carlos przestraszył się jego reakcji.
- Traktujesz to jakby to była jakieś wypaczenie...
- A co ja mam z tym zrobić?! Moja rodzina jest dość specyficzna. Moja mama by tego nie zaakceptowała, a Jenny przecież nie powiem. Ona nadal myśli, że podkochuje się w Nicole Schezinger, a przecież jej plakat trzymam w pokoju tylko dlatego, bo widziałem ją na żywo i dała mi na nim autograf... A Brian myśli, że spotykałem się pewnie z Miriam, ale tak naprawdę potrzebowałem jej żeby zbliżyć się do Mitcha. Ona jest jego siostrą. Przebywając w jej towarzystwie mogłem być bliżej niego. Byliśmy ze sobą krótki okres czasu, ale jak potem stwierdził, opamiętał się i przyłączył do Beckera, ale obiecaliśmy sobie, że to nie wyjdzie. A ten przyjaciel ze zdjęcia z mojego portfolio? Już w gimnazjum odkryłem kim naprawdę jestem. Ale on nie czuł tego samego. To był błąd. Zniszczyłem naszą przyjaźń. Straciliśmy kontakt.
- To w takim razie nigdy nie byliście przyjaciółmi...
- Nie obchodzi mnie to teraz, tak szczerze.- przerwał.- Od tamtej pory dbałem żeby to wszystko zostało tajemnicą. Nikt o tym nie wie! Nikt prócz Douleur...
- Douleur?- powtórzył.
- Co?- ściągnął brwi. Chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że w tym amoku powiedział to na głos.
- Skąd Douleur o tym wiedziała?
- Widzę, że trzymanie tego w tajemnicy nie ma już sensu... Bo historia lubi się powtarzać, Carlos.
- Weź jaśniej.
- Kiedyś byłem kimś takim kim jesteś teraz ty dla niej. Gdy trafiłem do liceum założył się ze mną pewien kumpel. Chodziło o to, że miałem pół semestru na poznanie jej imienia. Musiałem udawać, że ją lubię. Musiałem udawać zainteresowanie jej osobą. Ona była sceptyczna. To szło naprawdę ciężko. Była i jest do dzisiaj twardym orzechem do zgryzienia. Takim orzechem włoskim. Albo nie... kokosem.- przytaknął.- Ale wspólne zainteresowania przybliżyły nas. Musiałem się sporo naharować żeby mogła mi zaufać. Pewnego wieczora zaprosiła mnie do swojej przyczepy. Była naćpana jak to artyści miewają. Wtedy tworzy się najlepsze rzeczy.- ostatnie zdania mówił z lekką ironią.- Stała się inna. Taka bardziej otwarta, choć nadal mroczna. Podeszła do mnie i powiedziała Jesteś bliżej niż ci wszyscy przed tobą. Wtedy jeszcze do końca nie rozumiałem jej słów. Zaczęła mnie rozbierać. Zszokowało mnie to. Przecież ja tylko udawałem miłość do niej, a ona...- urwał.- Nie mogłem tego zrobić. Nawet jeśli byłem o włos od poznania jej imienia. Nawet jeśli po tym wszystkim miałaby mi powiedzieć, nie mógłbym. Czułem obrzydzenie do siebie, więc stamtąd uciekłem. Ale ona odkryła prawdę i zaczęła mnie tym szantażować. Powiedziała, że w tym roku mam poszukać sobie zastępstwa.
- Co takiego?
- Ciebie. Czy już rozumiesz, że to wszystko to jest jej jedna wielka gra? Ja próbowałem cię zbliżyć do niej, bo nie miałem innego wyboru. To od początku było zaplanowane. Wasze pierwsze spotkanie było testem czy jesteś odpowiedni. Czy się w to wciągniesz. W jej grę. Po stracie chłopaka zaczęła wykorzystywać innych w bardzo oryginalny sposób. Bo to w końcu jest Douleur Souffrance. Ona jest niedostępna, a ci się to podoba. Jej tajemniczość sprawia, że chcesz więcej. Jest jak narkotyk. Ale musisz wiedzieć, że jej nigdy nie dostaniesz. Prędzej ona cię wykorzysta niż ty ją. Jeśli za każdym dniem myślisz, że między wami jest coraz lepiej i jesteście bliżej ze sobą, to wiedz, że ona ci na to pozwala. Ma takie wyznaczone porcje, którymi cię karmi co jakiś czas, abyś nie stracił nią ochoty. Przykro mi, że mówię to teraz, w takim okolicznościach, ale mi już nie zależy. Jestem z siebie dumny. Ale mimo to powinienem cię przeprosić... Jestem tylko zdesperowanym, szantażowanym gejem, który pomaga szatanowi. Nic nie powiesz?
- Ja... nie wiem co powiedzieć.- miał w głowie zupełną pustkę. Myślał, że będzie mu ciężko w rozmowie o homoseksualizmie, a po drodze dowiedział się takich rzeczy. W jego głowie panował chaos. Czuł ten przysłowiowy ucisk na sercu.
- To jest jej teatrzyk, Carlos. A ty jesteś kolejną kukiełką w jej przedstawieniu. Dolar nie potrzebuje aktorskiego sektora skoro nie ma się jak tam szkolić. Wie więcej o aktorstwie niż Torrensel. Zakończ to cicho póki jest na to czas i póki...nie zrobiłeś niczego głupiego.
- Ja muszę z nią porozmawiać.- stwierdził.- Przepraszam.- zostawił go samego, a następnie pobiegł przed siebie. Kamper Douleur znajdował się niedaleko. Gdy dobiegł zdyszany na miejsce, zaczął pukać, ale bezskutecznie.
- Carlos!- dogonił go Lucas.- Uspokój się!
- Jak ja mam się uspokoić? Zostaw mnie!- odsunął się od niego gdy znajdował się za blisko. Luc zmarszczył brwi, bo nawet nie miał zamiaru go dotknąć. Zrozumiał, że jest zły, choć to on sam powinien czuć też złość. Wiedział, że zawiódł na każdej linii.
- Jeśli to ci pomoże to pójdź tędy.- wskazał mu małą ścieżkę.- Tyle mogę powiedzieć.- Carlos bez słowa pobiegł tamtędy.
Wąska dróżka prowadziła do starej drewnianej chatki, która wyglądała jak skromna stodołka. Miała jednak balkon, więc wywnioskował szybko, że to jednak bardzo stary dom. Na balkonie znalazł dziewczynę, która opierała się o wątłe oparcie. Patrzyła na niego z góry z wyrazem twarzy jakby na niego czekała. Nawet nie była zaskoczona jego obecnością. Carlos uspokoił oddech.
- Leur, musimy porozmawiać.
- Przecież Lucas już wszystko wyjaśnił...
- Słyszalaś?- spytał.
- Na to wygląda.- burknęła.
- Powiedz mi, że to nie jest prawda. Powiedz mi, że on kłamie, bo się mści na tobie za to paskudztwo, które mu zrobiłaś.
- Ja mu zrobiłam?!- uniosła się.- Zasłużył sobie na to. Odkryłam pierwsza jego intrygę, więc postanowiłam, że to on pocierpi. Nikt nie będzie się ze mną bawić w kotka i myszkę. Jeśli chcę zostawić swoją tożsamość dla siebie to tak będzie. Nie powie ci tego ani on ani panna Ackerman...- prychnęła po tym jak wypowiedziała jej nazwisko.- On tu jest ofiarą? Tak? To on zaczął tą miłosną intrygę. Ja go nie próbowałam złapać w miłosne sidła. Ma to na co zasłużył. Tak już jest gdy się ze mną zadziera.
- Mieszacie mi oboje w głowie.- złapał się za czerep. Nie wiedział komu wierzyć. Obie opcje wydawały się prawdopodobne.- Nie będę tak z tobą rozmawiał.- Wszedł do chatki po schodkach. Po chwili znajdował się już przed wejściem na balkon. Douleur zrobiła krok do tyłu. Nie chciała żeby chłopak się do niej zbliżał. Nie chciała go tutaj teraz. Gdy Carlos stanął nogą na balkonie, od razu poczuł, że jest niestabilny. Cofnął się przestraszony, a następnie spojrzał na nią.- Leur, zejdź na dół. Ten dom to ruina! To się może zawalić!
- Wiem, idioto! Z tyłu jest tabliczka.- powiedziała jakby jej na tym nie zależało.
- Douleur, zejdź na dół!- wyciągnął do niej rękę, lecz nadal się odsuwała. Carlos chciał wejść i ją stamtąd zabrać siłą, jednak czuł, że jedna osoba więcej, a oboje wylądowaliby na ziemi. W pewnym momencie podłoga skrzypnęła pod Souffrance i w jednej chwili deski pod prawą nogą się ułamały i jej noga ugrzęzła w dziurze.
- Aaaaah!- wrzasnęła z bólu. Kiedy jej noga wpadła w dziurę, krawędzie wbiły jej się w skórę i rozdarły spodnie, które miała na nogach.
- Douleur!- wtedy nic dla niego nie miało znaczenia. Wszedł ostrożnie na balkon. Na szczęście nic się nie stało.- Zaraz cie stąd szybko wyciągnę.
- Nadgarstek mnie boli.- zgrzytnęła.- Dziwnie mi się ręka wykręciła gdy próbowałam się zaprzeć. Zobaczyła przez szpary, że jej noga krwawi. Jej ręka również. Ostra część wbiła się w skórę. Gdy krew spływała, wywołało to małe poruszenie w niej samej. Z rozłożonymi wargami uwolnioną ręką zgarnęła krew i przetarła ją w palcach przyglądając się jej podejrzanie.- Odejdź, Carlos.
- Muszę ci pomóc. Podaj mi rękę!- prosił.- Wydostanę cię stąd!
- Nie! Odejdź!- warknęła.
- Czemu?- chciał ją przechytrzyć i z daleka złapać za ręką, ale panicznie szybko ją odsunęła.
- Bo jeszcze jeden twój ruch, a cała zlecę na dół, a ty razem ze mną! Spierdalaj na dół!- tym razem to nie było warknięcie, a krzyk, Coś dziwnego było w tym krzyku czego Carlos nie potrafił rozróżnić. Jednak zszedł i wezwał szybko pogotowie.
Kiedy karetka przyjechała, zabrali Douleur do szpitala. Ratownik stwierdził, że nodze nic nie jest tylko jest mocno podrapana, ale nadgarstek jest zwichnięty, Carlos chciał jechać z nią, lecz dziewczyna się nie zgodziła.
Nie mógł po tym wszystkim po prostu wrócić do domu i czekać na kolejny dzień. Zastanawiał się jakim sposobem dostać się szybko do szpitala. Postanowił jednak nie marnować na to czasu i być nadziei, że jego nogi dadzą radę przemierzyć dwa kilometry bez żadnej rozgrzewki. Kiedy wbiegł na szosę o mało co nie przejechała go jego sąsiadka, pani Lydia Borrenwood. Po lakonicznych wyjaśnieniach postanowiła mu pomóc i zabrała go do szpitala.
Siedział samotnie przed pomieszczeniem gdzie zajmowali się nadgarstkiem Douleur. Zastanawiało go to czemu nikogo tu nie ma. Lekarze powinni powiadomić rodziców. Powinni tu przyjechać. Wiedział jaka jest sytuacja między nią a jej rodzicami, jednak nadal była niepełnoletnia. A ktoś musiał przyjechać. Co z tego, że mieszkała samotnie w przyczepie, po środku ciemnego lasu jakby była ostatnią żywą istotą na tym świecie. Powinien ktoś czuwać przy niej. I padło na niego.
- Panie doktorze?- podniósł się gdy tylko drzwi się otworzyły.- Mogę do niej wejść?
- Em...- sam zdziwiony zaistniałą sytuacją, najpierw rozejrzał się po pustym korytarzu, a następnie wrócił spojrzeniem do Peny.- Tak.- następnie poszedł nie mówiąc nic więcej. Wyglądał jakby sam potrzebował lekarza. Carlos wzruszył ramionami i wszedł do środka.
- Leur?- zamknął za sobą drzwi. Dziewczyna siedziała na białym materacu z ręką owiniętą w bandaż. Nie wyglądała jakby to jej sprawiało ból. Wyglądała obojętnie, aż zbyt bardzo jak na powagę sytuacji.
- Ty naiwny, słaby chłopczyku...- zironizowała gdy go zobaczyła. Był zaskoczony taką obelgą, jednak nie zrobiło to na nim wrażenia kiedy dostrzegł, że obojętność na jej twarzy zastąpiło zdziwienie, zaskoczenie jego obecnością.- Po co jeszcze po tym wszystkim tu przychodzisz? Lucas przez cały czas miał rację. To ja jestem tą złą, ok? Ale on też był. A ja nie pozwolę się wykorzystywać. A skoro ludzie tak bardzo to lubią robić, to dostają ode mnie w prezencie podarunek za nadobne. Wszyscy powinni dostać nauczkę, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. A ja jestem ucieleśnieniem tego diabła, który na nich czeka. Wiesz jak mam na imię? Ty to wiesz... zbierz wszystkie swoje lęki i określ je jednym słowem...- prychnęła. Carlos nie wiedział co powiedzieć. Chciał się wtrącić, ale nie wiedział jak.- Nie żałuję, że cię wykorzystałam. Gdybym mogła, to zrobiłabym to jeszcze raz. Tak. Byłeś kukiełką w mojej grze. Wpadłeś w to. W me sidła. Gra z Lucasem bardzo mi się spodobała i wciągnęła. Testowałam cię i sprawdzałam. Karmiłam cię kawałkiem po kawałku. Jak się z tym czujesz?
- A czy cię to w ogóle obchodzi?- spytał jej, lecz nie otrzymał odpowiedzi.- Nie wiem. Nigdy nie spotkało mnie coś aż tak zagmatwanego. Wiesz co jest moim problemem? Nie to, że dałem sobie zamydlić oczy twoją osobą. Moim problemem jest to, że...- tu wstrzymał na chwilę powietrze.-... że mało mnie to teraz obchodzi. Szczerze? Chcesz szczerej rozmowy? Kogoś naprawdę szczerego skoro twierdzisz, że cię spotkała taka krzywda...- spojrzał głęboko w jej zaciekawione ciemne oczy.- Nie wyszło ci.
- Teraz wiem.- odpowiedziała już spokojnie.- Ale jak już rozmawiamy tak szczerze jak najbardziej szczera osoba z najmniej szczerą osobą to muszę stwierdzić, że mało mnie to teraz obchodzi.
- Starałaś się odizolować każdego od siebie. Na swój własny sposób. Nawet jeśli chciałaś teraz, abym był daleko, jestem najbliżej. Spójrz.- rozejrzał się.- Nikogo tutaj nie ma przy tobie prócz mnie. Czy tego chcesz czy nie, jestem dla ciebie najbliższą osobą. Spodziewałaś się być sama. Chciałaś wygrać, ale przegrałaś.
- Trudno się do tego przyznać...
- Nie musisz. Wystarczy tylko...
- ...umieć odczytywać znaki.- przytaknęła.
- Hmm...jak twoja ręka?- zmienił nagle temat.
- Będę musiała zrezygnować z pianina. Torrensel znajdzie szybko kogoś innego.- stwierdziła.
- Nie poddawaj się.- ożywił się Carlos.
- Nie zagram całego soundtracku jedną ręką. Chyba, że...
- Chyba, że co?- uniósł brew.
- Mi pomożesz.
- Douleur Souffrance chce ode mnie pomocy? Myślałem, że ten dzień już mnie nie zaskoczy.- próbował ukryć swój uśmiech, ale słabo mu wychodziło. Chciał wyglądać poważnie jak ona, ale było to trudne. Zupełnie pod tym względem do niej nie pasował, ale to czyniło go tym, który akurat pasował najbardziej.- Z miłą chęcią.
- Pewnie niebawem stąd wyjdę. Wracaj już do domu.
- Jak chcesz. Na dziś wystarczy tych wrażeń.- podszedł do drzwi.
- Carlos?
- Tak?- odwrócił się z zapytaniem w oczach.
- Po tym wszystkim co zaszło...kiedy dawałam ci nadzieję...- widział, że te słowa były dla niej trudne do przetrawienia.- Na pewno jedna rzecz była prawdą. Dobry z ciebie przyj... można ci zaufać.- wydusiła z siebie. Carlos tylko przytaknął. Kiedy otworzył drzwi, przestraszył się, ponieważ stanęła w nich nagle pani dyrektor. Bez słowa wyszedł nie spuszczając kobiety z oczu. [Co ona tutaj robi?] Truman patrzyła na niego inaczej niż zwykle. Nie potrafił określić tego spojrzenia. Było zimne, ale i zaniepokojone. Nie zdążył zareagować. Nic dalej nie mógł zrobić, ponieważ zamknęła mu drzwi przed nosem. Carlos oparł się o ścianę.
- Carlosie Pena...- powiedział do siebie.- Co ty zrobiłeś? Jesteś najbardziej naiwnym człowiekiem na świecie... ale za to jakim teraz zadowolonym...
- Naprawdę nie wiem co jeszcze tutaj robisz.- odezwał się do niego.
- Nie wiem co mu powiedzieć.- westchnął.
- Wszystko co wiesz.
- Nie wiem jak ubrać to w słowa. To nie chodzi o prawdę, a o to, że boję się jego reakcji. Przecież ja nie chcę źle. On może się ode mnie odsunąć. Ale ty to przecież rozumiesz, prawda?
- Jak nikt inny.- przytaknął.- Ja go rozumiem. Sam bym z nim pogadał, ale myślę, że do ciebie należy ten pierwszy raz. Ty jesteś z nas mu najbliższy. I James. Ale to ty o nim wiesz najwięcej.
- To co mam zrobić?
- Idź do niego.- Latynos zastygł spojrzenie w przyjacielu i przytaknął. Czasem rozumieli się bez słów. Pena opuścił sypialnię, zszedł po schodach, minął kuchnię z salonem. Nigdy tak nie patrzył na mieszkanie. Po prostu szedł przed siebie zważając jakąś szczególną na to wszystko. Kto by pomyślał, że tak otworzą mu się oczy. Douleur tego go uczyła, ale ostateczną rundę wygrał Lucas. Ale czy to na pewno koniec walki?
Tak niewiele czasu zajęło mu przetransportowanie się pod drzwi Borrenwoodów. Miał nadzieję, że Lucas jest już w domu. Zapukał pewnie. Nie miał się czego bać. Znaczy miał, ale nie powinien. Po zapukaniu spanikował i chciał uciekać. Chciał zawrócić i udać, że nic się nie stało. [ Bo przecież nic się nie stało.] Na ucieczkę było już za późno. Drzwi uchyliły się, a stał w nich Lucas, we własnej osobie. Nic nie podejrzewający Lucas Borrenwood.
- Hej. Byłeś tu dzisiaj, prawda?
- Tak.- przytaknął.- Rozmawiałem z twoją siostrą.
- Mama mi już powiedziała. Chcesz pogadać?
- Przydałoby się.
- Hę?- zmarszczył brwi.- Coś się stało?
- Musimy pogadać i nie jest to rozmowa na tutaj. Przejdźmy się gdzieś dalej.- zasugerował.
- Przerażasz mnie, Los.- przełknął ślinę wzruszony.- Ale ok. Niech ci będzie.
- Chodź za mną.- odrzekł cicho.
Lucas czuł się dziwnie w obecności Carlosa. Nigdy mu nie przeszkadzało jego towarzystwo. Bardzo go lubił. Jednak tym razem jego inne zachowanie budziło w nim niepokój. Nie podobało mu się to, w jakie miejsce zmierzał Carlos. Prowadził go do lasu. Miał kilka przykrych wspomnień z tym miejscem, lecz nie był teraz w stanie mu się sprzeciwić. Był zbyt poważny. Nigdy go takiego nie widział. W sumie nie widział jego twarzy, ale czuł to. Szedł tuż za nim, ponieważ szli gęsiego przez wąską, wydeptaną ścieżkę. W końcu ich oczom ukazała się polana, a na jej środku powalone, stare drzewo. Lucas wzdrygnął się widząc ten ogołocony klon.
- Po co mnie ciągałeś aż tutaj?- po chwili zdołał zadać mu pytanie.
- Bo myślę, że nie chciałbyś, aby kto inny słyszał tę rozmowę.
- Los, do jasnej cholery!- nie wytrzymał.- Mam dość twojej tajemniczości! Zachowujesz się jakbym zrobił coś złego. Jakbyś odkrył, że zabiłem człowieka i starał się mi pomóc...
- Przepraszam. Wcale nie chciałem żeby tak to wyglądało. Sorry. Po prostu przez ten cały czas improwizowałem. Myślałem, że w międzyczasie znajdę słowa adekwatne do tej sytuacji.
- I na co wpadłeś?
- Ja wiem już wszystko. Nie musisz tego ukrywać przede mną. Znam twoją tajemnicę. I zanim coś powiesz, to wiedz, że cię rozumiem i nie oceniam.
- O czym ty mówisz?- zrobił krok do tyłu. Jego słowa sprawiały, że tracił na bezpieczeństwie.
- Rozmawiałem z Brianem. Wiem też o Miriam...
- Rozmawiałeś z nią?
- Tak.
- Co ci powiedziała?- jego oddech przyspieszał. Teraz on zaczął się bać. Modlił się do ostatniej chwili żeby to nie była prawda i oni mówią zupełnie o czym innym.
- Mnie nic, ale znalazłem zdjęcia, które wam robiła. Był na nich też Mitch...
- Nie... nie mów już nic więcej.- zamknął oczy.
- Lucas ja na serio cię nie oceniam.
- Nie wcale.- prychnął.- Ale mieszasz się w sprawy, które cię nie tyczą. Niepotrzebnie wierciłeś dziurę w całym. Nie chciałem żeby ktoś się o tym dowiedział! Masz nikomu o tym nie mówić!
- Logan wtedy ze mną był. On też wie, że jesteś... homoseksualny.
- Nie mów tego głośno!- złapał się za głowę jakby te słowa go zabolały. Carlos przestraszył się jego reakcji.
- Traktujesz to jakby to była jakieś wypaczenie...
- A co ja mam z tym zrobić?! Moja rodzina jest dość specyficzna. Moja mama by tego nie zaakceptowała, a Jenny przecież nie powiem. Ona nadal myśli, że podkochuje się w Nicole Schezinger, a przecież jej plakat trzymam w pokoju tylko dlatego, bo widziałem ją na żywo i dała mi na nim autograf... A Brian myśli, że spotykałem się pewnie z Miriam, ale tak naprawdę potrzebowałem jej żeby zbliżyć się do Mitcha. Ona jest jego siostrą. Przebywając w jej towarzystwie mogłem być bliżej niego. Byliśmy ze sobą krótki okres czasu, ale jak potem stwierdził, opamiętał się i przyłączył do Beckera, ale obiecaliśmy sobie, że to nie wyjdzie. A ten przyjaciel ze zdjęcia z mojego portfolio? Już w gimnazjum odkryłem kim naprawdę jestem. Ale on nie czuł tego samego. To był błąd. Zniszczyłem naszą przyjaźń. Straciliśmy kontakt.
- To w takim razie nigdy nie byliście przyjaciółmi...
- Nie obchodzi mnie to teraz, tak szczerze.- przerwał.- Od tamtej pory dbałem żeby to wszystko zostało tajemnicą. Nikt o tym nie wie! Nikt prócz Douleur...
- Douleur?- powtórzył.
- Co?- ściągnął brwi. Chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że w tym amoku powiedział to na głos.
- Skąd Douleur o tym wiedziała?
- Widzę, że trzymanie tego w tajemnicy nie ma już sensu... Bo historia lubi się powtarzać, Carlos.
- Weź jaśniej.
- Kiedyś byłem kimś takim kim jesteś teraz ty dla niej. Gdy trafiłem do liceum założył się ze mną pewien kumpel. Chodziło o to, że miałem pół semestru na poznanie jej imienia. Musiałem udawać, że ją lubię. Musiałem udawać zainteresowanie jej osobą. Ona była sceptyczna. To szło naprawdę ciężko. Była i jest do dzisiaj twardym orzechem do zgryzienia. Takim orzechem włoskim. Albo nie... kokosem.- przytaknął.- Ale wspólne zainteresowania przybliżyły nas. Musiałem się sporo naharować żeby mogła mi zaufać. Pewnego wieczora zaprosiła mnie do swojej przyczepy. Była naćpana jak to artyści miewają. Wtedy tworzy się najlepsze rzeczy.- ostatnie zdania mówił z lekką ironią.- Stała się inna. Taka bardziej otwarta, choć nadal mroczna. Podeszła do mnie i powiedziała Jesteś bliżej niż ci wszyscy przed tobą. Wtedy jeszcze do końca nie rozumiałem jej słów. Zaczęła mnie rozbierać. Zszokowało mnie to. Przecież ja tylko udawałem miłość do niej, a ona...- urwał.- Nie mogłem tego zrobić. Nawet jeśli byłem o włos od poznania jej imienia. Nawet jeśli po tym wszystkim miałaby mi powiedzieć, nie mógłbym. Czułem obrzydzenie do siebie, więc stamtąd uciekłem. Ale ona odkryła prawdę i zaczęła mnie tym szantażować. Powiedziała, że w tym roku mam poszukać sobie zastępstwa.
- Co takiego?
- Ciebie. Czy już rozumiesz, że to wszystko to jest jej jedna wielka gra? Ja próbowałem cię zbliżyć do niej, bo nie miałem innego wyboru. To od początku było zaplanowane. Wasze pierwsze spotkanie było testem czy jesteś odpowiedni. Czy się w to wciągniesz. W jej grę. Po stracie chłopaka zaczęła wykorzystywać innych w bardzo oryginalny sposób. Bo to w końcu jest Douleur Souffrance. Ona jest niedostępna, a ci się to podoba. Jej tajemniczość sprawia, że chcesz więcej. Jest jak narkotyk. Ale musisz wiedzieć, że jej nigdy nie dostaniesz. Prędzej ona cię wykorzysta niż ty ją. Jeśli za każdym dniem myślisz, że między wami jest coraz lepiej i jesteście bliżej ze sobą, to wiedz, że ona ci na to pozwala. Ma takie wyznaczone porcje, którymi cię karmi co jakiś czas, abyś nie stracił nią ochoty. Przykro mi, że mówię to teraz, w takim okolicznościach, ale mi już nie zależy. Jestem z siebie dumny. Ale mimo to powinienem cię przeprosić... Jestem tylko zdesperowanym, szantażowanym gejem, który pomaga szatanowi. Nic nie powiesz?
- Ja... nie wiem co powiedzieć.- miał w głowie zupełną pustkę. Myślał, że będzie mu ciężko w rozmowie o homoseksualizmie, a po drodze dowiedział się takich rzeczy. W jego głowie panował chaos. Czuł ten przysłowiowy ucisk na sercu.
- To jest jej teatrzyk, Carlos. A ty jesteś kolejną kukiełką w jej przedstawieniu. Dolar nie potrzebuje aktorskiego sektora skoro nie ma się jak tam szkolić. Wie więcej o aktorstwie niż Torrensel. Zakończ to cicho póki jest na to czas i póki...nie zrobiłeś niczego głupiego.
- Ja muszę z nią porozmawiać.- stwierdził.- Przepraszam.- zostawił go samego, a następnie pobiegł przed siebie. Kamper Douleur znajdował się niedaleko. Gdy dobiegł zdyszany na miejsce, zaczął pukać, ale bezskutecznie.
- Carlos!- dogonił go Lucas.- Uspokój się!
- Jak ja mam się uspokoić? Zostaw mnie!- odsunął się od niego gdy znajdował się za blisko. Luc zmarszczył brwi, bo nawet nie miał zamiaru go dotknąć. Zrozumiał, że jest zły, choć to on sam powinien czuć też złość. Wiedział, że zawiódł na każdej linii.
- Jeśli to ci pomoże to pójdź tędy.- wskazał mu małą ścieżkę.- Tyle mogę powiedzieć.- Carlos bez słowa pobiegł tamtędy.
Wąska dróżka prowadziła do starej drewnianej chatki, która wyglądała jak skromna stodołka. Miała jednak balkon, więc wywnioskował szybko, że to jednak bardzo stary dom. Na balkonie znalazł dziewczynę, która opierała się o wątłe oparcie. Patrzyła na niego z góry z wyrazem twarzy jakby na niego czekała. Nawet nie była zaskoczona jego obecnością. Carlos uspokoił oddech.
- Leur, musimy porozmawiać.
- Przecież Lucas już wszystko wyjaśnił...
- Słyszalaś?- spytał.
- Na to wygląda.- burknęła.
- Powiedz mi, że to nie jest prawda. Powiedz mi, że on kłamie, bo się mści na tobie za to paskudztwo, które mu zrobiłaś.
- Ja mu zrobiłam?!- uniosła się.- Zasłużył sobie na to. Odkryłam pierwsza jego intrygę, więc postanowiłam, że to on pocierpi. Nikt nie będzie się ze mną bawić w kotka i myszkę. Jeśli chcę zostawić swoją tożsamość dla siebie to tak będzie. Nie powie ci tego ani on ani panna Ackerman...- prychnęła po tym jak wypowiedziała jej nazwisko.- On tu jest ofiarą? Tak? To on zaczął tą miłosną intrygę. Ja go nie próbowałam złapać w miłosne sidła. Ma to na co zasłużył. Tak już jest gdy się ze mną zadziera.
- Mieszacie mi oboje w głowie.- złapał się za czerep. Nie wiedział komu wierzyć. Obie opcje wydawały się prawdopodobne.- Nie będę tak z tobą rozmawiał.- Wszedł do chatki po schodkach. Po chwili znajdował się już przed wejściem na balkon. Douleur zrobiła krok do tyłu. Nie chciała żeby chłopak się do niej zbliżał. Nie chciała go tutaj teraz. Gdy Carlos stanął nogą na balkonie, od razu poczuł, że jest niestabilny. Cofnął się przestraszony, a następnie spojrzał na nią.- Leur, zejdź na dół. Ten dom to ruina! To się może zawalić!
- Wiem, idioto! Z tyłu jest tabliczka.- powiedziała jakby jej na tym nie zależało.
- Douleur, zejdź na dół!- wyciągnął do niej rękę, lecz nadal się odsuwała. Carlos chciał wejść i ją stamtąd zabrać siłą, jednak czuł, że jedna osoba więcej, a oboje wylądowaliby na ziemi. W pewnym momencie podłoga skrzypnęła pod Souffrance i w jednej chwili deski pod prawą nogą się ułamały i jej noga ugrzęzła w dziurze.
- Aaaaah!- wrzasnęła z bólu. Kiedy jej noga wpadła w dziurę, krawędzie wbiły jej się w skórę i rozdarły spodnie, które miała na nogach.
- Douleur!- wtedy nic dla niego nie miało znaczenia. Wszedł ostrożnie na balkon. Na szczęście nic się nie stało.- Zaraz cie stąd szybko wyciągnę.
- Nadgarstek mnie boli.- zgrzytnęła.- Dziwnie mi się ręka wykręciła gdy próbowałam się zaprzeć. Zobaczyła przez szpary, że jej noga krwawi. Jej ręka również. Ostra część wbiła się w skórę. Gdy krew spływała, wywołało to małe poruszenie w niej samej. Z rozłożonymi wargami uwolnioną ręką zgarnęła krew i przetarła ją w palcach przyglądając się jej podejrzanie.- Odejdź, Carlos.
- Muszę ci pomóc. Podaj mi rękę!- prosił.- Wydostanę cię stąd!
- Nie! Odejdź!- warknęła.
- Czemu?- chciał ją przechytrzyć i z daleka złapać za ręką, ale panicznie szybko ją odsunęła.
- Bo jeszcze jeden twój ruch, a cała zlecę na dół, a ty razem ze mną! Spierdalaj na dół!- tym razem to nie było warknięcie, a krzyk, Coś dziwnego było w tym krzyku czego Carlos nie potrafił rozróżnić. Jednak zszedł i wezwał szybko pogotowie.
Kiedy karetka przyjechała, zabrali Douleur do szpitala. Ratownik stwierdził, że nodze nic nie jest tylko jest mocno podrapana, ale nadgarstek jest zwichnięty, Carlos chciał jechać z nią, lecz dziewczyna się nie zgodziła.
Nie mógł po tym wszystkim po prostu wrócić do domu i czekać na kolejny dzień. Zastanawiał się jakim sposobem dostać się szybko do szpitala. Postanowił jednak nie marnować na to czasu i być nadziei, że jego nogi dadzą radę przemierzyć dwa kilometry bez żadnej rozgrzewki. Kiedy wbiegł na szosę o mało co nie przejechała go jego sąsiadka, pani Lydia Borrenwood. Po lakonicznych wyjaśnieniach postanowiła mu pomóc i zabrała go do szpitala.
Siedział samotnie przed pomieszczeniem gdzie zajmowali się nadgarstkiem Douleur. Zastanawiało go to czemu nikogo tu nie ma. Lekarze powinni powiadomić rodziców. Powinni tu przyjechać. Wiedział jaka jest sytuacja między nią a jej rodzicami, jednak nadal była niepełnoletnia. A ktoś musiał przyjechać. Co z tego, że mieszkała samotnie w przyczepie, po środku ciemnego lasu jakby była ostatnią żywą istotą na tym świecie. Powinien ktoś czuwać przy niej. I padło na niego.
- Panie doktorze?- podniósł się gdy tylko drzwi się otworzyły.- Mogę do niej wejść?
- Em...- sam zdziwiony zaistniałą sytuacją, najpierw rozejrzał się po pustym korytarzu, a następnie wrócił spojrzeniem do Peny.- Tak.- następnie poszedł nie mówiąc nic więcej. Wyglądał jakby sam potrzebował lekarza. Carlos wzruszył ramionami i wszedł do środka.
- Leur?- zamknął za sobą drzwi. Dziewczyna siedziała na białym materacu z ręką owiniętą w bandaż. Nie wyglądała jakby to jej sprawiało ból. Wyglądała obojętnie, aż zbyt bardzo jak na powagę sytuacji.
- Ty naiwny, słaby chłopczyku...- zironizowała gdy go zobaczyła. Był zaskoczony taką obelgą, jednak nie zrobiło to na nim wrażenia kiedy dostrzegł, że obojętność na jej twarzy zastąpiło zdziwienie, zaskoczenie jego obecnością.- Po co jeszcze po tym wszystkim tu przychodzisz? Lucas przez cały czas miał rację. To ja jestem tą złą, ok? Ale on też był. A ja nie pozwolę się wykorzystywać. A skoro ludzie tak bardzo to lubią robić, to dostają ode mnie w prezencie podarunek za nadobne. Wszyscy powinni dostać nauczkę, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. A ja jestem ucieleśnieniem tego diabła, który na nich czeka. Wiesz jak mam na imię? Ty to wiesz... zbierz wszystkie swoje lęki i określ je jednym słowem...- prychnęła. Carlos nie wiedział co powiedzieć. Chciał się wtrącić, ale nie wiedział jak.- Nie żałuję, że cię wykorzystałam. Gdybym mogła, to zrobiłabym to jeszcze raz. Tak. Byłeś kukiełką w mojej grze. Wpadłeś w to. W me sidła. Gra z Lucasem bardzo mi się spodobała i wciągnęła. Testowałam cię i sprawdzałam. Karmiłam cię kawałkiem po kawałku. Jak się z tym czujesz?
- A czy cię to w ogóle obchodzi?- spytał jej, lecz nie otrzymał odpowiedzi.- Nie wiem. Nigdy nie spotkało mnie coś aż tak zagmatwanego. Wiesz co jest moim problemem? Nie to, że dałem sobie zamydlić oczy twoją osobą. Moim problemem jest to, że...- tu wstrzymał na chwilę powietrze.-... że mało mnie to teraz obchodzi. Szczerze? Chcesz szczerej rozmowy? Kogoś naprawdę szczerego skoro twierdzisz, że cię spotkała taka krzywda...- spojrzał głęboko w jej zaciekawione ciemne oczy.- Nie wyszło ci.
- Teraz wiem.- odpowiedziała już spokojnie.- Ale jak już rozmawiamy tak szczerze jak najbardziej szczera osoba z najmniej szczerą osobą to muszę stwierdzić, że mało mnie to teraz obchodzi.
- Starałaś się odizolować każdego od siebie. Na swój własny sposób. Nawet jeśli chciałaś teraz, abym był daleko, jestem najbliżej. Spójrz.- rozejrzał się.- Nikogo tutaj nie ma przy tobie prócz mnie. Czy tego chcesz czy nie, jestem dla ciebie najbliższą osobą. Spodziewałaś się być sama. Chciałaś wygrać, ale przegrałaś.
- Trudno się do tego przyznać...
- Nie musisz. Wystarczy tylko...
- ...umieć odczytywać znaki.- przytaknęła.
- Hmm...jak twoja ręka?- zmienił nagle temat.
- Będę musiała zrezygnować z pianina. Torrensel znajdzie szybko kogoś innego.- stwierdziła.
- Nie poddawaj się.- ożywił się Carlos.
- Nie zagram całego soundtracku jedną ręką. Chyba, że...
- Chyba, że co?- uniósł brew.
- Mi pomożesz.
- Douleur Souffrance chce ode mnie pomocy? Myślałem, że ten dzień już mnie nie zaskoczy.- próbował ukryć swój uśmiech, ale słabo mu wychodziło. Chciał wyglądać poważnie jak ona, ale było to trudne. Zupełnie pod tym względem do niej nie pasował, ale to czyniło go tym, który akurat pasował najbardziej.- Z miłą chęcią.
- Pewnie niebawem stąd wyjdę. Wracaj już do domu.
- Jak chcesz. Na dziś wystarczy tych wrażeń.- podszedł do drzwi.
- Carlos?
- Tak?- odwrócił się z zapytaniem w oczach.
- Po tym wszystkim co zaszło...kiedy dawałam ci nadzieję...- widział, że te słowa były dla niej trudne do przetrawienia.- Na pewno jedna rzecz była prawdą. Dobry z ciebie przyj... można ci zaufać.- wydusiła z siebie. Carlos tylko przytaknął. Kiedy otworzył drzwi, przestraszył się, ponieważ stanęła w nich nagle pani dyrektor. Bez słowa wyszedł nie spuszczając kobiety z oczu. [Co ona tutaj robi?] Truman patrzyła na niego inaczej niż zwykle. Nie potrafił określić tego spojrzenia. Było zimne, ale i zaniepokojone. Nie zdążył zareagować. Nic dalej nie mógł zrobić, ponieważ zamknęła mu drzwi przed nosem. Carlos oparł się o ścianę.
- Carlosie Pena...- powiedział do siebie.- Co ty zrobiłeś? Jesteś najbardziej naiwnym człowiekiem na świecie... ale za to jakim teraz zadowolonym...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~ Hejeczki. I jak? Podobało Wam się? Zaskoczeni? Zawiedzeni? Czy może przewidzieliście wszystko od początku? Jestem ciekawa co macie do powiedzenia. Pozwólcie, że z tym rozdziałem przyspieszę akcję zdarzeń. Będzie jeszcze więcej fajnych, ciekawych i tajemniczych wątków :D I będziemy je po kolei odkrywać :P
~ Czy Carlos dobrze robi, że nie opuścił Dolara po tym wszystkim? Czy tajemnica Lucasa zostanie tajemnicą czy Dolar będzie się mścić? Widzimy się za tydzień :*
PS Dziękuję The Unforgiven za plusika do ostatniego rozdziału :*
PS Dziękuję The Unforgiven za plusika do ostatniego rozdziału :*
MÓWIŁEM ŻE ON JEST HOMO! MÓWIŁEM! Myślałem tylko, że podkochuje sie w Carlosie. No tu sie pomyliłem ale wiedziałem ze jest homo!
OdpowiedzUsuńTo z Dulcią rzeczywiście pogmatwane... Biedny Carlos. Ten mętlik w jego głowie musi być okropny do zniesienia. Ale pocieszeniem dla niego może byc to że gdyby moja teoria z zabójstwem sie sprawdziła to czułby sie o wiele gorzej. Nieprawdaż??
Nie żal mi Dolara. Dobrze jej tak z tym nadgarstkiem i nogą. Dobrze! Niech teraz trochę pocierpi. Bawiła sie ludźmi to teraz ma.
Dyrektorka do niej polazła? One muszą być jakąś rodziną! Nie wierzę że może być inaczej. Są jakoś powiązane...
Lucas i Mitch? serio? Lucas jest spoko. Lubiłem go zawsze a ten Mitch wydaje sie tępy. No serio... Nwm jak wygląda.. Jest w bohaterach?? Luknę potem. Może Luc pleciał na wygląd ale no weeź.. serio??
Super rozdzialicho i czekam na kolejne :)
Mitch to kolega Briana ;p
UsuńNo wiem przecież ze to jego przydupas. Mówiłem tylko ze nwm jak wygląda :)
UsuńDobra, dobra.. Jak pisałam, to był lipiec :P
Usuńklep, zostały mi 3 rozdziały, wyrobię się. Skomciam rano, bo teraz mój mózg nie funkcjonuje właściwei
OdpowiedzUsuńFuck, kom mi się usunął. Skomciam wieczorem -.-
UsuńNadrobiłam :D Nareszcie :P Dopiero teraz zauważyłam, że piszesz bardzo książkowo. Podoba mi się to, nawet bardzo. Tytuły też, jak w książce :) Lucas jest gejem, to rozumiem, ale on i Mitch? Lucas jest grzeczny, Mitch jest pieskiem Briana. Wgl. Lucas kojarzy mi się z Lucasem z TVD, nie tylko przez imię, ale tamten też jest homo i ma siostrę bliźniaczkę :D Jak zaczęłam nadrabiać to $ była mi neutralna, nie przepadałam za nią, jak kiedyś i z każdym rozdziałem przestawałam ją lubić, a teraz takie coś. No nieźle. Wredna manipulatorka... Jakbym siebie opisywała, ale ja nie gram w takie gierki :P Podoba mi się styl Jenny, szminka i dresy, ciekawe :) CARTER SIĘ NIE ODPIERDOLIŁ JESZCZE -,- Myślałam, że jak już 40 rozdziałów to może, ale nie.. God, jak on mnie wkurzał przez całę to czytanie... Nie cierpię gościa. Szkoda mi natomiast Torrensela czy jak mu tam. David ma na imię, c'nie? Mayra specjalnie powiedziała "ciociu", by ich przestraszyć. Wredna pinda. Jej też nie lubię. Tych protagonistów tego opowiadania jest tak dużo, a ja emocje przelewam na kilku antagonistów. Ciekawe, jaki Mitch ma tyłek... Facet z dobrym zadkiem to kandydat na chłopaka :P
UsuńSuper rozdział i wgl. Tłint. Czekam :)
A więc mój blog jest jak książka. Niektórzy lubią czytaç książki. Ja nie. Haha ironio :) Serio w wampirach Lucas ma tak podobnego odpowiednika? Jestem zaakoczona :)
UsuńOoo nie ma za co dziękować! :*
OdpowiedzUsuńKobieto.. Nwm co mam powiedzieć , serio. W mojej głowie zebrało się tyle myśli, że nwm jak ubrać je w jakiekolwiek słowa.
Kurde Lucas jest homo.. A on jest taki ładny :P szczerze, to ja się wgl tego nie spodziewałam, a teraz jak się dowiedziałam, to jestem hmm zszokowana. Ale dobra, ciekawe czy Mitch odwzajemnia jego miłość? Na pewno później coś o tym bd.
Dolar? :O co to za głupia gra? Really? Wykorzystuja naszego Carloska, no po prostu brak słów.
Ale dobrze wiedzieć, że jednak doceniła go jako dobrego przyjaciela...
Kiedy stali na tym balkonie, to ja tak myślałam, jezus zaraz sie zawali (prawie jak w Spider-manie) xD
Super rozdział czekam na nexta, na więcej zagadek do wyjaśnienia i zszokowana pozdrawiam :))
Zapomniałam wspomnieć o dyrce.. Ciągle coś zapominam, jezuuu.
UsuńNo więc dyrka i Dolar to mi bardzo dziwnie wygladało od samego początku, w sumie nadal myśle, że ona jest jej ciotką i chyba nie mam lepszego wyjaśnienia ;)
Haha było do przewidzenia z tym Lucasem. No ale siostrze by mógł powiedzieć
OdpowiedzUsuńZ ta dziewczyną to pewnie może wyrzuca ją ze szkoły albo ta dyrektorka to jej matka nw nie czytam od poczatku
Czekam xo
Mam małe pytanie
OdpowiedzUsuńPotrzebuje zdj na nagłówek
OdpowiedzUsuńMasz może jakiś program graficzny
Nie jestem wielce doświadczona. Raczej ze mnie grafik amator. Używam programów do robienia kolaży albo Gimpa 2 jeśli chodzi o mój najnowszy blog
UsuńDomyślałam się, że Lucas może być homo.. Te zdjęcia i jego zachowanie jak Mama o Nim opowiadała, to można było poznać. A Carlos ma dużo odwagi, że chciał porozmawiać z Lucasem o jego orientacji, ale rozmowa przeszła o wiele dalej.. Podziwiam go za to, że zoszostz Dolar. Życzę powodzenia tej parze! :).
OdpowiedzUsuńJa piernicze! Mega zaskoczenie! To było taakie wooow! Luc jest gejem. Dobrze się krył. To wszystko się pokrywa. Dlaczego chciał być w drużynie. Bo Mitch tam był! Kobieto jesteś mega :)
OdpowiedzUsuńO matko, Carlos... Przepraszam, ze wszyscy tak Cię piętnują. Łącznie ze mną, o zgrozo życiowa! Tak, Carlos... Mnie też przerażasz. Lucas, nie jesteś jedyny. Ale te porównania: „Jakbym zabił człowieka...” dziewczyno, błagam.
OdpowiedzUsuńLucas woli chłopców? No dobra, nie spodziewałam się tego, przynajmniej jeszcze tydzień temu. Ale po kiego wała robić taką tajemnicę? To nic strasznego. I dlatego ma złamane serduszko... No dobra. Kumpluję się z pięcioma chłopakami. I jakoś z żadnym jakimś cudem nie wylądowałam w łóżku. A oni na przykładzie Lucasa, pokazują, że taka przyjaźń nie istnieje. Może źle odczytuję Twoje słowa, ale przynajmniej tak to rozumiem. Ej, nie każdy artysta ćpa. Wiesz, co mam na myśli. Ale przynajmniej zagadka się rozwiązała. Wiadomo, co zaszło między D, a L. Nie lubię tej cipeczki-dupeczki. To, jak traktuje chłopaków jest jakieś lewe. Jak THEO! Sorry, za tą wzmiankę, ale muszę to napisać.
Okazało się, że na teenwolfpolska.pl są fani i „Słodkich Kłamstewek” i „Teen Wolfa”. W trakcie jednej z czatowej dyskusji rozmowa zeszła na te tory. Okazało się, że Mike, jako postać w PLL jest przez nich dość lubiana, ale Theo nikt z nich nie cierpi (ja go nienawidzę i wcale tego nie kryję). Ale wniosek jest jeden. Cody zrobił wrażenie jako aktor na kumplach z ekipy i na fanach. Dobra, już z tym koniec... Jedziemy dalej.
Dlaczego Lucas nie powiedział mu tego od razu? Byłoby o wiele łatwiej. Szybciej... A z szantażem można sobie łatwo poradzić. A Carlos teraz jest... wściekły. I teraz żąda wyjaśnień od samej Dupeczki... Ogłaszam ją Silver Banshee! Oglądałaś „Tajemnice Smallville”? Mowa o sezonie dziewiątej. Jedne, czego się cieszyłam, to, że ta chatka się chybotała. Dwie osoby to za dużo. Aż czekałam, aż to wszystko się zawali. No i zawaliło. Powiedzmy, ze dla Dupeczki to była kara. Dwa kilometry to taki kawał drogi? Pół godziny spacerkiem. Piętnaście, jeśli się kawałek przebiec. Ale ten oczywiście się zmartwił. Powinna był z siebie zadowolona. Skoro jest tą złą, to może czas się zmienić? Hmm? Nie lubię jej! Jest pieprzoną manipulantką. A Carlos jest... tak dobry, że aż boli. Daje jej kolejną szansę. Notka super! Czekam na nn! Pozdrawiam!
Ogl Tajemnice Smallville daaaaawno temu kiedy tylko miałam okazję. I fakt. Cody ma talent skoro można żywić do nirgo jednocześnie takie skrajne emocje ;)
UsuńHelloł ! :D
OdpowiedzUsuńTroszku mnie nie było, masz prawo być zła.
Moje usprawiedliwienie ? - Były wakacje, wyjechałam na te ostatnie tyg :)
Właśnie .. BYŁY.. A teraz szkoła znowu :/
Miałam skomciać wcześniej, ale lenistwo :D
Żebyś nie pomyślała, że przestałam czytać! Co to to nie ! Nie ma takiej opcji. ;D
Nadrobiłam rozdziały.
Oj .. Dzieje się tyle !
Ale chyba najbardziej szokujące info - Lucas jest gejem ?!?! ŁAT ?? OEZUUU. Miałam kilka scenariuszy, ale to ? Nawet nie pomyślałam !
A teraz Los i $ coś tam :D
Db !
J
Czekam na nn !
x!